– Najpiękniejsze rzeczy w życiu rodzą się z miłości i pasji. Moją miłością i pasją jest tenis – mówi Małgorzata Frydrych, pasjonatka białego sportu i organizatorka turniejów dla amatorek na kortach warszawskiej Spójni Górnej.
Transmisje telewizyjne sprawiły, że trafiła na kort
– Zaczęłam grać dopiero mając 37 lat. Pewien znajomy zabrał mnie na kort i pokazał na czym ten sport polega. Wcześniej, jako młoda dziewczyna, oglądałam tenis w telewizji. Uwielbiałam patrzeć jak grała Steffi Graf, Martina Hingis, pamiętam nawet Martinę Navratilovą. To był bajkowy świat, o którym w tamtym czasie mogłam tylko pomarzyć. W końcu jednak przyszedł moment, w którym postanowiłam wziąć rakietę do ręki i spróbować swoich sił. Wraz z dwiema przyjaciółkami trafiłyśmy na korty warszawskiej Spójni Górnej. Dlaczego tam? To był czysty przypadek. Te korty po prostu znajdowały się najbliżej mojego miejsca zamieszkania – wspomina Małgorzata Frydrych.
– Przez około dwa lata grałam raz w tygodniu. To były takie dwugodzinne zajęcia. Z czasem moje koleżanki zrezygnowały z tych naszych wspólnych treningów, ale wcześniej wspólnie z Krzysiem Zarzyckim – właścicielem kortów na Spójni – pojechałyśmy na 10-dniowy obóz tenisowy do Olsztyna, na którym przygotowywali się jego 15- i 16-letni wychowankowie. Pamiętam, że prezentowany przez nich poziom był dla mnie wręcz nieziemski. Wspólne treningi wiele mi jednak dały, choć dla tych młodych chłopców pewnie była to umiarkowana przyjemność. Tak czy inaczej, po powrocie z obozu zaczęłam grać praktycznie codziennie. Bardzo szybko zaczęłam też rywalizować na punkty – dodaje.
Amatorskie rozgrywki kobiet
– Mówimy o latach 2013-14, a wtedy amatorskich turniejów kobiecych nie było praktycznie wcale. Sporo było za to imprez dla panów. Były one rozgrywane choćby w ramach cyklu Grand Prix Warszawy. Razem z koleżanką – Darią Zawadzką, która była trenerką w MTC, postanowiłam więc reaktywować kobiece amatorskie imprezy tenisowe. No i tak to się zaczęło… Pomocną rękę wyciągnął wspomniany Krzysztof Zarzycki, który bez problemów zgodził się, by organizować turnieje na Spójni. Wcale mnie to nie zdziwiło, bo to jeden z największych pasjonatów tenisa, jakich spotkałam w życiu. On tą pasją wręcz zaraża. Ma bardzo dużą wiedzę o tenisie i bardzo ciekawie o nim opowiada. Jest też człowiekiem bardzo otwartym na innych ludzi i ich pomysły – dodaje.
Połączyła je pasja do tenisa
– Tym sposobem dziewczyna, która przez wiele lat nie miała nic wspólnego z tenisem, nagle zaczęła organizować imprezy. Sama też w nich grałam. W ich przygotowaniu bardzo mnie wspierali przyjaciele, Iza i Jarek Depta. Na tamten czas, zresztą i tak jest do dzisiaj, te turnieje to było coś więcej niż tylko wydarzenia sportowe. W tym samym gronie spotykaliśmy się dwa razy w miesiącu, wiodąc cudowne życie sportowo-towarzyskie. Wiadomo, że dziewczyny biorące udział w turniejach miały różne charaktery, ale wszystkie nas połączyła przeogromna, szczera i czysta pasja do tenisa. I to jest piękne. Zawsze zresztą powtarzam, że atmosferę tworzą przede wszystkim ludzie – zapewnia Małgorzata Frydrych.
– Przygotowanie takiego turnieju, gdzie gra ponad trzydzieści par, to spore wyzwanie logistycznie. Często biorę nawet urlop w pracy, żeby wszystko „zagrało”. Absolutnie jednak nie narzekam, bo w końcu tenis i te turnieje, to coś czym żyję i w czym się spełniam. A dodam tylko, że w życiu zawodowym zajmuję się zupełnie czym innym, pracuję na etacie – mówi Małgorzata Frydrych, która pierwszy turniej zorganizowała w 2014 roku. – Było to już parę lat temu. To swego rodzaju fenomen, że ludziom te imprezy się nie znudziły. Co więcej, frekwencja za każdym razem jest wysoka. Być może wpływ na to ma to, że zawsze starałam się wychodzić naprzeciw ludziom, i tego czego oczekują. By byli zadowoleni i miło spędzili czas – mówi.
– Dziewczyny, które zgłaszają się do turniejów prezentują bardzo różny poziom. W zawodach gra wielu byłych zawodniczek, jak i prawdziwych amatorek. Moim zadaniem jest, aby każda z nich wyszła z turnieju „nagrana” i w dobrym nastroju. Trudne chwile? Najgorzej było podczas pandemii, bo przez ponad rok nie zrobiłam żadnego turnieju i po tym czasie trudno się było ponownie zebrać. I to z różnych powodów. Wtedy jednak na mojej drodze pojawił się jeszcze większy świr tenisowy niż ja, czyli Jarek Styczeń, który robi równie fajne turnieje po sąsiedzku, na warszawskim AWF. Pierwsze turnieje po pandemii zrobiliśmy wspólnie i były to wspaniałe wydarzenia sportowo-towarzyskie – opowiada Małgorzata Frydrych.
Cykliczne wydarzenia na kortach Spójni Górnej
Turnieje przez nią organizowane odbywają się na Spójni Górnej cyklicznie. Jednym z ostatnich był wiosenny debel kobiet. Wygrała go para Magda Morawska – Natalia Kowalczyk, pokonując w finale Izę Chojnacką i Małgorzatę Kowalską. – Wielkie gratulacje należą się obu finałowym parom, ponieważ dojście do finału było trudnym zadaniem, choćby z uwagi na wysoki poziom turnieju, jak i ilość rozegranych pojedynków. Oba duety stoczyły w sumie po siedem meczów. W całym turnieju wystąpiło dwadzieścia par, które rozegrało 45 spotkań. Podobnie jest zresztą podczas innych imprez. Zawsze jest też wspaniała atmosfera, i o to przede wszystkim chodzi – podsumowuje ich organizatorka.
Tomasz Sikorski