Z Moniką Małek, szefową PR Lexus Polska, z wykształcenia matematyczką, miłośniczką tenisa rozmawia Maciej Łosiak
Sport jest obecny w Pani życiu od najmłodszych lat. Czy i jak wpłynął na Pani decyzje?
– Sport wciąż odgrywa bardzo ważne miejsce w moim życiu. Pomógł w wielu momentach, wpłynął na mnóstwo ważnych decyzji. Jak się zaczęło? Prozaicznie. Byłam chorowitym dzieckiem, a tata chcąc mnie zahartować wysłał na lodowisko i tam się zaczęła przygoda z łyżwiarstwem figurowym. Trenerzy, którzy mnie zobaczyli stwierdzili, że mam talent. Trafiłam do sekcji. Wyczynowo jeździłam na łyżwach aż dziewięć lat. Spędziłam ten okres między szkołą a Torwarem, salą baletową i boiskiem lekkoatletycznym. Ferie i wakacje na obozach kondycyjnych. Wolnych chwil było tyle, co kot napłakał. Zimą brałam narty i szliśmy do warszawskiego „Morskiego Oka” trenować jazdę między tyczkami. Latem jeździłam na specjalnie skonstruowanych przez tatę łyżworolkach. W szkole nie miałam taryfy ulgowej. Nauczyciele byli wymagający, ale chyba wyszło mi to na dobre…
… i ukończyła Pani studia na kierunku matematyka.
– Tak jak sport nauczył mnie być odpowiedzialnym, zdyscyplinowanym, grać fair, tak matematyka uczy analizy, syntezy, logicznego myślenia, czyli rzeczy w codziennym życiu nie do przecenienia. Matematyka to dla mnie także filozofia życia.
Wyczynowo uprawiany sport, studia na wydziale Matematyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego. Tym dziedzinom daleko do pracy w PR i to w branży motoryzacyjnej?
– (Śmiech) To prawda, ale jak to w życiu bywa zdecydował kolejny przypadek. Pracowałam w szkole, w końcowym okresie na stanowisku dyrektora. Decyzja o odejściu była bolesna, ale czułam, że konieczna. Na początku lat 90. dostałam propozycję współpracy przy tworzeniu PR-u dla Toyoty. Wprawdzie moje doświadczenia motoryzacyjne nie były zerowe (tu znowu śmiech), bo… zdałam egzamin na prawo jazdy eksternistycznie jeszcze w szkole średniej.
A doświadczenia związane z mediami?
– Na studiach współpracowałam przy wydawaniu kaset magnetofonowych, zlecałam projekty graficzne okładek, miałam kontakty z artystami, grafikami, wytwórniami fonograficznymi, drukarniami. To jeszcze bardzo daleko do PR-u, choć dało pewne doświadczenia w poruszaniu się w innym środowisku. W czasie pracy w dziale PR Toyoty skończyłam podyplomowe studia w dziedzinie public relations. A od 2011 roku jestem w dziale PR marki Lexus.
Jakby Pani porównała początki pracy zawodowej, a obecne czasy?
– Pod względem technicznym to przepaść. Teraz wystarczy znaleźć w poczcie elektronicznej odpowiednie adresy mejlowe, załączyć tekst, zdjęcia, kliknięcie i gotowe. Ponad 20 lat temu, by wysłać informację prasową w 200. egzemplarzach w formie papierowej, z tradycyjnymi zdjęciami, pocztą trzeba było się sporo natrudzić. Jednak był bliższy kontakt z dziennikarzami. Wspólne wyjazdy na targi i salony samochodowe do Nicei, Genewy, czy Paryża. To konsolidowało środowisko. Teraz jest tego coraz mniej.
Organizowane są jednak imprezy, prezentacje, konferencje, na których można się integrować. Chociażby turnieje tenisowe.
– Jako marka Lexus wspieramy inicjatywy tenisowe. Sama pokochałam grę w tenisa. Zaczęłam uprawiać tę dyscyplinę kilka lat temu. W turniejach rzadko rywalizuję, ale mam smykałkę do sportu i idzie mi całkiem nieźle. Trenuję rekreacyjnie dwa razy w tygodniu. Tenis pozwala smakować życie, a ja kocham jedno i drugie. Do tego można spotkać wartościowych i przesympatycznych ludzi. Jedną z takich osób jest bez wątpienia Agnieszka Radwańska. Zresztą tenis jest popularny w mojej firmie. Prezydent Toyota Motor Poland także dużo wolnych chwil spędza na korcie, choć lubi też piłkę nożną i narty.
Branża motoryzacyjna to Pani profesja, ale także pasja. Czy Pani zdaniem najbliższa przyszłość będzie należała do aut z napędem hybrydowym?
– Proszę mi wierzyć, część kobiet także lubi mówić o samochodach i nowinkach motoryzacyjnych. Auta z silnikami diesla odchodzą do lamusa. Nie są ekonomiczne i ekologiczne. Jako pierwsi w 1997 roku wprowadzaliśmy na rynek samochody z napędem hybrydowym (w takim aucie jest silnik elektryczny i benzynowy – przyp. red.). Są one coraz bardziej popularne. Jednak przyszłość należy do samochodów z silnikami wodorowymi. Jest już Toyota Mirai. Skutkiem ubocznym spalanego paliwa, w tym wypadku wodoru jest wyłącznie woda. A najbliższa stacja z wodorem nie jest wcale tak daleko, bo w Berlinie.