Rozmowa z Patrickiem Mouratoglou – trenerem m.in. Sereny Williams, założycielem słynnej Mouratoglou Tennis Academy mającej swoją siedzibę na południu Francji.
Kiedy się zaczęła Pana miłość do tenisa oraz co zainspirowało Pana do bycia trenerem?
– Odkryłem tenis, kiedy miałem cztery lata i natychmiast zakochałem się w tej dyscyplinie. Byłem jednym z najlepszych juniorów we Francji i marzyłem o byciu profesjonalistą, jednak moi rodzice mieli inny plan na moją przyszłość. Wywarli presję, abym zrezygnował ze sportowych aspiracji w kierunku bezpieczniejszej drogi – edukacji szkolnej i wtedy nauka wzięła górę nad tenisem. Kiedy tenis został mi odebrany, poczułem, że straciłem możliwość realizacji swojej wymarzonej drogi życiowej.
Dziesięć lat później, w wieku 26 lat, zdecydowałem, że nawet jeśli nie spełniłem swoich marzeń, będę pomagał innym je realizować. Pasja do tenisa nigdy mnie nie opuściła i zrozumiałem, że chcę spędzić życie na korcie i będę czerpał ogromną radość z pomagania innym w osiąganiu tego, czego ja nie mogłem zdobyć. Tak zostałem szkoleniowcem i otworzyłem własną akademię.
Mouratoglou Academy to projekt długoterminowy. Moja kariera trenerska zaczęła się w 1996 roku – wtedy założyłem Akademię – a w 1999 roku byłem już trenerem Marcosa Baghdatisa, który wtedy został najlepszym juniorem – zwycięzcą juniorskiego Australian Open 2003, a później zawodnikiem czołowej dziesiątki ATP. Tak to się zaczęło. Później już kontynuowałem pracę z topowymi zawodniczkami i zawodnikami na świecie, pomagając im osiągnąć sportowe szczyty – z Grigorem Dimitrowem, Aravane Rezai, Anastasią Pawluchenkową i Sereną Williams.
Moja Akademia jest teraz najbardziej skutecznym centrum tenisowym na świecie. Gościmy 200 studentów-sportowców w pełnym wymiarze czasowym oraz 4000 uczestników obozów sportowych rocznie. Dzielimy się swoją pasją i wiedzą ekspercką, aby wspierać zawodników w każdym wieku.
Każdego roku Akademię Mouratoglou wybierają najlepsi gracze na świecie, aby zbudować tu swoją formę i doskonale przygotować się do sezonu.
Stał się Pan marką w świecie tenisa – pracował z wieloma wybitnymi tenisistkami i tenisistami, którzy osiągnęli zdecydowanie lepsze rezultaty właśnie pod Pana trenerskimi skrzydłami. Jak można te osiągnięcia wytłumaczyć?
– Z każdym tenisistą pracowałem i pracuję indywidualnie. Przez lata rozwinąłem swoją trenerską metodologię, która właściwie nie tyle jest specyficzną metodą treningową, lecz filozofią opartą na wypróbowanych fundamentach. Nie ma jednego powodu, dlaczego wspólne odnieśliśmy wielkie sukcesy, ponieważ nie ma jednego przepisu na sukces. Każdy zawodnik jest inny i potencjalnie świetny na swój własny sposób.
Oczywiście było i jest mnóstwo ciężkiej pracy, ale jednym z powodów, dlaczego przyszły wyniki, jest to, że zawsze w każdym zawodniku widzę to, co ma najlepszego.
Kiedy zaczynam nową współpracę z graczem, obserwuję, analizuję, staram się poznać jego charakter, mentalność. Daję sobie czas na zrozumienie ich i zastanawiam się, jak mogę wydobyć z nich atuty, które pokażą na korcie. Patrzę także na ich sposób myślenia, ich ambicję, na osobowość. Jeśli mój podopieczny mnie nie inspiruje i nie wierzę w niego w stu procentach, to wtedy nie podejmuję współpracy. Jeśli jednak zgadzam się na wspólną tenisową podróż, to wchodzę w ten projekt całym sobą, całym sercem i wtedy ich projekt staje się moim.
Od czasu zostania trenerem Sereny Williams w 2012 roku, wygrała ona dziesięć tytułów wielkoszlemowych oraz dwa medale olimpijskie. Co oznacza dla Pana ten sukces?
– Serena i ja tworzymy drużynę. Razem wygrywamy i razem przegrywamy. Jestem całkowicie zaangażowany w jej rozwój tenisowy oraz to jak prezentuje się na korcie. Zawsze brałem odpowiedzialność za jej wyniki. Oczywiście, jestem bardzo dumny z jej osiągnięć, ale nie jestem ani zaskoczony, ani usatysfakcjonowany. Mistrzowie zawsze wyznaczają sobie nowe cele. Kiedy rozpoczynaliśmy wspólną pracę, nie wygrała turnieju Wielkiego Szlema przez ponad dwa lata i była głodna dalszych zwycięstw. Jej sukcesy od 2012 roku nie miałyby szansy powodzenia, gdyby nie starannie przemyślany plan i mnóstwo wysiłku i pracy z naszej strony. Nadal ma dzisiaj cele, dlatego też moja misja się nie kończy.
Jakby Pan opisał swój styl trenowania, warsztat treningowy?
– Nie lubię identyfikować się z konkretnym stylem. Myślę, że każdy zawodnik ma różne potrzeby oraz pracuje nad nimi w inny sposób i ja, jako trener, muszę się do tego przystosować i dobrać styl coachingowy, który będzie pasował do konkretnego gracza. Ogólnie rzecz ujmując, lubię długo obserwować, zanim coś powiem. Jestem pozytywnym trenerem: kładę nacisk na to, co zawodnik robi dobrze, zamiast akcentować to, co robi źle. Wolę spędzać więcej czasu nad silnymi stronami niż nad słabymi, ponieważ na końcu dnia okazuje się, że to jest to, co sprawia, że zwyciężają.
Gratuluję sukcesu, jaki Pan osiągnął w związku z organizacją Ultimate Tennis Showdown. Czym te zawody różnią się od tradycyjnych turniejów?
– Dziękuję. Byliśmy bardzo podekscytowani, rozpoczynając UTS. Wstępny feedback był fantastyczny. Mieliśmy świetną drabinkę zawodników na pierwszych zawodach UTS1. Dominica Thiema, Stefanosa Tsitsipasa, Davida Goffin czy Matteo Berretiniego, który został pierwszym triumfatorem UTS.
Cały pomysł, który stał u podstaw UTS, to rozwiązanie bardzo poważnego problemu w świecie tenisa – dziś średni wiek fana tenisa to 61 lat i on stale rośnie. Tenis jako sport przez lata nie zmienił się, nie zmodernizował, czego wynikiem stała się mniejsza atrakcyjność wśród młodszych pokoleń.
UTS to eksperyment nowego formatu, który ma zwrócić uwagę młodszych fanów i w ogóle szerszej rzeszy kibiców. Główna różnica między UTS a tradycyjnym tenisem jest taka, że format UTS jest znacznie krótszy i szybszy zarazem. Każdy mecz składa się z czterech dziesięciominutowych części i akcja dzieje się non stop, bez zatrzymywania. Kibice są bliżej zawodników, bardziej niż kiedykolwiek, kiedy to są tworzone na przykład wywiady na żywo w czasie kwartowych przerw. Zmieniliśmy także kodeks postępowania, a w zasadzie go wyeliminowaliśmy, co skutkuje większą ekspresją zawodników na korcie, większą swobodą i okazywaniem większych emocji. Dodaliśmy też wiele nowych zasad i pomysłów, aby zawody miały unikatowy charakter, takich jak karty UTS, „nagła śmierć”, punkty rozstrzygające – to kilka z nich.
W sumie jesteśmy bardzo zadowoleni z sukcesu UTS w ubiegłym roku. Większość z naszych widzów była młodsza i dla wielu z nich tenis był nowością. Zawodnicy i publiczność prosili i pytali o więcej i mogę powiedzieć, że UTS będzie się rozwijał w następnym latach. Już rozmawiamy z ATP o potencjalnym partnerstwie. Chcielibyśmy organizować wydarzenia UTS na całym świecie.
Jest Pan znany jako człowiek, który chce zrewolucjonizować tenis. Jaki jest Pana plan działania, aby tego dokonać?
– Nie chcę zmieniać tenisa. Chcę natomiast, aby tenis się rozwijał i wchodził na nowe rynki, aby angażował nowe, młodsze pokolenie. W celu zrealizowania tego planu, musimy wykreować coś nowego w sporcie, który jest niezwykle konserwatywny. Nie jest to łatwą rzeczą do zrobienia, ale wierzę, że to jest możliwe. Wiem, że będzie to trudne, ale zrobiliśmy duży krok pokazując, że ta koncepcja działa.
Jeszcze raz podkreślę: mocno wierzę, że tenis potrzebuje ATP i WTA, ponieważ miliony kibiców na świecie kochają tę dyscyplinę taką, jaka jest, ale także wierzę, że jest duża przestrzeń dla UTS i jeśli tenis będzie miał obie formy rozgrywek, będzie jeszcze bardziej popularny.
Idąc dalej, mój zespół i ja będziemy kontynuować pracę nad UTS, ponieważ po analizie wyników pierwszych trzech edycji bardzo wierzymy, że jest na ten pomysł miejsce na rynku i że może on rywalizować z ATP i WTA Tour oraz przyciągać nowych sympatyków.
Jakie cechy są przez Pana pożądane u zawodników?
– Dla mnie najważniejsza jest chęć do ciężkiej pracy. W dalszej kolejności są: zaangażowanie, ambicja, właściwy sposób myślenia, dyscyplina. Mistrzowie po prostu myślą inaczej. Nie uważają, że mogą osiągnąć swoje cele, ale wiedzą, że je osiągną. Trzymają się najwyższych standardów cały czas, dzień po dniu i nigdy nie spoczywają na laurach. Nie bardzo interesuje mnie technika zawodnika, ale to, co ma największe znaczenie dla mnie: ich charakter, osobowość, siła woli oraz ich poziom rywalizowania.
