Są kluby, w których tenis jest punktem wyjścia do większego i jedynego w swoim rodzaju projektu. Tak jest w przypadku Akademii Tenisa SetPoint Olsztyn, gdzie trenująca młodzież ma… swój zamek, zajmuje się sokolnictwem i może się poczuć niczym Harry Potter w Hogwarcie. – W naszym klubie kierujemy się holistycznym podejściem do tenisa – zapewnia Maciej Łojko, trener i założyciel Akademii.
– Wszystko zaczęło się w 2004 roku, kiedy to jako absolwent V Liceum Ogólnokształcącego wziąłem pod swoją egidę korty należące do szkoły. Placówka nie miała pieniędzy na renowację i utrzymanie obiektu, więc zaczęliśmy się nimi opiekować. Początkowo działałem wspólnie z nauczycielem wychowania fizycznego, Leszkiem Konarzewskim. Powód był prozaiczny, chcieliśmy po prostu mieć swoje miejsce do grania. W szybkim tempie zaczęło jednak przybywać chętnej do uprawiania tenisa młodzieży. I tak, poprzez spontaniczną decyzję stworzyliśmy grupę, która zaczęła u mnie „trenować”. Cudzysłów nie jest przypadkowy, bo tak po prawdzie, to wspólnie uczyliśmy się na błędach. Dla mnie początkowo miało to być oderwanie od studiów, które zacząłem na kierunku biotechnologia, a przy okazji fajna forma spędzania wolnego czasu. Nawet nie zakładałem, że będę zajmował się tenisem zawodowo. Jako dziecko grałem w kilku klubach, ale była to raczej ciekawa przygoda, niż coś poważnego. Nie wiązałem z tym żadnej przyszłości – wspomina Maciej Łojko.

Ograniczeniem tylko wyobraźnia
– Po kilku sezonach nie było już jednak wyjścia i trzeba było podjąć decyzję „co dalej?”. A ciężko było rezygnować z tak fajnego projektu, ponieważ grało już z nami ponad stu nastolatków! Zdecydowałem więc, aby dokończyć studia i kontynuować przygodę z tenisem. Do współpracy zaprosiłem 16-letniego wówczas zawodnika, Bartka Paderewskiego, który szkolił się wówczas pod okiem mojego byłego trener. I tak jak podczas sztormu, na tej samej łajbie, wspólnie zaczęliśmy płynąć… Pierwszym naszym portem było zbudowanie profesjonalnego klubu tenisowego. Bo też od zawsze, wśród naszych adeptów, była duża liczba młodych osób, która chciała z nami robić coś więcej. Dlatego, kiedy już zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady dłużej wynajmować obiektów od innych, to podjęliśmy decyzję o budowie hali pneumatycznej z dwoma kortami. Było to dla nas bardzo duże przedsięwzięcie. Tym bardziej, że tenis nie był wtedy w Olsztynie zbyt popularny i baliśmy się czy udźwigniemy taką inwestycję – opowiada założyciel Akademii.




– W międzyczasie realizowałem jeszcze doktorat z biotechnologii. Czasu miałem więc mało, ale że mieliśmy głowę pełną pomysłów, to postanowiliśmy działać. W Polsce wówczas coraz bardziej popularny stawał się projekt Tenis 10 i od razu wiedzieliśmy, że to jest coś dla nas. Od razu też zaczęliśmy wymyślać scenariusze treningowe dla najmłodszych… W tym przypadku ograniczeniem była tylko wyobraźnia. Kupowaliśmy przeróżne gadżety w celu zainteresowania jak najszerszej grupy. Od balonów po dymiarki i światła studyjne, lampy UV, wytwornice dymu, aż po projektowanie dużych gier planszowych drukowanych na banerach. Stworzyliśmy nawet karty aktywności, na których dzieciaki zbierały naklejki i pokonywały wyzwania postaci z bajek. Od tamtej pory nie mogliśmy się już zatrzymać, dlatego uznaliśmy, że potrzebny jest nam zespół wspierających się trenerów – wspomina Maciej Łojko.
Zawsze czekali na wakacje
– Przy okazji jego tworzenia od początku wiedzieliśmy, że najważniejsza jest dla nas atmosfera i wspólny cel. Nie mogło być jednak inaczej, skoro w wakacje mieliśmy spędzać ze sobą 24 godziny na dobę, i to przez dwa miesiące. I tak, do klubu dołączyli student fizjoterapii Piotrek Paderewski, wnuk mojego trenera Kasjan Riabczenko oraz Łukasz Falkowski. Działając już w takim trenerskim teamie zaczęliśmy organizować szereg turniejów, dni otwartych czy imprez pokazowych. Wspólnie opracowany też system treningowy, co zaczęło przynosić efekty, bo nasi zawodnicy odnosili coraz lepsze wyniki w mistrzostwach województwa i finałach Talentiady. Zawsze jednak przede wszystkim czekaliśmy na wakacje i wspólny obóz, który stał się wizytówką naszego klubu. Te nasze obozy, z tenisowych, bardzo szybko stały się zresztą tenisowo – eventowymi. W dużej mierze za sprawą wychowawcy i studenta medycyny, Kamila Kulbackiego, który zaczął wymyślać na pierwszy rzut oka kompletnie nie do przyjęcia eventy – mówi założyciel Akademii.

– To właśnie on zamiast pływania kajakami wymyślił „Grzybobranie Posejdona”, czy zabawę pod nazwą pomoc rozbitkom. Już nie wystarczyło tylko płynąć, trzeba było wspólnie ze swoją drużyną wykonać określone zadanie. Często mało popularne kajaki czy rowery górskie stały się mocno wyczekiwanym punktem programu. Zaczęliśmy również rozbudowywać nasze pomysły… o sprzęt teatralny i koncertowy. Mieliśmy już wtedy profesjonalne światła i sprzęt nagłośnieniowy. W tym miejscu warto dodać, że nasi adepci tak się integrowali z grupą, że standardem stało się, że grali i bawili się z nami od dziecka aż do momentu rozpoczęcia studiów i przeprowadzki do innego miasta. No, a dzisiaj w większości są wychowawcami na naszych obozach i półkoloniach – opowiada Maciej Łojko.

Leśna Baszta, czyli jak w bajce
– Bo dla tych, którzy woleli zostać w mieście stworzyliśmy tematyczne półkolonie. I tu narodził się kolejny pomysł, czyli sokolnictwo! Wiedzieliśmy, że to bardzo wąska i specjalistyczna działka, ale tak ciekawa, że wspólnie z Kamilem Kulbackim pojechałem na kurs sokolniczy. I wtedy tak naprawdę zaczęło się… Zbudowaliśmy profesjonalne woliery dla ptaków i zaczęliśmy układać sowy. Dzisiaj mamy puszczyka mszarnego i płomykówkę. Naszym znakiem rozpoznawczym stały się ptaki drapieżne, i wszyscy szukający ciekawych i urozmaiconych półkolonii wiedzieli, gdzie trafić. W taki właśnie sposób, poprzez warsztaty ze zwierzętami, spotkania z ciekawymi gośćmi, czy też pokazy SuperBohaterów nasze półkolonie tenisowe stały się bardzo popularne w regionie. Zaczęliśmy też robić coraz większe widowiska. Mecz tenisowy ze Spidermanem czy Batmanem zawsze wzbudzał wiele emocji – śmieje się pomysłodawca Akademii.
– Z biegiem lat doszliśmy do wniosku, że musimy mieć swoje miejsce do realizacji tych wszystkich pomysłów i organizowania obozów. Uznaliśmy, że potrzebujemy bardzo dużego terenu w lesie, najlepiej ze znajdującą się w pobliżu rzeką i infrastrukturą sportową. Ponieważ istniejące obiekty były poza naszym zasięgiem i możliwościami finansowymi, postanowiliśmy stworzyć własny projekt pod nazwą Leśna Baszta. W tym przypadku partnerem stał się Kamil Kulbacki. To wspólnie z nim znaleźliśmy ruinę zamku pod Olsztynem. Szybko się jednak okazało, że nie udźwigniemy tego tematu, zlecając wszystkie prace majstrom. Sami więc z Kamilem zaczęliśmy z tutorialów na kanale YouTubie uczyć się układania cegieł. I tak przez rok stworzyliśmy miejsce, o którym wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć! – opowiada z dumą Maciej Łojko.

Koncert operowy w lesie
– Zamek, który został przystosowany na potrzeby naszych adeptów, jest położony na 10 hektarach ogrodzonego lasu, i to tuż nad rzeką Łyną. Na miejscu mamy trzy korty tenisowe, boisko do piłki nożnej, pokój LEGO i oczywiście miejsce wolier dla naszych sów. Wszystko to udało nam się przygotować zaledwie przez rok, choć wiązało się to z rezygnacją z dotychczasowego życia zawodowego. Było jednak warto! W tym roku zorganizowaliśmy już siedem turnusów obozów i cztery zgrupowania tenisowe. Podczas naszych obozów w końcu mogliśmy stworzyć bajkowy klimat, taki o którym marzyliśmy. Zorganizowaliśmy nawet koncert operowy w lesie, w wykonaniu śpiewaczki Liliany Warcholińskiej.



– Co warte podkreślenia, nasi obozowicze sami tworzą klimat tego wyjątkowego miejsca, organizując pokazy świateł czy układając teatralne „Legendy Leśnej Baszty”. Byli też świadkami wykonywania prac płatnerskich oraz malowania herbów – opowiada założyciel Akademii. – Nie spoczywamy oczywiście na laurach i dalej rozwijamy to nasze, jedyne w swoim rodzaju, miejsce. Budujemy dom z bilardem, grami i kinem, tworzymy maszyny do czyszczenia lasu z gałęzi… Zależy nam przede wszystkim na tym, aby nasi wychowankowie nie tylko skupiali się na tenisie, ale także na innych aspektach otaczającego ich życia. No i aby świetnie się bawili, realizując przy tym własne swoje marzenia – kończy Maciej Łojko.
Tomasz Sikorski