Jesteśmy jak na wojnie. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy czy – ogólnie – personel medyczny, stoją w pierwszym szeregu walki z koronawirusem. Pracują bez wytchnienia, często kosztem czasu dla najbliższych, ale myślą także o sportowych pasjach, a na początku maja jako jedni z pierwszych wracają na kort.
Tekst: Grzegorz Okoński
– Żyjemy w układzie praca–dom. W pracy walczymy o uratowanie każdego chorego i zachowanie zdrowia dla siebie, rodziny i pacjentów, a w domu… też pracujemy, czytając fachowe książki, czasopisma, korzystając z każdej formy dokształcania się – rozkłada ręce doktor Jacek Górny, szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w miejskim szpitalu im. Józefa Strusia w Poznaniu, przemianowanego na szpital zakaźny, dając do zrozumienia, że nie jest to dobry okres dla środowiska medycznego na prywatne pasje, tym bardziej sportowe.
Ale aktywny wypoczynek jest konieczny dla zachowania psychicznej równowagi. – Jeśli medycy nie wypracują sobie regularnego czasu na odpoczynek, zwłaszcza czynny, ich zdrowie na tym ucierpi – mówi profesor nauk medycznych Ryszard Koczorowski, aktywny miłośnik tenisa.
Z profesorem zgadza się lekarz medycyny Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny kraju, prywatnie zapalony tenisista. Przyznaje, że dla ich grupy zawodowej to trudny czas na regularną aktywność fizyczną. – Jednak zaniedbywanie jej, a jednoczesne przedłużanie pracy w wielkim napięciu związanym z walką z koronawirusem, nie daje medykom dobrych perspektyw – dodaje.

Sport nie w czasie kwarantanny
Personel medyczny, stale będący w kontakcie z chorymi, jak mało kto narażony jest na zakażenie. Doktor Jacek Górny w połowie kwietnia zakończył okres obowiązkowej kwarantanny po kontakcie z osobą zakażoną koronawirusem. Przez najbliższe tygodnie, a nawet miesiące, oprócz walki o zdrowie i życie pacjentów, będzie myślał głównie o tym, jak zapewnić bezpieczeństwo swoim pracownikom i pacjentom. Szpital zakaźny w Poznaniu, którym kieruje doktor Górny, jest zaopatrzony w środki ochrony, ale nie z powodu telewizyjnych obietnic premiera, ale dlatego, że sam dyrektor stara się o maseczki, przyłbice, kombinezony i inne środki ochrony. Był czas, gdy personel zakładał na nogi i obwiązywał worki od śmieci.
A sport? – To piękna sprawa, ale, niestety, obecnie nieosiągalna dla nas, lekarzy – mówi. – Tym bardziej w czasach, w których z domu nie wyjdziemy, by pobiegać czy wyjść na rower.
Chory dmucha na stomatologa
Prof. dr hab. Ryszard Koczorowski jest stomatologiem, profesorem Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, twórcą pierwszej w Polsce Kliniki Gerostomatologii. Korty zna dobrze od kilkudziesięciu lat, na nich przecież wywalczył tytuły Mistrza Świata Lekarzy na hali, Wicemistrza Świata Lekarzy na kortach ziemnych czy trzydzieści tytułów mistrza Polski w różnych kategoriach wiekowych.

– Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to stomatolodzy są grupą lekarzy, którzy szczególnie mocno, najbardziej nawet, są narażeni na zakażenie koronawirusem – mówi. Nic dziwnego zatem, że maseczki czy przyłbice ochronne są im znane nie od miesiąca, ale od lat.
– Pracujemy z pacjentem w niewielkiej odległości, około trzydziestu centymetrów dzielącej nasze twarze – mówi prof. Koczorowski. – Gdyby nie maseczka, dmuchałbym na pacjenta, a on na mnie. Do tego pracujemy turbinami, rozpylamy dodatkowo chłodzenie wodne, które może stanowić nośnik wirusów, unoszących się wokół pacjenta. Teraz wobec zagrożenia, trzeba więc ograniczyć zabiegi, które wiążą się z chłodzeniem wodnym z turbin, tylko do ostrych stanów bólowych, urazowych lub z wysokim ryzykiem powikłań. To taka specyfika naszego zawodu, która sprawia, że stomatolodzy są na pierwszym miejscu, przed ratownikami medycznymi i lekarzami ogólnymi, pod względem ryzyka zakażenia.
Dlatego też Komisja Stomatologiczna Naczelnej Rady Lekarskiej zaleciła ograniczenie przyjmowania pacjentów, którzy nie wymagają niezwłocznej pomocy dentystycznej.
Jeśli chcesz leczyć – musisz odpocząć
– W sytuacji napięcia związanego z pracą lekarza, trzeba odreagować zmęczenie, a aktywność fizyczna nadaje się do tego najlepiej – wyjaśnia prof. Ryszard Koczorowski. – Ci, którzy nie uprawiają sportu albo w ograniczonym zakresie sięgają np. po rakietę tenisową, rower czy zakładają buty do biegania, są bardziej narażeni na kłopoty natury mentalnej, psychicznej.
Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny MSWiA, zgadza się, dodając, że dla lekarzy nie ma teraz, niestety, czasu na aktywność fizyczną.
– Ważne, by układ odpornościowy lekarza, ratownika, pielęgniarki, technika, każdego pracownika służby zdrowia na tym froncie walki z wirusem, był w jak najlepszej kondycji – mówi Posobkiewicz. – Trzeba w przerwach w pracy, między jednym a drugim pobytem w szpitalu, nie marnować czasu, a zadbać o siebie, by być w jak najlepszej kondycji psychicznej i fizycznej. Zmęczony i zniechęcony medyk może popełnić błąd albo po prostu nie zauważyć ważnego symptomu, rzutującego na jego decyzję.

Dla Marka Posobkiewicza ulubionym sposobem spędzania czasu przeznaczonego na czynny wypoczynek jest właśnie gra w tenisa. Dlaczego? Bo to sport przyjemny, z tradycjami, oparty nie na szczęściu i na przypadku, ale na własnych umiejętnościach. I do tego dający radość spotkania z przyjaciółmi. Przed wprowadzeniem ograniczeń związanych z koronawirusem inspektor wychodził na kort średnio 2-3 razy w tygodniu. Ostatnio – jak czas i względy bezpieczeństwa pozwalają – stara się przynajmniej raz w tygodniu czynnie zadbać o kondycję. Namawia jednak lekarzy, by nie rezygnowali z aktywnego wypoczynku, by starali się rozwijać prosportowo dla dobra własnego i dobra ich pacjentów.
Mistrzyni świata wychodzi na mini-kort
Doktor nauk medycznych Joanna Szafranek-Pyzel, radiolog prowadząca w Chełmie Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej „Top-Med”, pochodzi z rodziny lekarskiej i… rakietkowej. Jej brat, Piotr Szafranek, z sukcesami reprezentował Polskę na mistrzostwach Europy i świata w tenisie stołowym, a i ona sama z sukcesami odbijała piłeczkę na stole i zdobyła uprawnienia trenera w tej dyscyplinie. Najbardziej jednak polubiła tenis ziemny i od 2002 roku, odkąd startuje w tenisowych mistrzostwach lekarzy rangi krajowej i światowej, zdobyła wiele medali i szereg tytułów mistrzowskich. Jest m.in. czterokrotną mistrzynią Polski lekarzy w grze pojedynczej w kategorii open, mistrzynią Polski singlistek w kategorii wiekowej 45-55 lat, czy – w parze z dr Agnieszką Widziszowską z Gliwic – mistrzynią świata w grze deblowej. Skutecznie promuje aktywność fizyczną startując także w lekarskich mistrzostwach w tenisie stołowym, pływaniu i w triathlonie. I co ważne – jest prezesem Polskiego Stowarzyszenia Tenisowego Lekarzy (ponad dwustu medyków zrzeszonych, z którymi sympatyzuje duża grupa lekarzy-tenisistów niezrzeszonych), jak i wybranym w tym roku prezydentem elektem Światowego Stowarzyszenia Tenisowego Lekarzy!

– Teraz, gdy trzeba poważnie ograniczać wyjścia z domu, trudno jest uprawiać sport, który dla lekarzy pełni rolę ważnego balansu psycho-fizycznego – mówi dr Joanna Szafranek-Pyzel. – Zanim wprowadzono ograniczenia, grałam w tenisa trzy-cztery razy w tygodniu, a teraz mogę raz, czy dwa, a i to tylko dlatego, że mam mały kort przy domu, na prywatnym terenie. Kort jest zamknięty, prywatny, gram na nim z córką Julią.
Zagrożenie koronawirusem sprawiło, że jej pracownie rezonansu magnetycznego, tomografii komputerowej, rtg, czy mamografii, są zamknięte, a możliwości lekarzy i personelu niewykorzystane. Tylko raz doktor Szafranek-Pyzel mogła wesprzeć swoją pracą szpital, gdy pracownicy oddziału radiologii byli na kwarantannie…
– Nie boję się kontaktu z chorymi, gdyby było inaczej, nie wybierałabym studiów medycznych – zapewnia.
Rowerek zamiast rakiety
– Zagrożenie pandemią mocno przebudowało nam styl pracy i życia sportowego – mówi lekarz Lech Borkowski z Gubina, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Tenisowego Lekarzy. – Będąc lekarzem rodzinnym przestawiłem się na pracę zdalną, porady telefoniczne, kwalifikację do dalszej diagnostyki, wszystko po to, by ograniczyć spotkania bezpośrednie, by zminimalizować ryzyko zakażenia.

Doktor Borkowski odlicza dni, kiedy będzie mógł powrócić na kort. Na razie wrócił do sprawdzonego zimą treningu stacjonarnego w domu, przy wykorzystaniu domowych urządzeń treningowych, np. roweru stacjonarnego czy orbiterka. Pracuje w ten sposób nad kondycją, nad motoryką, a jednocześnie zmniejsza napięcie, stres. Sport – jak mówi – jest najlepszym wentylem bezpieczeństwa.
– Ale tęsknię za tym, by w ciągu tygodnia wyjść ze dwa razy na trening i raz na mecz ligowy. Teraz czasem wymykam się na trawnik, trenuję woleje z córką lub z synem, żeby nie zapomnieć. Wierzę jednak, że wszystko wróci do normalności, że wirus będzie pokonany, a my wrócimy do swoich gabinetów, szpitali i na korty.