Wyzwania i adrenalina podczas rywalizacji, tenisowe towarzystwo, w którym czuje się jak ryba w wodzie, a na koniec partyjka… brydża z przyjaciółmi. O swoich sportowych fascynacjach opowiada Krystyna Lancmańska, która wraz z Alicją Szopą zostały zwyciężczyniami turnieju deblowego kobiet Babki Cup 2020 rozgrywanego na kortach AZS Poznań.
Puchar za wygraną z tegorocznej imprezie Babki Cup znajdzie godne miejsce na półce z Pani tenisowymi trofeami?
– Już znalazł. To bardzo ważne zwycięstwo w moim tenisowym CV. Rywalizacja w gronie 30 par była zacięta. Razem z moją partnerką deblową Alicją Szopą z Pucka od fazy pucharowej mieliśmy piekielnie mocne rywalki. Każdy pojedynek był nie lada wyzwaniem. Wygrana po takim turnieju – który świetnie zorganizowała Krystyna Muzolf – smakuje tym bardziej. Finał, w którym rywalizowałyśmy z siostrami Hanną Piskorek i Moniką Filipowiak zakończył się przed północą. Było duże zmęczenie fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne ze względu na wielkie emocje.
Razem z Alicją Szopą tworzycie duet idealny?
– (śmiech) Do tego droga daleka. Moją podstawową partnerką na korcie jest Edyta Klimek, z którą stanęłam na najwyższym stopniu podium poznańskiej edycji Baba Cup w ubiegłym roku. Były także miejsca medalowe w ogólnopolskich rozgrywkach tej prestiżowej imprezy. Niestety, Edyta ze względu na problemy zdrowotne nie mogła zagrać teraz.
Dogadałam się więc z Alicją, którą poznałam kilka lat temu. Było tym łatwiej, że jesteśmy z Pomorza. (śmiech) Alicja pochodzi z Pucka, a ja z Wejherowa. Nasz sukces jest wspólny. Ala to taki „Rafa Nadal w spódnicy”. Żadna z rywalek nie lubi odbierać jej mocno rotowanych piłek.
Skąd wziął się tenis w Pani życiu?
– Mam sportową duszę, choć uczę matematyki. Na studiach na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza grałam w barwach AZS-u w tenisa stołowego. Potem pracując już w swoim zawodzie w Technikum Kolejowym prowadziłam drużynę pingpongistów w tej szkole. Jednak moim marzeniem był tenis ziemny. Trafiłam pod skrzydła bardzo dobrego fachowca jakim jest Andrzej Krawczyk, który ucząc mnie techniki jednocześnie zabronił grać celuloidową piłeczką.
Tenis jest dla Pani bardzo ważny, ale są też inne dyscypliny…
– To już zasługa męża Piotra, z którym grywam zresztą regularnie miksta. To dzięki niemu nauczyłam się też pływać i jeździć na nartach. A na dodatek pochłonął mnie brydż. Realizuję się w swoich sportowych pasjach. Wyzwania, adrenalina, fajni ludzie, których spotykam, to jest to co lubię.