Unikatowa pasja Grzegorza Korczaka. Z „motocyklowego raju” rusza na kort

– Po pracy ruszam na korty Olimpijskiego Clubu przy Paderewskiego - mówi Grzegorz Korczak.

Grzegorz Korczak, właściciel firmy Unikat z Wrocławia, z wykształcenia operator filmowy, którego pasją jest także gra w tenisa. Motocykle, których przebudowa i tuning odbywa się we wrocławskim Unikacie, to „dzieła sztuki”, a jednym z nich jest Motto Guzzi California 1000. – Po pracy ruszam na korty Olimpijskiego Clubu przy Paderewskiego. Odkrywam tenis na nowo, przede wszystkim pod kątem psychologicznym – mówi Korczak.

Jednoręczny bekhend Grzegorza Korczaka.
Jednoręczny bekhend Grzegorza Korczaka.

Pierwsza myśl, kiedy dotarłem do siedziby firmy Unikat we Wrocławiu, to było wielkie „Wow!”. Jakbym znalazł się w jakimś kultowym warsztacie samochodowym, niczym z amerykańskiego filmu drogi. Wnętrze to motoryzacyjny, motocyklowy raj, bo Unikat zajmuje się personalizacją maszyn – najczęściej w stylu cafe racer. – Na nikim się nie wzorujemy, to co robimy to nasz pomysł i projekt. Diabeł tkwi w szczegółach. To właśnie detale sprawiają, że motocykle, wyjeżdżające z naszego garażu, stanowią spójną i zarazem oryginalną całość – mówi Grzegorz Korczak, właściciel firmy Unikat z Wrocławia, z wykształcenia operator filmowy, którego pasją jest także gra w tenisa.

Motocykle, których przebudowa i tuning odbywa się we wrocławskim Unikacie, to „dzieła sztuki”.
Motocykle, których przebudowa i tuning odbywa się we wrocławskim Unikacie, to „dzieła sztuki”.

Grzegorz Korczak jest profesjonalistą w każdym calu z duszą i wyczuciem artysty. Te cechy przekuwa na wyjątkowe projekty, których efektem są motoryzacyjne arcydzieła. – W 2006 roku ukończyłem łódzką szkołę filmową na wydziale operatorskim. W swoim wyuczonym zawodzie przepracowałem ładnych parę lat. Byłem współtwórcą wielu ciekawych tytułów – mówi Grzegorz Korczak, który był m.in. reżyserem efektów specjalnych nominowanego do Oscara „Królika po berlińsku”, filmu przedstawiającego życie dzikich królików między murami podzielonego Berlina. W swoim artystycznym CV ma również autorskie projekty. Jest m.in. reżyserem produkcji dotyczących „zapachów miast”: Wrocławia i Lwowa.

Filmem, a przede wszystkim fotografią, Grzegorz interesował się od czasów licealnych. Jak sam mówi, brał od mamy „idioten kamerę” (aparat fotograficzny nie wymagający od użytkownika znajomości zasad fotografowania) i szedł w miasto. Z pojedynczych fotografii zaczęły powstawać serie, a z nich formy filmowe. Jednym z reżyserów, który miał wpływ na rozwój wrocławianina jest Jan Jakub Kolski, którego baśnie oglądał za młodu z zapartym tchem. – Pięknym prezentem od losu było zaproszenie przez Jakuba do współpracy – wspomina pan Grzegorz. Po ukończeniu studiów nadeszły samodzielne realizacje i prace nad debiutem fabularnym.

– Filmowe projekty wymagały ode mnie ciągłych podróży, często odbywało się to kosztem najbliższych. Tygodnie poza domem nie sprzyjały rodzinie. Życie przyniosło dość nieoczekiwane rozwiązanie i podjąłem jedną z najważniejszych decyzji – wspomina Grzegorz Korczak.

Unikat, czyli nie ma drogi na skróty

Dekadę temu zdecydował się „porzucić” film i otworzył warsztat zajmujący się customizacją motocykli.

– W tym wszystkim było trochę przypadku, jak to w życiu bywa. Zajmując się filmowymi projektami w międzyczasie – nie wiem jak (śmiech) – ale znajdowałem jeszcze chwilę na swoją motoryzacyjną pasję. Zawsze chciałem mieć motocykl. Na dodatek irytowało mnie zakorkowane miasto, a wiosną i latem dużo łatwiej poruszać w aglomeracji jednośladem. W miesiącach zimowych pracowałem w przydomowym warsztacie nad Triumphem. Wiosną wyjechałam przerobionym, „odpicowanym” motorem w miasto. Robił furorę. Ludzie mnie zatrzymywali, wypytywali, chcieli robić zdjęcia. Była lawina zapytań. Czy można kupić to cudo, ile kosztuje itd. – opowiada pan Grzegorz i dodaje, że koniec końców po wspólnej naradzie zapadła decyzja o otwarciu warsztatu. Przy finansowym wsparciu rodziny otwarto warsztat i nadano mu nazwę Unikat Motorworks. Logotyp marki to „1/1”, czyli nomenklatura ze świata sztuki. Tak oznacza się m.in. kolekcjonerskie fotografie czy grafiki, np. 5-ta z 10-ciu. W tym przypadku każda sztuka jest niepowtarzalna. Grzegorz Korczak szybko zatrudnił najlepszych fachowców w mieście: mechanika, metaloplastyka. Obecnie w zespole pracuje sześciu pasjonatów.

Jednym z ostatnich projektów jest BMW R18.
Jednym z ostatnich projektów jest BMW R18.

– Początki nie były najłatwiejsze, bo uczyliśmy się wielu rzeczy przede wszystkim związanych z budżetowaniem poszczególnych projektów. Zdarzało się, że realizacja trwała sporo dłużej niż zakładaliśmy i zysk był niewielki. Nigdy jednak nie szliśmy na skróty i nie przyspieszaliśmy pewnych zadań produkcyjnych, które mogły odbić się na jakości. W finalnym rozrachunku się to opłaciło, bo efekt końcowy był zawsze perfekcyjny i klienci byli zadowoleni. To oczywiście rzutowało na naszą opinię i kolejne zamówienia – opowiada o początkach działalności firmy Unikat jej właściciel.

Motocykle w stylu cafe racer wciąż na topie

A rynek motocykli w stylu cafe racer dynamicznie się rozwijał i rozwija. Moda na spersonalizowane jednoślady trwa. Custom zaczął się w latach 40. i 50. ubiegłego wieku. W USA żołnierze mieli możliwość kupna motocykli z demobilu po bardzo preferencyjnych cenach. To były ciężkie maszyny, nie służyły do jazdy rekreacyjnej, nie osiągały zawrotnych prędkości. Żeby poprawić osiągi demontowano wszystko co zbędne, a jeśli tego było mało, to cięto kolejne elementy. Stąd geneza nazwy chopper od cięcia „chop”. W Europie lata 60. to z kolei czas „bitników” w Wielkiej Brytanii, którzy przerabiali fabrycznie nowe Nortony czy Triumphy na motocykle wyścigowe. Tak narodziła się moda na tuning i pójście w kierunku tzw. cafe racerów, czyli maszyn nastawionych na lekkość i szybkość, a niekoniecznie na komfort jazdy. Potem pojawiły się offroadowe scramblery, bobbery, brat style…

Motocykle, których przebudowa i tuning odbywa się we wrocławskim Unikacie, to „dzieła sztuki” nagradzane na targach motoryzacyjnych i doceniane przez branżowe, prestiżowe wydawnictwa.

– Jedną z ciekawszych naszych realizacji był m.in. Motto Guzzi California 1000 – mówi Grzegorz Korczak, który jest projektantem nowego „oblicza” każdego motocykla. I dodaje: – Maszyna została kompleksowo odrestaurowana i przebudowana, a z oryginalnego egzemplarza pozostały jedynie koła, przepiękny silnik oraz fragment ramy… Tak diametralna przebudowa wymagała gigantycznego nakładu pracy i naszych „unikatowych” umiejętności.

Natomiast jednym z ostatnich projektów jest BMW R18, czyli najpotężniejszy w historii marki z Bawarii, dwucylindrowy bokser o pojemności silnika 1800 cm3. – Dla nas dodatkową motywacją był fakt, że z chęcią współpracy zwrócił się do nas bezpośrednio wrocławski salon sprzedaży Team. Ta realizacja bierze udział w ogólnoświatowym konkursie organizowanym przez BMW. Prace nad nim pochłonęły około czterech miesięcy. Same tłumiki wymagały od metaloplastyka ponad stu roboczogodzin i wiele cierpliwości – podkreśla projektant.

Grzegorz Korczak wspomina również niezwykłą historię związaną z synem polskich emigrantów, który urodził się i wychował w Wielkiej Brytanii. – Michael przeprowadził się do Polski i przechodząc na emeryturę mógł zacząć spełniać swoje marzenia, w tym te motoryzacyjne. Kultowy motocykl Indian to był jego cel. Jak mi opowiadał, chciał poczuć wiatr, wolność i przestrzeń. Niestety, poważna wada wzroku uniemożliwiła mu otrzymanie prawa jazdy na tak dużą maszynę. Ale… No właśnie, posiadał samochodowe prawo jazdy, które pozwala prowadzić motocykle do 125 cm3. Wykonaliśmy replikę Indiana Chieftein z lat 50. Z Yamahy wzięliśmy silnik, a błotnik wykonany został z włókna szklanego. Maszyna stała się znacznie lżejsza. Ręczna robota się opłaciła, a Michael, który zamówił u nas kolejne egzemplarze innych marek, jest szczęśliwym facetem – cieszy się pan Grzegorz, który ma także pozamotoryzacyjne pasje, a jedną z nich jest tenis.

Treningi na kortach Olimpijski Club

Dla Grzegorza Korczaka ulubionym miejscem do gry w tenisa są korty Olimpijskiego Clubu przy Paderewskiego. – Każdy, kto miał okazję być we Wrocławiu i grać na Olimpijskim wie, że to wyjątkowy obiekt. Zbudowany jeszcze przed II wojną światową ma swój klimat. Lubię to miejsce. Rozpocząć dzień na „Olimpijskim” od wspólnego, tenisowego treningu z kolegą – bajka! Nie ma nic lepszego – podkreśla z uśmiechem pan Grzegorz, który przygodę z „białym sportem” rozpoczął w wieku 8 lat pod okiem Piotra Sobko. Po kilku latach gry była długa, bo 20-letnia przerwa od tenisa, ale już jako dojrzały mężczyzna ponownie rozpoczął regularne treningi. Obecnie myśli nawet o rywalizacji w rozgrywkach amatorskich we wrocławskiej PALECIE.

Jak sam mówi, sport od najmłodszych lat stanowił bardzo ważny element jego życia. Będąc uczniem liceum grał w siatkówkę, jeździł na snowboardzie, rolkach, a do dzisiaj kocha rowerowe eskapady.

– W dużej części upodobanie do aktywnego spędzania czasu zawdzięczam mojemu tacie, który był bardzo dobrym siatkarzem, występując m.in. w reprezentacji Polski juniorów – wspomina Korczak i dodaje, że zamiłowanie do sportu stara się również przekazać dzieciom. Starsza z córek, Róża bardzo lubi rywalizację na korcie, trenuje trzy razy w tygodniu z Jakubem Zielonką. Z kolei młodsza, Kalina woli zdecydowanie inne aktywności – uczy się śpiewać. Żona Anastazja nie cierpi rywalizacji, ale jest mocno „wkręcona” w jogę, prowadząc od pięciu lat szkołę „Poruszenie”. Bardzo lubi też pływać.

– Odkrywam tenis na nowo, przede wszystkim pod kątem psychologicznym. Technika jest, przygotowanie fizyczne też. Natomiast nad tym, co się dzieje w głowie podczas meczu, wciąż trzeba pracować. Dla mnie to ciągle jest wyzwanie i samorozwój – kończy właściciel firmy Unikat Motorworks.

Maciej Łosiak

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości