Bartłomiej Pietsch: Gitara czy rakieta? Oto jest pytanie!

Nienaganna technika, dobra praca nóg i lewa ręka. Tak w skrócie można opisać grę Halowego Mistrza Polski Artystów 2021 Bartłomieja Pietscha. Z gitarzystą zespołu Bibobit, który który ma na swoim koncie między bardzo owocną współpracę z piosenkarką Anią Wyszkoni, rozmawiał Grzegorz Święcicki.

Kiedy zaczęło się u Ciebie to tenisowe szaleństwo? Masz jakieś odległe wspomnienia z rakietą?

– Tak. Już jako dzieciak odbijałem z moim starszym bratem (Łukasz „Lopez” Pietsch – aktor i pianista kabaretu Hrabi, wielokrotny mistrz Polski artystów – przyp. red.). Mieszkaliśmy na wsi i z braku innych rozrywek „uprawialiśmy” na podwórku wszystkie możliwe dyscypliny sportu. Jeśli chodzi o tenis, to oglądaliśmy mecze Wojtka Fibaka, a potem odbijaliśmy na klepisku drewnianymi rakietami przez starą, podziurawioną siatkę do siatkówki. Mniej więcej dziesięć lat temu brat znów wyciągnął mnie na kort i połknąłem tenisowego bakcyla.

Bartłomiej Pietsch, muzyk, gitarzysta i świetny tenisista.

 I tak nieprzerwanie do dziś?

– Mniej więcej po roku intensywnych treningów zrobiłem sobie kilka lat przerwy. Tym razem na kort wyciągnął mnie młodszy brat (cała czwórka braci Pietschów gra w tenisa – przyp. red.). Kiedy graliśmy, podszedł do mnie miejscowy trener i wytknął mi wszystkie błędy techniczne, które popełniałem.

Włączyła się ambicja?

– Oj, tak! Od tego czasu już mocno się wkręciłem. Oglądanie filmików w Internecie, ćwiczenia na ściance i, oczywiście, treningi z trenerem. Od pięciu lat gram już bardzo regularnie.

Nawet podczas trasy koncertowej?

– Zdecydowanie! Kiedy wyjeżdżam, zawsze mam ze sobą torbę tenisową i koszyk z piłkami. Staram się znaleźć miejscowego amatora na moim poziomie, który byłby chętny do gry. Jeśli to się nie uda, to umawiam się z lokalnym trenerem, a w ostateczności, mając pod ręką koszyk, po prostu idę poserwować. Na co dzień gram w lidze amatorskiej, ale jak jestem poza domem, to szukam sposobów, żeby podnosić swój poziom.

Co daje Ci tenis?

– Jest to niesamowite uzupełnienie mojego życia zawodowego. Daje mi idealny balans w tym, co robię. To bardzo wdzięczna i szlachetna dyscyplina, która wymaga mierzenia się ze słabościami charakteru. Przede wszystkim jednak uczy cierpliwości, z którą zawsze miałem problem. Kiedy za coś się brałem na poważnie, spodziewałem się szybkich efektów. W tenisie do efektów dochodzi się latami.

Czy chciałbyś kiedyś tak dobrze grać w tenisa, tak jak dobrze grasz na gitarze?

– Bardzo ciekawe pytanie. Chciałbym powiedzieć, że tak, ale to by źle o mnie świadczyło jako o profesjonaliście. Był nawet taki moment, w którym moi koledzy z zespołu, w sposób szalenie życzliwy, zasugerowali, żebym zajął się pracą z takim zaangażowaniem, z jakim zajmuje się tenisem. Musiałem więc to przemyśleć i podjąć pewne kroki zmierzające do zbilansowania tych dwóch kwestii. Uzmysłowiłem sobie, że na korcie jestem amatorem, a na scenie zawodowcem i tak powinno zostać.

KOLEDZY Z KORTU O MISTRZU:

Jacek Mezo Mejer (finalista):

– Jeszcze nie miałem okazji podczas turniejów artystów grać z kimś, kto prezentuje tak wysoki poziom. Kiedyś wygrałem z jego bratem Łukaszem, ale Bartek gra jeszcze szybszy i bardziej rotacyjny tenis.

Przemek Sadowski:
– Jest jedynym leworęcznym zawodnikiem w naszych turniejach, co czyni go jeszcze bardziej niewygodnym rywalem. Do tego ma bardzo silną psychikę.

Karol Strasburger:  

– W tenisa gra świetnie, ale na gitarze jednak jeszcze trochę lepiej.

Radek Bielecki:  

– Bartek to taki mój bliźniak. Urodziliśmy się tego samego dnia, w tym samym roku. To nie może być przypadek!

Mariusz Kałamaga:  

– No, jak nie jeden Pietsch wygrywa, to drugi!

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości