Łukasz Kubot: Jestem gotowy na różne scenariusze

Łukasz Kubot podczas sesji zdjęciowej dla firmy Recmann. Fot. Recman

Łukasz Kubot we wrześniowym meczu Polski z Indonezją w Inowrocławiu pokazał jak ważne są dla niego występy w reprezentacji narodowej w Pucharze Davisa. Wniósł do drużyny niesamowitą energię i zaangażowanie, a kibicom wiele radości na korcie oraz rozdając setki autografów i cierpliwie pozując do pamiątkowych zdjęć. W rozmowie z Tomaszem Dobieckim i Maciejem Łosiakiem mówi także o możliwych scenariuszach w jego sportowej karierze i o tym jaki wpływ na jego życie miały narodziny córeczki.

Czy w najbliższych sezonach będziesz pomagał dalej reprezentacji Polski w walce o Grupę Światową I oraz miejsce finałowym turnieju Pucharu Davisa?

– Twardo stąpam po ziemi i wiem, że to może być mój ostatni sezon. Pamiętajmy, że były dwa lata pandemii, które mocno pokrzyżowały plany startowe nam wszystkim, ale szczególnie graczom najbardziej doświadczonym, a takim jestem ja.  To było bardzo niekorzystne, bo trenowałem, ale nie mając rytmu meczowego ciężko jest ponownie wejść na najwyższy poziom gry, szczególnie w moim wieku. W grze podwójnej najważniejsza jest szybkość i reakcja, a one z kolejnymi latami uciekają. Genetyki się nie oszuka. Ale na zgrupowania kadry zawsze przyjeżdżałem z uśmiechem, choć nie zawsze w takim samym nastroju z nich wyjeżdżałem.

Łukasz Kubot i Jan Zieliński podczas meczu Pucharu Davisa w Inowrocławiu. Fot. Michał Jędrzejewski
Łukasz Kubot i Jan Zieliński podczas meczu Pucharu Davisa w Inowrocławiu. Fot. Michał Jędrzejewski

Przez większość sezonu tenisiści grają na „swoje konto”, a w Pucharze Davisa na kilka dni grupa zawodników staje się jednością i skupia się na tym samym celu?

– Zdecydowanie czas spędzony z kapitanem i z kolegami z drużyny zawsze jest fantastyczny, no i pozwala solidnie naładować baterie pozytywną energią. Siedząc przy stole, jedząc razem, trenując, rozmawiając, dzieląc się doświadczeniami, oglądając wspólnie wydarzenia sportowe budujemy więź, która przekłada się nie tylko relacje, ale także na to, co prezentujemy potem na korcie. Podczas meczów wszyscy się wspieramy, mocno kibicujemy z ławki, a potem wspólnie cieszymy się z sukcesu albo razem „na klatę” bierzemy niepowodzenie. To zawsze wyjątkowy czas, który się pamięta na długo i część tej atmosfery zabiera ze sobą na następne turnieje.

Chyba zawsze miałeś szczęście do partnerów deblowych. To byli nie tylko świetni tenisiści, ale także świetni kumple?

– W sportowym życiu spotkałem nie tylko wybitnych graczy, ale także miałem okazję współpracować z doskonałymi, patrząc także pod kątem ludzkim, szkoleniowcami. To byli ludzie, którzy potrafili ze mnie wyciągnąć maksimum. Zawsze byłem zwolennikiem „tenisowej szkoły”, która mówi, że lepiej jest ćwiczyć te elementy, które sprawiają, że jesteś groźny dla rywali, niż „katować” braki, słabsze elementy. Pamiętam, że grając wspólnie z Marcelo Melo bardzo dużo trenowałem indywidualnie, szczególnie serwis. A dzięki deblowi poprawiłem zdecydowanie swój return i grę wolejem. Sport i kariera nauczyły mnie też słuchać innych. Pamiętam dobrze swoje rozmowy z Ivanem Lendlem i Petrem Kordą, czy cenne rady Wojciecha Fibaka. Bardzo dużo się od nich nauczyłem.

Reprezentanci Polski podczas sesji zdjęciowej dla marki Recman. Fot. Recman
Reprezentanci Polski podczas sesji zdjęciowej dla marki Recman. Fot. Recman

Po wielu latach gry w tenisa co możesz zrobić, żeby utrzymać motywację, przetrwać trudniejszy okres z niższym rankingiem, walczyć z kontuzjami?

– Bez względu na rangę meczu: czy był to finał imprezy wielkoszlemowej, spotkanie pierwszej rundy jakiegoś turnieju, czy pojedynek w Pucharze Davisa, to do każdego z nich podchodziłem zawsze tak samo i tak jest do dzisiaj. Zmieniła się za to jedna rzecz. Trenuję inaczej jak przed laty. Muszę słuchać jeszcze uważniej swojego organizmu. Wstaję rano, coś mnie zaboli, to muszę zmodyfikować swój plan zajęć. Do tego życie tenisisty skazane jest na podróże, ciągłe zmiany klimatu, stref czasowych, a to wszystko wpływa na funkcjonowanie mojego ciała. Przykład? Koniec sezonu i turnieje w Stanach Zjednoczonych poprzedzające ostatni Wielki Szlem w Nowym Jorku. To jest bardzo wyczerpujący okres. Na dodatek Amerykanie chcą mieć „show time”, tenisowe widowiska na miarę koszykówki czy futbolu amerykańskiego, więc się często gra mecze późnym wieczorem, w czasie największej oglądalności.

A jak z Twoją koncentracją, wyłączeniem się przed i w trakcie meczów?

– Jak już wspominałem, jestem doświadczonym zawodnikiem i potrafię się skupić, skoncentrować na tym, co najważniejsze. Na to jak reagujesz ma wpływ wiele czynników: atmosfera na trybunach, hałasy i specyficzna publiczność jak ta w Nowym Jorku, ale też sędziowie czy wywołujący aut automat, do którego też trzeba było przywyknąć. Generalnie uwielbiam grę w Wielkim Szlemie bez względu czy na czy rywalizują w kompletnej ciszy na Wimbledonie, czy podczas wspomnianego już „show time” w Nowym Jorku, gdzie jest hałas w trakcie przerw, głośna muzyka, a trybuny prawie nie milkną.

Kiedy może nastąpić moment w Twojej karierze, w którym zadasz sobie pytanie: czy warto jeszcze próbować grać w tenisa, czy ten etap życia trzeba zakończyć?

– Myślę, że wszystko wyjaśni się po tym sezonie. Zobaczę na jakiej pozycji w rankingu ATP deblistów go zakończę. Każdy dotychczasowy sezon w trakcie ostatnich pięciu lat był na wagę złota dla mnie. Cieszę się z tego co osiągnąłem, choć nie był to łatwy czas dla mnie. Dlatego w marcu postanowiłem wrócić do Touru i spróbować zagrać te wszystkie turnieje, które zawsze były dla mnie szczęśliwe, żeby udowodnić sobie, że jeszcze mogę nie tylko grać, ale też cieszyć się każdym rozegranym meczem.

Czas pandemii przyniósł Ci też spore zmiany w życiu prywatnym. Czy one dodają motywacji czy bardziej odciągają od tenisa?

– Na pewno moje życie się mocno zmieniło, odkąd pojawiła się w nim moja córeczka, która jest niesamowitym wulkanem energii i wnosi w moją codzienność wiele radości, ale i odpowiedzialności i nowych obowiązków. Moje życie diametralnie się od tego momentu zmieniło. Wcześniej tenis zawsze był dla mnie numerem jeden, a teraz jest nim moja rodzina i staram się to wszystko jak najlepiej połączyć. Mam wciąż radość z gry i startów w turniejach, szczególnie kiedy w szatni spotykam najlepszych tenisistów. Tej atmosfery, adrenaliny, stawiania czoła wyzwaniom na korcie, bardzo mi brakowało podczas półrocznej przerwy po operacji kolana. Dlatego cieszę się, że udało mi się wrócić.

Łukasz Kubot w koszulce reprezentacji Polski. Fot. Michał Jędrzejewski
Łukasz Kubot w koszulce reprezentacji Polski. Fot. Michał Jędrzejewski

Czy w głowie masz już plan na to, co możesz robić po tym, jak zakończyć zawodową grę w tenisa? 

– Po zakończeniu profesjonalnej kariery chciałbym na pewno na chwilę odpocząć, przemyśleć pewne rzeczy, nacieszyć się moją córką. Dopiero wtedy przyjdzie czas na jakieś konkretne decyzje i kierunki. Myślę, że dzięki tej długiej karierze tenisowej nawiązałem bardzo wiele ciekawych kontaktów, ale też otworzyłem sobie wiele furtek i drzwi, więc kilka różnych opcji jest możliwych. Zobaczymy jak to się wszystko dalej potoczy, co los przyniesie i jakie będą możliwości. Ale chciałbym pozostać przy tenisie, bo wydaje mi się, że w nim najlepiej mogę wykorzystać swoje doświadczenie.

Rozmawiali: Tomasz Dobiecki i Maciej Łosiak

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości