Arkadiusz Wojtkiewicz, Product Manager w firmie Mapei Polska, mówi o bogatej historii firmy, która dzięki Rodolfo Squinzi założycielowi firmy, który w latach 30. ubiegłego wieku był kolarzem mocno związała się ze sportem i prawdopodobnie jako jedyna na świecie, w swojej ofercie ma korty przenośne, które posiadają certyfikat ITF.
86 lat Mapei na rynku to kawał czasu. Spoglądając na ponad osiem dekad istnienia firmy nietrudno nie zauważyć, że poza działalnością włoskiego giganta w branży budowlanej istotny jest także sport.
– Nie może być inaczej skoro założyciel firmy, Rodolfo Squinzi, był kolarzem. To oczywiste, że sport jest w DNA Mapei. W 1937 roku w Mediolanie powstała firma Mapei i stała się globalnym przedsiębiorstwem. Obecnie jest właścicielem ponad 80 fabryk w 70 krajach na całym świecie. Zatrudnia ponad 10 tysięcy pracowników. I co bardzo istotne, to firma, która cały czas jest w rękach jednej rodziny, a jej akcje nigdy nie trafiły na giełdę. Między innymi z tego względu Squinzi są bardzo szanowani we Włoszech. Obecnie zarządza nią trzecia generacja rodziny: po Rodolfo rządy objął jego syn Giorgio (zmarł w 2019 roku – przyp. red.), a po nim jego dzieci Marco i Veronica.
Czy Polska jest ważnym, a może nawet strategicznym krajem w funkcjonowaniu i rozwoju Mapei?
– Zdecydowanie tak. Do Polski produkty Mapei trafiły na przełomie XX i XXI wieku za sprawą Zenona Jaskuły, który został przedstawicielem firmy. To nie była przypadkowa osoba, ponieważ był on profesjonalnym kolarzem, wybitnym sportowcem, który zajął m.in. trzecie miejsce w 1993 roku w Tour de France. A marka Mapei była bardzo mocno związana z kolarstwem i sponsorowała drużynę, w której właśnie jeździł Jaskuła. W 2001 roku w Polsce powstał oddział firmy i uruchomiono pierwszą fabrykę w Gliwicach. Kolejną wybudowano w Barcinie niedaleko Inowrocławia. Mapei jest solidnie „umocowane” w Polsce. Posiada nawet własną kopalnię cementu glinkowego – Górka Cement, a także jest 100-procentowym właścicielem kolejnej fabryki pod marką Sopro.
Logo Mapei widać na koszulkach sportowców, na najważniejszych imprezach sportowych, ale także tych dotyczących kultury. Czy to nieodłączny element działalności włoskiej firmy?
– Oczywiście, Mapei to również mecenas kultury. Renowacja Teatru La Scala w Mediolanie, Muzeum Solomona R. Guggenheima w Nowym Jorku, siedziby Peggy Guggenheim Collection w Wenecji czy klasztoru w Świętej Lipce to tylko kilka przedsięwzięć, w które byliśmy zaangażowani.
Mapei było przez lata kojarzone w dużej mierze z kolarstwem. Tak było w latach 90. i na początku XXI wieku. To się zmieniło po wielkich aferach dopingowych, w tym związanej z Lancem Armstrongiem. Amerykanin, ikona kolarstwa, został dożywotnio zdyskwalifikowany za stosowanie niedozwolonych środków. Wróciliśmy jednak do wyścigów szosowych i od kilku lat jesteśmy partnerem największych wydarzeń kolarskich, w tym np. mistrzostw świata, których Mapei jest głównym sponsorem.
Jednak wyjątkowym, także na skalę światową, przedsięwzięciem było kupno w 2003 roku klubu piłkarskiego U. S. Sassuolo. Rodzina Squinzich jest 100-procentowym właścicielem klubu i stadionu piłkarskiego. Miejsce, które stało się piłkarskim centrum dla Mapei, też było przemyślane, bo ten region we Włoszech znany jest z produkcji płytek ceramicznych. A sam klub, który był prowadzony od IV ligi, gra obecnie w Serie A i jest solidną drużyną, z którą liczą się czołowe zespoły rozgrywek. Warto też wspomnieć o stadionie, który należy do najbardziej nowoczesnych na Półwyspie Apenińskim. Może pomieścić 30 tysięcy kibiców, z których spora część przyjeżdża z pobliskiego dużego miasta – Modeny. Kompleks sportowy posiada najwyższej klasy certyfikat. Co ciekawe, murawa jest hybrydowa z doskonałym drenażem. Stadion był gospodarzem finału Ligi Mistrzów kobiet.
Do długiej listy sportowych dyscyplin, w których jest Mapei, dołączył również tenis. W jaki sposób?
– Mapei to przede wszystkim potentat w produkcji klejów i fug do płytek ceramicznych. Uruchomione zostały także linie do produkcji żywic akrylowych, a z tym wiąże się już bezpośrednio wytwarzanie nawierzchni sportowych, w tym, oczywiście, tenisowych. Ta produkcja trwa od blisko 10 lat (w Polsce od 2018) i przynosi już wymierne efekty. Korty tenisowe typu „hard” wytwarzane w systemie Mapei otrzymały certyfikat ITF (International Tennis Federation – Międzynarodowa Federacja Tenisowa – przyp. red.), co pozwoliło uczestniczyć w przetargach na budowę boisk na największych arenach, gdzie rozgrywane są turnieje WTA i ATP. Jesteśmy jednak młodzi stażem i trudno jest przebić się przez starych „wyjadaczy”. Dla przykładu, próbowaliśmy wygrać z naszą ofertą przetarg w Melbourne, gdzie odbywa się wielkoszlemowy Australian Open, ale nie udało się. Jednak na tym kontynencie znajduje się pół tysiąca kortów z naszą nawierzchnią.
Jak rozwija się tenisowy projekt Mapei w Polsce?
– Systematycznie budujemy korty w wielu miastach w Polsce: Płock, Zielona Góra, Bytom, Kraków, Olkusz, Warszawa, Suwałki, Leszno, Sopot, żeby wymienić kilka. Co bardzo istotne, zostaliśmy partnerem technicznym Polskiego Związku Tenisowego. Mamy, chyba jako jedyni na świecie, w swojej ofercie korty przenośne, które – powtórzę, bo to bardzo ważne – mają certyfikat ITF. To oznacza, że nasze korty były wykorzystane przez PZT podczas meczów reprezentacji kobiet w Billie Jean King Cup i mężczyzn w Pucharze Davisa. Kort wykonany w systemie Mapecoat TNS Remove sprawdził się kilka lat temu podczas Narodowego Dnia Tenisa na Stadionie Narodowym oraz w tegorocznej imprezie charytatywnej dla Ukrainy w Krakowie, której współorganizatorką była Iga Świątek. W sumie na kortach przenośnych zostało już rozegranych kilkanaście turniejów i meczów, których organizatorem zawsze był Polski Związek Tenisowy, posiadający dwa takie korty.
Jak technicznie wygląda montowanie takiego kortu?
– Jest to dość skomplikowane. System składa się ze specjalnej wykładziny, na którą nanosi się kilka warstw żywic akrylowych. Ostatnie dwie warstwy dobiera się w zależności od potrzeb, zarówno w kwestii kolorystyki, jak i w zakresie prędkości nawierzchni. Kort składa się z 26 rolek, które mają półtora metra szerokości i 20 metrów długości. Taki gotowy, demontowany kort można ułożyć nawet w ciągu trzech dni, aczkolwiek instrukcja wymaga dłuższego czasu potrzebnego na rozprężenie rozwiniętych rolek. Następnie można go złożyć po zawodach w czasie kilku godzin. Korty można instalować i używać wielokrotnie, chociaż wiemy, że ze względu na stopniową degradację rolek w wyniku zwijania i rozwijania, szlifowania i przemalowywania, mają ograniczoną żywotność. Dodatkowo, niezwykle ważne jest to posiadanie wiedzy i doświadczenia w prawidłowym montażu i demontażu kortu, czym zajmuje się zawsze przeszkolona ekipa współpracująca z PZT.
Próbował Pan grać na takim korcie?
(śmiech) – Zajmuję się wyłącznie techniczną stroną tego przedsięwzięcia. Sportu wyczynowo nie uprawiam od czasów szkolnych, kiedy to w Płocku w podstawówce chodziłem do klasy pływackiej, a w szkole średniej z dobrymi wynikami biegałem. Obecnie to jest wyłącznie rekreacja.
Rozmawiał Maciej Łosiak