Z Ryszardem Ganowiczem, przewodniczącym poznańskiej Rady Miasta rozmawia Józef Djaczenko.
Kiedy pierwszy raz miałeś w ręku rakietę tenisową?
– W latach sześćdziesiątych, chyba byłem wtedy siedmiolatkiem.
W tamtym czasie gra w tenisa była w Polsce rzadkością, dopiero późniejsze sukcesy Wojciecha Fibaka spowodowały boom, w każdym mieście powstawały korty, ludzie masowo kupowali rakiety. Kto nauczył cię grać?
– Zaczęło się od odbijania piłki z moim tatą.
Ryszard Ganowicz, były senator i rektor Akademii Rolniczej jest postacią dobrze pamiętaną w Poznaniu, ale niewielu wie, że bardzo lubił ten sport.
– Grywał chętnie, miał też na tym polu zasługi organizacyjne, bo przyczynił się do budowy kortów na Sołaczu, na terenach ówczesnej Akademii Rolniczej, za dzisiejszym Kolegium Rungego.
Też tam grywałeś?
– Tak, zdarzało mi się.
Trenowałeś w klubie?
– W 1970 roku zapisałem się do poznańskiego Grunwaldu. Nigdy nie uprawiałem tego sportu zawodniczo, po prostu uczęszczałem na zajęcia tenisowe. Już wtedy panowało przekonanie, że trzeba zacząć wcześnie, więc jako dziesięciolatek nie byłem najmłodszy w grupie. Miałem pecha, bo sekcję tenisową w Grunwaldzie szybko zlikwidowano. Wziąłem wtedy rozbrat z tym sportem. Później, w VII klasie zgłosiłem się do Olimpii Poznań. Chodziło tylko o to, by się poruszać, nie było mowy o jakimkolwiek wyczynie.
Można więc powiedzieć, że jesteś amatorem, ale poważnie zaawansowanym.
– Ależ skąd, nie ma co mówić o zaawansowaniu. Podobnie jak dziś, tenis traktowałem czysto rekreacyjnie. Uczęszczając do szkoły średniej, czy potem studiując miałem kolejną przerwę w uprawianiu tego sportu. Wróciłem do tego dopiero po skończeniu studiów, od tego czasu grywam w miarę regularnie, z kolegami, dla rekreacji.
Często wychodzisz na kort?
– Staram się grać przynajmniej raz w tygodniu, czasami dwa razy, latem zdarza się częściej.
Gdzie można cię grającego spotkać?
– Różnie to bywa, ale chyba najczęściej na kortach Grunwaldu, które do dziś darzę wielkim sentymentem. Poza tym gram na Olimpii, bo to teren pięknie położony. Bywam i w innych miejscach, takich jak hala Arena, czy ośrodek w Sobocie. Od czasu do czasu gram w Puszczykowie.
Jesteś znany jako kibic, miłośnik sportu, więc z pewnością śledzisz i wydarzenia tenisowe.
– Oczywiście, że tak. Zdarza mi się z tego powodu zarywać noce, na przykład podczas turnieju wielkiego szlema w Australii, gdy chcę ciekawsze spotkania śledzić na żywo.
Kto jest twoim ulubionym zawodnikiem?
– Nie będę oryginalny. Najbardziej lubię oglądać Federera. Cenię go za technikę, za elegancję w grze. Jest w nim coś, co sprawia, że obserwowanie go to czysta przyjemność.
Polska ma wybitną zawodniczkę, Agnieszkę Radwańską. Szkoda, że od czasu Wojciecha Fibaka nie było u nas gracza światowego formatu.
– Blisko dużych sukcesów był Jerzy Janowicz. Czegoś mu jednak zabrakło. Myślę, że jego problemy tkwią w sferze mentalnej, bo przecież nie można mu odmówić talentu. Zaszedł bardzo wysoko, dziś stara się wrócić do dużej klasy, trudno mu się jednak odnaleźć. Jeśli chodzi o panie, to z sentymentem obserwujemy postępy poznanianki Magdy Linette. Wielu Wielkopolan kibicuje Angelique Kerber, w końcu to dziewczyna związana z Puszczykowem, mieszka tu prawie na stałe.
Mimo kilku znanych w świecie nazwisk nie można powiedzieć, by Polacy odnosili wielkie sukcesy tenisowe.
– Jestem daleki od tego, by brak tych sukcesów uważać za naszą cechę narodową. Nie tylko Polska nie ma tenisistów na światowym poziomie. Konkurencja jest ogromna, tylko nielicznym udaje się trafić na sam top.
Gdyby jednak przeliczyć liczbę uprawiających ten sport na tych, co odnoszą sukcesy, Polska nie wypada najlepiej.
– Być może dzieje się tak za sprawą niewłaściwego treningu mentalnego. Potrzebne jest inne nastawienie.
Chcąc święcić światowe triumfy, trzeba zacząć poważnie trenować jak najwcześniej. Nie każdy może sobie na to pozwolić, wiele zależy od możliwości, a często samozaparcia rodziców. W utalentowane dziecko muszą zainwestować, i to poważnie.
– W samo granie chyba nie tak bardzo. Ważniejsze jest to, by w pewnym momencie zacząć jeździć na turnieje. Dobre rezultaty uzyskuje się tylko wtedy, gdy ma się kontakt z osobami grającymi na wysokim poziomie. Nie wystarczy oglądanie w Eurosporcie transmisji. Trzeba się zmierzyć z lepszymi, na żywo zobaczyć, jak leci piłka uderzona przez Nadala, czy innego gracza światowego formatu.