Spotkałem Coco Gauff, kiedy miała dziesięć lat. Przyjechała na obóz selektywny do Akademii Mouratoglou, kiedy akademia mieściła się na przedmieściach Paryża. Byłem od razu pod jej wrażeniem. Już wtedy biła od niej aura! Nie mówiła, że chce być następną Sereną czy zostać numerem 1 na świecie, ale mówiła głośno i jasno, że chce być największą tenisistką wszech czasów. Właśnie wtedy wiedziałem, że ona będzie mistrzynią. Już wtedy miała odpowiednie nastawienie.
Czy myśli Pan, że Iga Świątek będzie miała stabilną formę, aby dostać się do czołowej dziesiątki świata – TOP10 – kobiecego tenisa i pozostanie tam na dłużej?
– Z pewnością Iga może tego dokonać. To co najbardziej zrobiło na mnie wrażenie, to jej emocjonalna dojrzałość i koncentracja. Ona ma tylko 19 lat, ale działa z charakterem i siłą, jaką ma większość doświadczonych zawodniczek. Ma mentalność mistrzowską i szybko zrozumiała, że ona jest kluczowa. Świątek jest jedną z tenisistek na tourze, która kładzie największy nacisk na mentalny aspekt, pracuje z psychologiem cały czas i to pokazuje – jest pewna siebie, odpowiednio pobudzona i jest spokojna. Bardzo jestem ciekawy jej rozwoju w nadchodzących latach.
Iga pracowała, jak wielu czołowych zawodników, w Akademii Mouratoglou koło Nicei. Czy to jest miejsce, z którego pochodzi duża liczba przyszłych mistrzów?
– Kiedy budowałem Akademię Mouratoglou moim celem było, by pomagać młodym zawodnikom osiągać swoje marzenia, rozwijać potencjał i czynić ich mistrzami. Absolutnie wierzę w naszą metodologię oraz w potencjał sowich podopiecznych i wiem, że możemy osiągać to co założyliśmy. Dajemy narzędzia do zdobywania sukcesów.
Sukces mówi sam za siebie. Rozwinęliśmy wielu mistrzów, w przeszłości oraz teraz, i będziemy to kontynuować. Nasza metodologia udowodniła, że jest skuteczna i daje rezultaty. Wystarczy wspomnieć Serenę Williams czy Stefanosa Tsitsipasa, którzy są w światowej czołówce, a mamy już kolejną grupę młodych talentów.
Jeden ze sportowców z Akademii Mouratoglou, Holger Rune, wygrał w 2019 roku Roland Garros i był sklasyfikowany jako najlepszy junior na świecie. Częścią Akademii były również siostry Fruhvirtove – najlepsze na świecie w swoich kategoriach wiekowych (zawodniczki urodzone w latach 2005 i 2007 – przyp. red.). Jest także Clervie Magloire, która osiągnęła finał zawodów „Les Petits”, przegrywając tylko z Brendą Fruhvirtovą w finale. To tylko kilka osób z Akademii Mouratoglou, które prą do przodu. A mógłbym wymieniać więcej.
Akademia Mouratoglou jest znana ze swojego programu Tennis&School oraz obozów tenisowych. Co jest siłą tych projektów?
– Program Tennis&School i nasze obozy treningowe to dwa bardzo ważne filary akademii – stały się zresztą naszymi priorytetami.
W programie Tennis&School dbamy o dzieci w każdym zakresie. Trenują tutaj cały rok, ale też studiują na fajnym kampusie i mieszkają w szkole z internatem. Jesteśmy odpowiedzialni za ich rozwój tenisowy, ale także za ich edukację i rozwój osobisty. Dzieci trenują po kilka godzin dziennie, zarówno na korcie, jak i na siłowni z naszymi szkoleniowcami od tenisa i fitnessu. Również dbamy o ich przygotowanie mentalne, odnowę i odżywianie. Planujemy ich kalendarz turniejowy, wozimy ich na zawody, a także pomagamy znaleźć dla nich stypendium na najlepszych amerykańskich uniwersytetach, jeśli taki mają cel. Każdy z naszych dwustu studentów-sportowców dostaje takie same przygotowanie i narzędzia, jak profesjonaliści, w celu bycia najlepszym tenisistą. Dopasowujemy styl trenowania do każdego z nich tak, aby było to w zgodzie z ich potrzebami. Jest to naprawdę kompletny, spersonalizowany i profesjonalny program treningowy.
Jeśli chodzi o tenisowe obozy, które organizujemy każdego tygodnia, jest to sposób na dzielenie się naszą pasją oraz metodologią z setkami, a nawet tysiącami dzieci i z dorosłymi. Chcemy, aby te osoby przeżyły fantastyczne doświadczenie oraz chcemy pomóc w tenisowym rozwoju. Kiedy zawodnicy przybywają na obóz, nieważne jaki mają wiek i poziom, są tak samo traktowani, jak nasi studenci-sportowcy i zawodowi gracze.
Rozmawiali:
Grzegorz Okoński i Jan Stański