38-letni Rafael Nadal, jeden z trzech współczesnych muszkieterów męskiego tenisa, którzy zdominowali prawie trzy dekady w międzynarodowym Tourze, ogłosił zakończenie kariery. W sumie spodziewana od dawna decyzja jednak wzbudziła emocje, łzy, żal i smutek wielu kibiców, co nie dziwi, skoro odchodzi jeden z najwybitniejszych sportowców świata. Może nie wszyscy pamiętają fakt, że swój pierwszy tytuł w cyklu ATP Tour tenisista a Majorki wywalczył w 2004 roku na kortach Sopockiego Klubu Tenisowego w turnieju Prokom Open.
To dość specyficzne pożegnanie, bo trapiony kontuzjami Rafa od dawna walczył nie tylko ze zdrowiem, coraz młodszymi rywalami, ale też na pewno ze sportową złością. Chociaż kolejny powrót do tenisa, jak się teraz okazuje ostatni już w zawodowym sporcie, na pewno nie zaspokoił jego ambicji i na mocną próbę wystawił jego dumę.
Chwilami może przypominał finałową szarżę bohatera filmu „Ostatni samuraj”, z góry skazaną na klęskę, ale nie wygraną w niej chodziło, lecz o honor i bezkompromisowe pożegnanie czy też odejście na własnych warunkach. To bardzo pasuje do nieustępliwego wojownika światowych kortów, przed wszystkim ziemnych, ale nie tylko bo niewielu udało się w karierze trzymać w ręku najcenniejsze trofea dla zwycięzców wszystkich czterech turniejów Wielkiego Szlema, w którym triumfował 22 razy.

„Le Roi de la terre battue” – to wyjątkowy przydomek króla Rafaela, prawdziwego i niepodważalnego władcy kortów ziemnych im. Rolanda Garrosa. Choć tu może poczekajmy kilka lat, bo być może dołączy do niego, a może nawet prześcignie, Iga Świątek, dla której Nadal jest idolem, a paryski turniej najważniejszym miejscem na tenisowej mapie świata.
Ale wróćmy do niesamowitego człowieka, który aż 14 razy wznosił nad głową Puchar Muszkieterów po zwycięstwach w wielkoszlemowym Roland Garros w latach 2005-2008, 2010-14, 2017-20 i w 2022 roku. Jednak nie tylko dlatego dziennikarze „L’Equipe” nadali już dawno temu królewski przydomek Nadalowi. Tenisista pochodzący z Manacor na Majorce wygrał w dobiegającej właśnie końca karierze 92 turnieje, z czego większość na nawierzchni ziemnej, a innymi szczęśliwymi miejscami dla niego w Tourze były Barcelona, Monte Carlo, Madryt i Rzym.

Ale nie raz udowodnił, że potrafi bardzo dobrze spisywać się też na innych nawierzchniach, nawet na trawie. W dodatku sięgnął po dwa tytuły w świątyni Lawn Tennisa, czyli na trawiastych kortach The All England Club. Za pierwszym razem dokonał tego w swoim trzecim z rzędu londyńskim finale. Do tego właśnie pokonał w decydującym meczu Wimbledonu 2008 w piątym secie 9:7 samego Szwajcara Rogera Federera, przerywając serię jego pięciu zwycięstw (z ośmiu) w The Championships.

Powtórzył ten sukces na wimbledońskiej trawie w 2010 roku. Pozostałe sześć wielkoszlemowych triumfów odnotował na innych kontynentach. Dwukrotnie był najlepszy w Australian Open (2009 i 2022) i czterokrotnie w nowojorskim US Open (2010, 2013, 2017 i 2019).
Piątkowe oświadczenie Nadala opublikowane na jego kanałach w social mediach zaskoczyło i nie zaskoczyło, bo było spodziewane, ale jednak zatrzymało na chwilę myśli. Bardziej zaskoczyło, że właśnie teraz, skoro w dniach 19-24 listopada zobaczymy go jeszcze w barwach reprezentacji Hiszpanii walczącej o Puchar Davisa podczas finałowego turnieju w Maladze z udziałem ośmiu najlepszych drużyn narodowych świata.
W sumie Rafa przygotowywał tenisowy świat na zakończenie kariery, bo choć kilka miesięcy temu wrócił n korty, to nie precyzował do kiedy na nich zostanie. Jakby łapał kolejne nadlatujące piłki i uderzał z całych sił, jak tylko mógł na drugą stronę siatki. Czyli jak zawsze, szczególnie w sowich najlepszych latach, dawał z siebie wszystko, nie pozostawiając marginesu na błędy czy chwile zawahania.
Tegoroczny pożegnalny Tour Nadala rozpoczął się w styczniu w ATP 250 w Brisbane (ćwierćfinał) i niestety nie zahaczył o Melbourne, ponieważ zdrowie nie pozwoliło mu zagrać w Australian Open. Potem był ATP 500 w Barcelonie (1/16 finału), ATP 1000 w Madrycie (1/8 finału), ATP 1000 w Rzymie (porażka z Hubertem Hurkaczem w 2. rundzie).
czytaj też: Rafael Nadal: Nigdy się nie poddawaj!
I tu na chwilę się zatrzymajmy, bo w stolicy Katalonii, a zaraz po tym w stolicy Hiszpanii również w natłoku wzruszeń i podziękowań, przemycał niepokojące słowa o nadchodzącym pożegnaniu. Ostrzegał, że nie wie czy będzie kolejny turniej, kolejne mecze, choć jednocześnie podkreślał, że bardzo chciałby odwiedzić kolejne ulubione miejsca i znowu wyjść na kort i walczyć z całych sił.
Chyba wszyscy spodziewali się, że oficjalne zakończenie kariery nastąpi podczas Roland Garros. W pierwszej rundzie Wielkiego Szlema zatrzymał go – po trudno wywalczonych trzech setach – Niemiec Alexander Zverev. To oznaczało, że 38. urodzin nie spędzi w Paryżu. Fani tenisisty z Majorki pozostali w nieznośnym zawieszeniu, bo nie padło tam „Adieu” (żegnajcie), lecz raczej „Au voir” (do zobaczenia). Mocno niedopowiedziane, bo zależne od zdrowia i sił.

.Niepewność w sercach kibiców poważnie zwiększyła decyzja o wycofaniu się z Wimbledonu. Ale występ w imprezie ATP 250 w Bastad i osiągnięty tam finał były jasnym sygnałem, że jeszcze raz zagra na ukochanych kortach im. Rolanda Garrosa, choć ozdobionych tym razem olimpijskimi symbolami.
Było wielkie show na barce płynącej po Sekwanie podczas ceremonii otwarcia igrzysk gdy pojawił się w świetle jupiterów ze zniczem olimpijskim w ręku. Wygrany mecz w pierwszej rundzie w Paryżu i porażka w drugiej z niebyle kim, bo z Serbem Novakiem Djokoviciem, późniejszym złotym medalistą.

I po tym nastąpiła jeszcze bardziej przejmująca cisza, pogłębiona niepokojącym brakiem Rafy w drabince US Open 2024. I wreszcie radosne nowiny obiegły tenisowy świat 23 września, gdy Hiszpanie ogłosili skład na Davis Cup Final 8 w Maladze, a w nim nazwisko Nadala obok Carlosa Alcaraza, wicemistrza olimpijskiego z Paryża.
Szykują się więc za miesiąc niesamowite emocje i pewnie jeszcze bardziej serdeczne pożegnanie jednego z największych tenisistów w historii, tym razem definitywne. Złe wieści są takie, że już w oficjalnej sprzedaży nie można kupić biletów na mecze Pucharu Davisa. Pod dzisiejszej informacji wysłanej przez Rafę pewnie trudno będzie też je zdobyć „z drugiej ręki”.

Są jeszcze dostępne za to na Billie Jean King Cup Finals, w którym 12 najlepszych kobiecych drużyn świata będzie na tym samym obiekcie rywalizować w dniach 12-20 listopada. Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) oferuje je w tym tygodniu z 20-procentową zniżką. Przypomnijmy, że w finałowym turnieju wystąpią Polki, w których wstępnym składzie znalazły się zawodniczki LOTTO PZT Team: Magdalena Fręch (KS Górnik Bytom), Magda Linette (AZS Poznań), Maja Chwalińska i Katarzyna Kawa (obie BKT Advantage Bielsko-Biała). W pierwszej rundzie, 13 listopada, spotkają się z zespołem Hiszpanii.
Tomasz Dobiecki