Tomasz Magiera. Były biathlonista – narciarz, kolarz… tenisista!

- Lubię i cenię tenisistów, o których słyszy się tylko w kontekście ich sukcesów sportowych, a nie z powodu ekscesów poza kortem, czy też na korcie - mówi Tomasz Magiera. Fot. Archiwum T. Magiera

Król obecnego sezonu Jannik Sinner, jako dziecko uprawiał narciarstwo alpejskie. Był nawet mistrzem Włoch w swojej kategorii wiekowej. Nasz bohater także przeszedł drogę od nart do rakiety tenisowej. – Są to dwa sporty, które absolutnie się nie lubią. Oba są jednak moją wielką pasją – wyznaje Tomasz Magiera – dziś zapalony amator tenisa, a niegdyś utalentowany biathlonista.

Droga od biathlonu do tenisa jest chyba dość daleka. Zaryzykuję stwierdzenie, że jesteś najlepszym w Polsce tenisistą-biathlonistą. Jak to się stało, że zamieniłeś narty na rakietę?

– Bieganie na nartach, było typowym sportem wytrzymałościowym. Po zakończeniu kariery sportowej miałem sporą przerwę i potrzebowałem dyscypliny, która mobilizowałaby mnie do systematycznego ruchu. Niekoniecznie miał być to sport wyczynowy. Mój kolega architekt – szef mojej przyszłej żony – dał mi numer telefonu do młodego trenera Adama Święcickiego, który w przeszłości był dobrym zawodnikiem i tak to się wszystko zaczęło.

- Na początku byłem na korcie dwa razy w tygodniu po godzinie, ale dość szybko uznaliśmy, że aby się zmęczyć, to jest to za mało, więc wydłużyliśmy treningi o pół godziny - mówi Tomasz Magiera. Fot. Archiwum T. Magiera
– Na początku byłem na korcie dwa razy w tygodniu po godzinie, ale dość szybko uznaliśmy, że aby się zmęczyć, to jest to za mało, więc wydłużyliśmy treningi o pół godziny – mówi Tomasz Magiera. Fot. Archiwum T. Magiera

Dawno temu?

– Tak dawno, że już nawet nie pamiętam kiedy (śmiech). Myślę, że mniej więcej 25 lat temu próbowałem już coś sam odbijać, podpatrując zawodników w telewizji, ale dopiero gdy zacząłem trenować u Adama, z którym gram do dziś, zrozumiałem, że niemal wszystko robiłem źle. Na początku byłem na korcie dwa razy w tygodniu po godzinie, ale dość szybko uznaliśmy, że aby się zmęczyć, to jest to za mało, więc wydłużyliśmy treningi o pół godziny. Po kilku latach okazało się, że to też za mało i teraz staram się trenować minimum trzy razy w tygodniu. Łatwiej się zmęczyć gdy grasz z lepszym od siebie. Pomimo że nie jest to łatwy sport, to trud jaki musisz włożyć, aby wygrać daje większą satysfakcję i powoduje bardziej efektywny rozwój.

Jak byś porównał te dwie dyscypliny?

– Są to dwa sporty, które absolutnie się nie lubią. Moim zdaniem w tenisie nie można prowadzić treningów monotonnych, jednostajnych i stricte wytrzymałościowych. Muszą być one bardziej interwałowe, żeby mieć szybkie, a nie, mówiąc kolokwialnie, „zamulone” nogi. Z kolei sport, który uprawiałem, wymagał głównie wielogodzinnych treningów wytrzymałościowych. Dwa razy dziennie przez blisko dwanaście lat. Kiedy jednak uprawia się jakiś sport, trzeba być w pewien sposób od niego uzależnionym. Do obu sportów potrzeba dużo samodyscypliny.

Zaczęło się jednak od biegów narciarskich. Jak to się stało, że zacząłeś je trenować?

– Na początku szkoły średniej mój wuefista zauważył, że mam potencjał do sportów wytrzymałościowych i przekazał mi numer telefonu do trenera Józefa Pawlika, który z kolei wysłał mnie na sprawdzian biegowy w Witkowie. Powiedział, że jeśli dobrze wypadnę, to pojadę na swój pierwszy obóz. Poszło mi świetnie, w wyniku czego wylądowałem na zgrupowaniu, które trwało dwa miesiące, czyli prawie całe wakacje. Tam poznałem trenera Jerzego Szydę, który później został moim głównym szkoleniowcem. Jako, że widziano we mnie spory potencjał, to już jako junior młodszy, a potem junior, jeździłem na obozy z kadrą seniorów, którą trenował Aleksander Wierietelny.

Którego z tych trenerów najlepiej wspominasz?

– Chyba Józefa Pawlika, z którym nawet mieszkałem w czasie studiów. Bardzo ciekawa, pozytywna postać. Spędziliśmy razem dużo czasu, nie tylko podczas obozów sportowych. Z zawodu był artystą zajmującym się malowaniem porcelany, co czyniło go postacią wielowymiarową.

Narty to wciąż jedna ze sportowych pasji Tomasza Magiery. Fot. Archiwum T. Magiera
Narty to wciąż jedna ze sportowych pasji Tomasza Magiery. Fot. Archiwum T. Magiera

A jak wyglądało trenowanie biathlonu w Polsce?

