Polscy tenisiści na wózkach w finale DMŚ!

To był bardzo udany start reprezentacji Polski w tenisie na wózkach w eliminacjach Drużynowych Mistrzostw Świata. Biało-czerwoni wywalczyli w portugalskiej Vilamourze awans i zagrają w finałach tej imprezy, która odbędzie się na przełomie września i października na Sardynii we Włoszech.

– Oczywiście bardzo się cieszę, że znajdziemy w gronie 16 najlepszych ekip na świecie. Droga do finału nie była łatwa, ponieważ start w walce o medale miało już zagwarantowane 10 najlepszych zespołów z ubiegłego roku. Dwie kolejne drużyny otrzymają dwie „dzikie karty”. W tym gronie będą gospodarze – Włosi. De facto z eliminacji do fazy finałowej awans uzyskały cztery zespoły – mówi Krzysztof Mlazga, trener reprezentacji Polski w tenisie na wózkach.

Polacy wystąpili w Portugalii w składzie: Kamil Fabisiak, Piotr Jaroszewski (obaj Stowarzyszenie Integracyjny Klub Tenisa Płock), Maksymilian Szary  (Aktywni Wrocław). Rywalizowali oni w grupie 1, pokonując kolejno Słowację 2:0 oraz Grecję 2:1. Szczególnie ten drugi pojedynek był bardzo ważny, bo wygrana dała gwarancję udziału we włoskim finale DMŚ.

Reprezentanci Polski w tenisie na wózkach w portugalskiej Vilamourze.

– O wygranej z Grekami zdecydowała gra podwójna, w której duet Fabisiak-Jaroszewski zaprezentowali dojrzały – przede wszystkim – pod kątem taktycznym tenis. Oczywiście po tej wygranej była ogromna radość – dodaje trener K. Mlazga.

Ostatni pojedynek z Izraelem (przegrany 0:2) nie miał już większego znaczenia. Warto podkreślić debiut w polskiej drużynie Maksymiliana Szarego.

Zanim Polacy pojadą na Sardynię czeka ich jeszcze najważniejsza impreza – Paraolimpiada w Tokio. Kamil Fabisiak jest już pewny startu w stolicy Japonii. Natomiast o „dziką kartę” dla Piotra Jaroszewskiego wystąpi rodzimy związek.

– Wydaje się, że Piotr ma spore szanse na otrzymanie „dzikiej karty”, ale ostateczne decyzje zapadną pod koniec czerwca. Całe środowisko bardzo by chciało, żeby w Tokio zaprezentował się również polski debel w tenisie na wózkach – kończy Krzysztof Mlazga.

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości