Carlos Alcaraz, mistrz Wimbledonu 2023 – byczek, który został toreadorem

Carlos Alcaraz pokonał Novaka Djokovcia i zdobył pierwszy w karierze tytuł na kortach Wimbledonu. Fot. www.depositphotos.com

W okolicach Murcji, z których pochodzi Carlos Alcaraz, tradycja corridy wciąż jest żywa. Młodego Hiszpana z jednej strony można porównać do niezwykle sprawnego byczka, który biega po korcie tak, jak biegał chyba tylko Rafa Nadal. Z drugiej ma tak wielki talent, że już w wieku 20 lat może się stać wielkim torero, a może już się stał zdobywając tytuł podczas tegorocznego Wimbledonu, US Open i zostając najlepszym tenisistą 2022 roku! – Corazón, cabeza y cojones – odpowiedział dziadek Alcaraza zapytany o klucze do sukcesu. Pierwsze to serce, drugie głowa, a trzeciego nie musimy chyba tłumaczyć.

Kiedy Carlos Alcaraz wychodzi na kort w ważnych meczach, setki jego sąsiadów z El Palmar, miasteczka na przedmieściach Murcii, spotykają się w centralnym punkcie miejscowości, żeby na wielkim telebimie śledzić jego sukcesy. Jego trener, Juan Carlos Ferrero, zawsze powtarza, że ma czwórkę dzieci i wlicza do tego zestawu Carlitosa, czyli Karolka. Po porażce z Alcarazem w finale ATP 1000 w Madrycie, Alexander Zverev stwierdził, że jego rywal już jest najlepszy na świecie. – Jestem szósty w rankingu, czyli jest pięciu lepszych ode mnie. Najlepszy jest ten, który jest jedynką – odparł wówczas tenisista z Murcii. Alcaraza, który w młodziutkim wieku przebojem wdarł się do światowej czołówki, nie tylko nie da się nie podziwiać. To chłopak, którego po prostu nie sposób nie lubić i nadzieja dla fanów tenisa, że życie po zmierzchu wielkiej trójcy wciąż będzie istniało. I tenis wciąż będzie dawał furę radości.

Marzenia stracone przez biedę

Niewiele brakowało, żeby o Carlosie Alcarazie jako o światowej sławie tenisowej mówiło się znacznie wcześniej niż teraz. Jak to możliwe, skoro zawodnik z Murcii ma dopiero 20 lat, a na koncie już pierwsze duże sukcesy? Jego ojciec, również Carlos, był jednym z pierwszych tenisistów z tego regionu, który miał niezaprzeczalny talent. W wieku 14 lat otrzymał zaproszenie do prestiżowej akademii tenisowej Brugüery w Barcelonie. Niestety, jego żyjącej w biedzie rodziny nie było stać na czesne, które wynosiło 80 tysięcy peset – około 2,5 tysiąca złotych. Bez profesjonalnego wsparcia nigdy nie rozwinął się tak, jak mu wróżono. Największym sukcesem było dziecięce wicemistrzostwo Hiszpanii, a w rankingu ATP najwyżej znalazł się na 963. miejscu. Został dyrektorem lokalnego klubu tenisowego w El Palmar i obiecał sobie, że da synom szansę osiągnąć to, o czym on marzył. – Carlitos zaczął ćwiczyć, kiedy miał trzy latka. Rzucałem mu piłki, on je odbijał. I chociaż dostał najmniejszą rakietę, wciąż wydaje mi się, że była większa od niego. Zapoznawał się z siatką i z ubitą ziemią. I świetnie się przy tym bawił – opowiada tata młodego tenisisty.

Rodzice chłodzą głowę

Pieniądze zablokowały ojcu drogę do sukcesu, a w życiu syna pojawiły się bardzo szybko i to od razu w milionowych kwotach. Łącznie z kortu podniósł już blisko 6 milionów dolarów. Biorąc pod uwagę okoliczności, nic dziwnego, że są one w domu traktowane z ogromnym szacunkiem. – Pieniądze trzymają moi rodzice. Na drobne kaprysy nie muszę prosić o kieszonkowe, na przykład bez problemu kupuje sobie nowy sprzęt do golfa, jednak jeśli chodzi o większe ekstrawagancje, jak na przykład fajny samochód, to muszę z nimi mocno negocjować. Na razie te rozmowy wciąż trwają – śmieje się Carlitos, który przyznaje, że jeśli chodzi o pilnowanie finansów, to tata jest bardziej surowy. – Z nim się zdecydowanie trudniej negocjuje w kwestii wydatków. Mama z kolei jest ostrzejsza, jeśli chodzi o wyjścia z kolegami, zawsze powtarza „nie wracaj za późno, nie wracaj za późno”. Kiedy po takim spotkaniu wracam do domu, staram się skradać jak ninja, nie narobić hałasu. A oni i tak się budzą! – zdradza 20-latek.

Styl gry Carlosa Alcaraza jest oczywiście bardzo hiszpański. Fot. www.depositphotos.com
Styl gry Carlosa Alcaraza jest oczywiście bardzo hiszpański. Fot. www.depositphotos.com

Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że to właśnie rodzicom zawdzięcza swoje sukcesy. Tata, któremu obok nosa przeszła szansa na treningi w akademii Brugüery, bez wahania zrobił wszystko, żeby syn w wieku 13 lat mógł się uczyć od najlepszych. Tak trafił pod skrzydła byłego mistrza Rolanda Garrosa i światowej jedynki, Juana Carlosa Ferrero. – Do tego momentu jeszcze z nim wygrywałem na korcie, później już nie dawałem rady – uśmiecha się Alcaraz senior, który ma „w rękawie” jeszcze dwóch młodszych synów: 12-letniego Sergio oraz 10-letniego Jaime. Czy klan Alcarazów pójdzie w ślady Williamsów? Podobnie jak Papie Williamsowi, Alcarazom zależy na edukacji. Nastoletni Carlitos zawsze miał dobre oceny w szkole, prace domowe odrabiał w samolotach wracając z turniejów, a po nocach konsultował się z korepetytorką, która pomagała mu w nauce.

Alcaraz szybko uczy się również na korcie. Jego styl gry jest oczywiście bardzo hiszpański: nie brakuje w nim niesamowitego biegania, umiłowania gry na mączce czy silnych topspinów, jednak do swojego repertuaru wprowadza szereg rozwiązań spoza tradycyjnego repertuaru Iberyjczyków. Do niedawna brakowało mu nieco kondycji i siły, to już chyba jednak przeszłość, bo od początku roku widać, jak wzmocnił się pod tym względem. Przypomina, wracając do porównań z corridą, młodego silnego byczka, który jest w stanie zabiegać każdego rywala. A co najlepsze – nie musi ich wcale „zabiegiwać”, bo umiejętności techniczne dają mu wszelkie narzędzia ku temu, żeby stać się również wyrachowanym toreadorem, który zmusi przeciwnika do biegania tylko po to, żeby na koniec dobić go precyzyjnym uderzeniem.

Alcaraz jak Kamil Stoch

W ubiegłym roku Internet obiegło nagranie wywiadu z 12-letnim Carlitosem – bardzo podobne do słynnego wywiadu z małym Kamilem Stochem, który pod Wielką Krokwią opowiadał o „Pani Jadzi” oraz marzeniu o olimpijskim złocie. Alcaraz również śmiało podzielił się swoimi planami i do pewnego momentu idealnie wpisywał się w stereotyp Hiszpana: chce wygrać Rolanda Garrosa, w wolnym czasie uwielbia grać w piłkę nożną oraz łowić ryby na plaży. Szok nastąpił jednak w momencie, w którym dziennikarz zapytał go o tenisowego idola, a w odpowiedzi zamiast nazwiska pewnego majorkańskiego mistrza padło krótkie „Roger Federer”.

Następca Rafy Nadala wcale nie chce być następcą Rafy Nadala, tak jak Stocha do dziś wściekają wszelkie próby porównywania go z Adamem Małyszem. Idolem małego skoczka z Zębu był Japończyk Kazuyoshi Funaki, Alcaraz swój wzór do naśladowania znalazł w Szwajcarii. Obu zależy przede wszystkim na tym, żeby odciąć się od dorobku poprzedników. – Jestem Carlosem Alcarazem i chcę być oceniany jako Carlos Alcaraz, a nie jako następca Nadala – mówi wprost młody tenisista, którego po zwycięstwie w Madrycie zirytowali fotoreporterzy. – Poprosili, żebym ugryzł puchar, a ja jako grzeczny chłopak ich posłuchałem. Potem wszyscy zaczęli mówić, że gryzę puchar jak Rafa Nadal. A ja wcale nie chciałem tego robić. Ja tylko zrobiłem przysługę fotoreporterom – tłumaczy.

Porównania do sytuacji Stocha i Małysza nasuwają się same. Z jednej strony życzymy Alcarazowi, żeby osiągnął na kortach przynajmniej tyle, co „Orzeł z Zębu” na światowych skoczniach narciarskich. Z drugiej: dobrze by było, żeby za parę lat hiszpańskie środowisko tenisowe nie podzieliło się na „Drużynę Nadala” i „Drużynę Alcaraza”, które będą sobie wzajemnie wbijały szpilki w mediach. Bo że o Alcarazie mówi się i będzie się mówić dużo, to pewne. Jeśli uniknie kontuzji, to w niedługim czasie może zdominować męski tenis tak, jak Iga Świątek robi to w cyklu WTA. I wtedy na szczytach światowych rankingów będzie dziewczyna z Polski, której idolem jest Rafa, oraz chłopak z Hiszpanii, który za wszelką cenę chce unikać rozmów o Majorkańczyku. Ot, paradoksy!

Marcin Bratkowski
Fot. (2x) www.depositphotos.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości