Miał być bramkarzem Piasta Iłowa, a został tenisistą amatorem. Mowa o Przemysławie „Saszy” Żejmo z Kabaretu Jurki z Zielonej Góry. Artysta w rozmowie z Radosławem Bieleckim opowiada o sposobie na długowieczność oraz miłości do żużla i tenisa.

Widzieliśmy się wiosną tego roku na turnieju tenisowym Polonia Open w Naples na Florydzie. Turnieju amatorskim dla „polonusów” rozsianych po świecie. O ile się nie mylę, to był twój drugi raz z rzędu na tej imprezie, w charakterze zawodnika i artysty, bo pojawiłeś się również na scenie podczas bankietu. Jak oceniasz tę imprezę tenisową?
– Jestem przede wszystkim pod ogromnym wrażeniem miejsca, w którym ten turniej się odbywa. Floryda, luty, słońce, niebieskie niebo, palmy, flemingi. Miami vice (śmiech). Niesamowite jest też to, że zjeżdżają się tam przedstawiciele Polonii z całego świata. W turnieju biorą udział także goście z innych państw: Słowacy, Rumuni, Serbowie czy Amerykanie. Co mogę powiedzieć. Świetna organizacja i świetne miejsce. Samo to, że impreza odbywa się w akademii tenisowej Emilio Sancheza już robi robotę. Dla mnie to jest niesamowite, że grasz w miejscu, które prowadzi legenda światowego tenisa, z którym można poprzebywać i porozmawiać. Poza tym, co jest ważne, trzy dni przed turniejem jest tam organizowany obóz przygotowawczy dla uczestników rozgrywek, a zajęcia prowadzą profesjonalni trenerzy z tejże akademii. Jest to dla mnie ogromne przeżycie. To wygląda tak jakbym był Kopciuszkiem, który przyjechał karocą na bal do pałacu. To, że mogę spędzać tam czas z rodziną i przyjaciółmi na kortach jest wspaniałe.
Nie chcę Ci wypominać wieku, ale może zdradzisz co trzeba robić, żeby wyglądać po pięćdziesiątce jak nastolatek. Czas Ciebie ewidentnie oszczędza. Masz na to jakiś patent?
– Aż strach pójść do ZUS-u, bo powiedzą: dzieciaku. (śmiech) Dziękuję bardzo, to są miłe słowa. Ja myślę, że praca i pasja, jaką wykonujemy, mówię o kabarecie, w jakiś sposób konserwuje. Myślę, że ludzie, z którymi się spotykam, dają mi mnóstwo energii. Do tego dochodzi rodzina, która wspiera i szerokopojęty sport. Ja swego czasu grałem bardzo intensywnie w piłkę nożną. Potem z Gosią (Małgorzata Czyżycka, żona i również artystka kabaretowa Kabaretu Ciach – przyp. red.)biegaliśmy i wracamy teraz do biegania codziennego, no i pojawił się tenis. Jak jeżdżę na turnieje artystów i widzę aktorów, którzy są sporo starsi ode mnie i są w świetnej formie, to daje mi to potwierdzenie, że sport i tenis konserwują, a cyferka w metryce jest tylko cyferką. Myślę, że to, na ile się czujesz lat, odbywa się tylko i wyłącznie w głowie. Tak bym w skrócie zdefiniował moje młodzieńcze rysy twarzy (śmiech).
W tenisa zacząłeś grać stosunkowo późno. Jaka jest Twoja przygoda ze sportem, bo nie wyglądasz na kogoś, kto przesiedział całą podstawówkę w ławce. Podobno byłeś perspektywicznym piłkarzem Piasta Iłowa ?
– Tak. Perspektywy były niesamowite. Piast Iłowa na zawsze w moim sercu. Byłem, jak to się wtedy mówiło, łącznikiem czy inaczej pomocnikiem na lewej lub prawej stronie. Mi było obojętne, która nogą gram. Obie były takie sobie (śmiech). Bardzo lubiłem grać w piłkę, ale o dziwo widziałem swoją przyszłość jako bramkarz. Uwielbiałem stać między słupkami mimo nikczemnego wzrostu. Jak to w Polsce bywa, aby zrobić karierę, wzrost nie jest ważny. Trzeba mieć tylko odpowiednie zwierzę. Nie miałem kota, więc wiedziałem, że będzie ciężko. (śmiech) Moim idolem był Józef Młynarczyk. W Iłowej moja kariera skończyła się w ósmej klasie. Później poszedłem do szkoły średniej i trenowałem z juniorami Karkonoszy Jelenia Góra. Na studiach też grałem w rozgrywkach uczelnianych. Oczywiście grałem w Reprezentacji Polski Kabaretów, którą prowadził były zawodowy piłkarz Bartek Jurkowski. Później przyglądałem się jak zaczęli grać w tenisa Kamol i Lopez z Kabaretu Hrabi. Namawiali mnie abym spróbował. Dostałem nawet od nich torbę i rakietę na zachętę.

Wojtek Kamiński, były już członek Jurków, chyba pierwszy z Waszej grupy złapał bakcyla tenisowego?
– Wojtek mnie oczywiście też namawiał, ale wtedy tenis wydawał mi się ostatnim sportem, jaki chciałbym uprawiać. Wydawał mi się nudny. Oczywiście do pierwszego razu, gdy będąc w trasie z kabaretem mieliśmy kort obok hotelu, w którym nocowaliśmy. Wojtek Kamiński poszedł sobie ćwiczyć serwis, więc żeby nie było głupio, że ona tak sam na tym korcie, to poszedłem z nim poodbijać. I tak to się zaczęło. Póżniej w Mrągowie, też przy okazji występów, poszliśmy całą kabaretową czwórką na trening do, jak się później okazało, brata znanego aktora Wojciecha Malajkata. U mnie z tym tenisem było trochę tak, jak na pierwszej dyskotece. Stoisz pod ściana i myślisz, że ktoś cię poprosi do tańca. Później pojawiły się kolejne treningi, które pokazały mi, że to nie jest takie proste, jak widać w telewizji, ale frajda była. Świadomie zacząłem trenować tuż przed Halowymi Mistrzostwami Polski Artystów we Wrocławiu w 2018 roku. Ten turniej był punktem zwrotnym. Trenowałem, żeby szybko czegoś się nauczyć i aby nie było wstydu. Zresztą pamiętasz, że zadzwoniłem do ciebie z prośbą o dziką kartę (śmiech).
Z tego co pamiętam był to debiut wymarzony. Wygrałeś przecież turniej pocieszenia. Dostałeś przysłowiową marchewkę i nie było odwrotu.
– Tak. To było niesamowite dla mnie przeżycie. Dostałem nagrodę za najlepszy debiut – rakietę Huberta Hurkacza, który wręczył mi ją osobiście. Wisi w domu w honorowym miejscu na ścianie. Zawsze jak oglądamy mecz Hubiego w telewizji, drażnię dzieciaki pytaniem, czy wiedzą, od kogo jest ta rakieta na ścianie (śmiech).
To był jeszcze czas gdy Hubert w styczniu mógł być we Wrocławiu na kortach.
– Chyba cały świat się skrzyknął, żeby mnie wciągnąć do tenisa, łącznie z Hubertem Hurkaczem. Szczerze dziękuję, bo teraz to jest główny temat moich dyskusji o sporcie.
To były początki. Dla nas amatorów jest to forma aktywnego spędzania czasu i zabawy, ale mam wrażenie, że traktujesz trening poważnie. Masz swojego trenera. Jak wygląda tydzień z życia tenisisty amatora?
– Moim trenerem jest Dariusz Juszczak. Świetny fachowiec i charakterny facet. Pasujemy do siebie, bo on, jak i ja, wyznajemy zasadę, że jak mamy dwie nogi to trzeba grać (śmiech). Trenuję dwa razy w tygodniu indywidualnie. W sezonie letnim gram w lidze klubu tenisowego Royal. Jeden, dwa mecze w tygodniu. Z Gosią, moją żona, która też zaczęła grać w tenisa, mamy trening mikstowy i do tego też jeden mecz ligowy. Całości dopełniają trzy spacery dziennie z naszym psem. Tak wygląda tydzień amatora. Jak widzisz, przy naszej aktywności zawodowej, dzieciach i psie trochę tego jest. Ostatnio, pod kątem uprawiania sportu, nawet zmieniłem podejście do żywienia. Zwracam uwagę na to, co jem. Nigdy nie sądziłem, że tak w to wsiąknę.
Dodatkowo wciągnąłeś w to żonę. Jak Wam się gra razem. Wychodzi na korcie kto rządzi w domu?
– Jasne, że wychodzi. Ja jestem cichutki na korcie jak trusia, gdy gramy razem. Treningi mikstowe nam sporo dały, bo wyrobiliśmy sobie pewne mechanizmy. Wiemy, co kto ma robić i za co odpowiada, każdy ma swoje zadania. Świetnie się rozumiemy. Nam się udaje uniknąć konfliktów rodzinnych na korcie.
A ja wiem, że masz jeszcze jedną sportową pasję. Nie myślałeś, żeby wsiąść na motocykl i kręcić cztery kółka w lewo?
– Żużel. Tak. To jest kolejny sport, którym nigdy bym się nie spodziewał, że będę się interesował. Nie spodziewałem się, że cztery okrążenia w lewą stronę mogą być tak pasjonujące. Poszedłem na pierwszy mecz w Zielonej Górze i tak jak w przypadku tenisa. Wsiąkłem. Do tego stopnia, że w radiu słuchałem relacji z meczów wyjazdowych. Miałem 30 lat jak poszedłem na pierwszy mecz. Kiedyś Andrzej Huszcza, zielonogórska legenda żużla, jak się o tym dowiedział zapytał: „To gdzieś ty żył człowieku?”. Tutaj na mecze chodzi się od dziecka, dlatego to pytanie.
No właśnie. W Zielonej Górze żużel to jest wręcz religia. Ty też jesteś w tym „żużlowym zborze”. Jak to teraz wygląda? Stoisz na falubazovej „żylecie” z flagą, czy teraz już bardziej sektor VIP?
– Był taki moment, że byłem bardzo blisko klubu. Prowadziłem imprezy dla Falubazu, takie jak chociażby prezentacje drużyny przed nowym sezonem. Teraz, z uwagi na sporo obowiązków zawodowych, jestem raczej takim piknikowym kibicem, ale bywało, że kibicowałem na tak zwanym „magiku” przypięty pasami do ogrodzenia, żeby nie spaść.
Podobno wciągnąłeś Patryka Dudka i innych żużlowców na scenę? Przypadek czy zaplanowane działanie?
– Klub organizuje w mieście imprezę o nazwie „60 godzin z Falubazem”. To jest fajna forma pokazania zawodników i klubu takiemu zwykłemu kibicowi. Odbywają się wtedy spotkania w szkołach, przedszkolach. Klub poprosił naszą grupę improwizacyjną „Siedem razy Jeden” o występ w ramach tej klubowej akcji. My wpadliśmy na pomysł, aby zamiast wstępu zaprosić żużlowców do improwizacji na scenę. Wyszło świetnie. Okazało się, że są zwierzęciem scenicznymi. Doskonale odnaleźli się w nowych dla siebie warunkach. Prym wiedli właśnie Patryk Dudek i Słowak Martin Vaculik.
Przepraszam za ostatnie pytanie z innej beczki. Może jest głupie i wiele razy je słyszałeś, ale dawno chciałem ci je zadać. Nie było odwagi. Teraz jest ku temu sposobność. Dlaczego mówią na Ciebie Saszą? Czy ma to związek z tym, że twoja żona Gosia skończyła filologię wschodnio-słowiańską?
– Mój starszy brat w akademiku dostał ksywkę Sasza, bo studiował właśnie filologię wschodnio-słowiańską. Później, gdy ja pojawiłem się na studiach z automatu byłem młodym Saszą i tak już zostało do dziś. Teraz jak idziemy razem miastem, gdy ktoś krzyknie Saszą to się oboje odwracamy (śmiech).
Rozmawiał: Radosław Bielecki
ANKIETA Come-On Tennis

Imię i nazwisko: Przemysław Żejmo
Data i miejsce urodzenia: 20.09.1972 Lwówek Śląski
Gram w tenisa od (rok): 2017
Ulubiony tenisista: Gaël Monfils
Ulubiona tenisistka: Ashleigh Barty
Ulubiony turniej ATP i WTA: Australian Open
Ulubiona nawierzchnia: hard court / mączka
Największy sukces tenisowy: HMPA wygranie turnieju pocieszania i rakiety Huberta Hurkacza
Ulubiony drink: kawa z mlekiem i miodem
Sprzęt tenisowy Przemysława Żejmo
Rakieta: Yonex Vcore 98 Scarlet 305 gr.

Naciąg: Head Lynx Tour 1,25 mm.

Siła naciągania (kg): 22/23 albo 23/22
Buty: Diadora Blushield Torneo Clay rozm.43

Koszulka: Joma Montreal Short Sleeve rozm. M
Spodenki: Joma Bermuda Masters Tennis rozm. M
Skarpety: Wilson
Ulubione piłki: Dunlop Fort all court
Yonex Vcore 98 Scarlet 305 gr.
Yonex VCORE 98 305 gr. Scarlet to najnowsza wersji Yonex, w której poszerzono górną część ramy i przeprojektowano system grometów, aby zwiększyć potencjał rotacji oraz zwiększyć moc i stabilność. Nowy VCORE 98 to obowiązkowa opcja dla graczy, którzy lubią amortyzację i szukają rakiety, która wypuszcza uderzenia z dużą rotacją i mocą.
Oprócz zapewniania większej kontroli i precyzji niż większy VCORE 100, VCORE 98 ma nieco większą masę. Yonex przeprojektowuje belkę, nadając jej grubszy przekrój poprzeczny w główce, co zwiększa moc i stabilność.
Yonex poszerzył również obszar uderzenia, tworząc bardziej przyjazną dla rotacji i responsywną strefę kontaktu.
Nowe technologie obejmują Flex Force, wyjątkowo elastyczny grafit (NAMD-2), aby rakieta wyginała się bardziej optymalnie przy uderzeniu.
Aby zwiększyć potencjał rotacji, VCORE 98 jest wyposażony w String Sync, konstrukcję grometu która pomaga mocniej odskoczyć naciągom podczas uderzenia.
Dodatkowe technologie obejmują siateczkę tłumiącą wibracje w rękojeści, a także kształt głowy ISOMETRIC, sprawdzoną funkcję, która sprawia, że rakiety wybaczają więcej błędów przy niecentrycznych uderzeniach.
Waga: 305 gr.
Wielkość główki: 632 cm2/98 in.
Balans: 315 mm.
Sztywność: 62 RA
Układ strun: 16×19
Rama: 23/23/21 mm.
Długość: 68,5 cm.
Materiał: grafit
Naciąg tenisowy Head Lynx Tour
Zaprojektowany dla mocno grających średniozaawansowanych i zaawansowanych tenisistów. Ten wyjątkowy, sześciokątny naciąg zapewnia idealne połączenie kontroli i rotacji. LYNX TOUR to naciąg monofilamentowy, wykonany z nowej, zwiększającej trwałość mieszanki kopolimeru, gwarantuje przyjemność i komfort gry.
Diadora Blushield Torneo Clay
Męskie buty do tenisa z technologią SuprellTech, przewiewną siateczką i cholewką z d-skin zapewniają stabilność i optymalną oddychalność. Lekka podeszwa środkowa z pianki EVA ze wzmocnionym wnętrzem i technologią blushield dla zwiększenia stabilności. Specjalna podeszwa do kortów ziemnych.
czytaj też: Przemysław Sadowski, aktor: Gdzieś ten tenis siedział we mnie, ale długo go nie spróbowałem