Magdalena Fręch (114. WTA) środę wieczorem, w Polsce już w nocy ze środy na czwartek, na II rundzie zakończyła udział w challengerze WTA w amerykańskim Midland (kort twardy w hali). W 1/8 finału Polka, choć w decydującym secie prowadziła 5:1 z przewagą dwóch breaków, przegrała „na własne życzenie” 7:5, 2:6, 6:7 (5) z niżej notowaną Amerykanką Ann Li (147. WTA).
Mecz 1/8 finału z niżej notowana Ann Li, urodzona w Łodzi Magdalena Fręch, obecnie tenisistka Górnika Bytom, rozpoczęła od breaka, ale w gemie szóstym straciła podanie i przy remisie 3:3 szanse się wyrównały. Na stratę serwisu przez Polkę zapowiadało się zresztą już wcześniej, gdyż w gemie drugim obroniła jeden, zaś w gemie czwartym aż trzy break-pointy. Amerykanka po doprowadzeniu do remisu wcale się nie „zatrzymała”, z przewagą breaka prowadziła nawet 5:3, ale seta otwarcia „zamknąć” zwycięstwem nie zdołała. Cztery następne gemy padły łupem Polki i to Magdalena Fręch po 46 minutach wygrała pełną zwrotów pierwszą partię meczu 7:5.
Polka zrobiła pierwszy krok na drodze do awansu, jak się jednak później okazało, ostatecznie go sobie nie zapewniła.
Druga odsłona meczu zupełnie nie „wyszła” Magdalenie Fręch. Faworytka tej tenisowej potyczki już w gemie drugim straciła serwis i tym razem strat odrobić już nie dała rady. Polka miała jedną szansę na uzyskanie re-breaka w gemie czwartym, lecz jej nie wykorzystała, po czym Ann Li już do końca seta pewnie utrzymała przewagę. Na koniec drugiej partii meczu Amerykanka raz jeszcze zdobyła break wygrywając II seta 6:2, więc o awansie decydował dopiero set III.
W decydującej odsłonie meczu Polka prowadziła już 5:1 z przewagą dwóch breaków, ale całą przewagę roztrwoniła! Najpierw Amerykanka wykorzystała już pierwszy break-point, gdy Polka serwowała po zwycięstwo w meczu prowadząc w secie III 5:2, a następnie doprowadziła do remisu 5:5, gdy Magdalena Fręch po raz drugi serwowała po wygraną w meczu. Tym razem gem był długi, najdłuższy w całym meczu. Magdalena Fręch obroniłą w nim cztery break-pointy, ale przy piątym Ann Li zdobyła upragnione przełamanie i po blisko dwóch godzinach zmagań rywalizacja o awans wróciła do punktu wyjścia.
Magdalena Fręch raz jeszcze znalazła się bardzo blisko awansu po tym jak zdobyła bardzo istotny break w genie 11. obejmując prowadzenie w III secie 6:5, lecz po raz trzeci serwując po zwycięstwo, po raz trzeci nie była w stanie „zamknąć” tej tenisowej batalii. Polka powinna być sporo wcześniej w ćwierćfinale, tymczasem o awansie rozstrzygał ostatecznie tie-break III seta.
W rozstrzygającym tie-breaku szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną raz w drugą stronę. Polka dwukrotnie odrabiała stratę mini-breaka, ale przy wyniku 5:5 po raz kolejny przegrała akcję przy swoim podaniu, a to oznaczało piłkę meczową dla Amerykanki z miejscowości King of Prussia w Pensylwanii. Ann Li tej szansy nie zmarnowała o po wygraniu decydującego tie-breaka 7:5 zapewniła sobie awans do ćwierćfinału, po zwycięstwie w secie trzecim 7:6 (5) i w całym trwającym 142 minuty meczu 5:7, 6:2, 7:6 (5).
Porażki poniesionej przez Magdalenę Fręch w takich okolicznościach nie da się określić inaczej, jak porażką na „własne życzenie”! To co zdarzyło się w secie III, trzeciej obecnie polskiej tenisistce przytrafić się nie powinno i jest trudne do wytłumaczenia.
O przegranej Magdaleny Fręch zadecydowała beznadziejna dyspozycja serwisowa. Amerykanka wypracowała aż 18 break-pointów i chociaż Polka 11 z nich obroniła – i tak siedem razy przegrała własnego gema serwisowego. Magdalena Fręch wykorzystała sześć z dziewięciu wypracowanych break-piontów, lecz to nie wystarczyło do zwycięstwa.
W trwającym dwie godziny i 22 minuty meczu tenisistki rozegrały 202 akcje, z których 95 wygrała Magdalena Fręch, zaś 107 Ann Li. Na 32 rozegrane gemy Polka była górą w 15, natomiast Amerykanka w 17.
O awans do półfinału Ann Li zagra ze zwyciężczynią meczu ćwierćfinałowego Nao Hibino (144. WTA, Japonia) – Robin Anderson (149. WTA, USA).
Krzysztof Maciejewski