– Moja kariera sportowa przypadła na drugą połowę lat 80. i pierwszą połowę lat 90. Były to dość specyficzne czasy pod kątem finansowania sportu. Nie da się niczego uprawiać profesjonalnie bez odpowiednich nakładów finansowych, a ja nie pochodzę z bogatej rodziny. Biathlon był wtedy, i wciąż jest, popularny na zachodzie Europy i w Skandynawii, ale w Polsce ze względu na marne finansowanie nie był tak rozwinięty, jak byśmy chcieli. Kiedy trenowałem, jeździliśmy za naszą zachodnią granicę do zaprzyjaźnionych klubów, żeby móc korzystać z ich infrastruktury. Biathlon w Europie stał na wysokim poziomie. W każdej dyscyplinie jest jednak tak, że na wyniki, przekłada się ilość zainwestowanych pieniędzy, a nie same umiejętności. W tenisie jest dokładnie tak samo.

Jaki poziom w biathlonie osiągnąłeś?

– Miałem sukcesy na poziomie ogólnopolskim, ale do profesjonalnej kariery seniorskiej nie dotrwałem. Jak to często bywa w takich sytuacjach, stanąłem przed wyborem: zawodowa sportowa kariera, w której nie mam żadnych gwarancji sukcesu, czy nauka? Nie wiem, co by było, gdybym zdecydował się na pierwszą opcję, ale na pewno z perspektywy czasu wiem, że podjąłem słuszną decyzję.

I tak zostałeś projektantem konstrukcji budowlanych. Jak tenis wpływa na Twoją pracę?

– Tak, że bardzo często przychodzę do pracy w lekkim niedoczasie. Kiedyś grałem o 7 rano, żeby się wyrabiać, ale kiedy ma się dzieci, nie jest to możliwe.

Czym dla Ciebie jest tenis?

– Sposobem na ruch. Kiedyś myślałem, że po latach granie mi się po prostu znudzi, ale tak jednak nie jest. Gram przede wszystkim po to, żeby się zmęczyć, ale wiadomo, że chce się też udoskonalać swój tenis. Zauważyłem, że kiedy gra się z ludźmi, którzy nie mają wykreowanej przez trenera taktyki, to wygrywa się znacznie łatwiej. Tak było ze mną kiedyś. Grałem w jednym rytmie: albo mocno, albo wolno. Oba sposoby są fatalne. Dlatego ciągle się uczę zmiany rytmu gry i dopasowania taktyki do przeciwnika.

Czy uprawiasz jeszcze biathlon?

– Nie, ponieważ tego sportu nie da się uprawiać amatorsko. Dalej jednak bardzo lubię biegać na nartach. Poznałem też wiele lat temu grupę ludzi, na czele z Pawłem Polakiem i Wojtkiem Zagórskim, którzy zarazili mnie pasją do narciarstwa alpejskiego. Wojtek był wtedy aktywnym zawodnikiem i jeździłem z nim na różne sportowe wypady w góry. Doskonaliłem tam swoją technikę w narciarstwie zjazdowym, które stało się jedną z moich pasji. Teraz przekazuję te doświadczenia moim dzieciom.

Mimo 52 lat na karku nadal jesteś w świetniej formie fizycznej. Czy to zasługa Twoich nowych sportowych pasji, czy może pracy, którą przed laty wykonałeś w czasie kariery zawodniczej?

– Sport ma tę wadę, że kiedy przestaje się go uprawiać, to bardzo szybko organizm zapomina, że cokolwiek robił. Głowa to jedno, a mięśnie to co innego. Dlatego żeby być sprawnym, to trzeba być aktywnym ruchowo przez cały czas. Poza tenisem i nartami jestem też maniakiem rowerów. Kiedy jest ciepło, to chyba nie ma takiego dnia weekendowego, żebym nie przejechał przynajmniej osiemdziesięciu kilometrów, czasem po górach. Kolarstwo niestety nie idzie w parze z grą w tenisa, dlatego mam wrażenie, że latem gram trochę gorzej. To jednak nie ma większego znaczenia, bo cel uprawiania sportu amatorskiego jest zupełnie inny. Liczy się przede wszystkim aktywność fizyczna.

Dużą wagę przykładasz do sprzętu. Na co Twoim zdaniem powinni zwracać uwagę amatorzy tenisa?

– Przede wszystkim trzeba dobrać sprzęt odpowiedni do umiejętności. Mówiąc wprost, unikałbym rakiet, których używają najlepsi zawodnicy na świecie. Podobnie jest w narciarstwie, gdzie sprzęt sprzedawany w sklepie niewiele ma wspólnego z tym, którego używają profesjonaliści. Może poza szatą graficzną. Kiedyś popełniłem ten błąd, bo naoglądałem się za dużo telewizji i wydawało mi się, że jeśli topowy zawodnik gra dobrze jakąś rakietą, to ze mną też tak będzie. Szybko przekonałem się, że jest inaczej. Dlatego cenię sobie trenowanie z ludźmi, którzy znają się na tym lepiej ode mnie i potrafią mnie dobrze ukierunkować. Lubię grać dobrym sprzętem i podobnie jest z nartami czy rowerem. Zaprzyjaźniłem się z człowiekiem, którego nigdy w życiu nie spotkałem (śmiech), ale kupuję od niego cały kolarski sprzęt. Nasza znajomość opiera się na wspólnej pasji, ale to on jest dla mnie autorytetem w doborze sprzętu. Rozmawiamy praktycznie każdego dnia. 

W przeciwieństwie do wielu grających na Twoim poziomie amatorów, nie startujesz zbyt często w turniejach. Z czego to wynika?

– Po prostu nie mam na to czasu. Turnieje zazwyczaj odbywają się w weekendy. Przez cały tydzień, ze względu na moją pracę, przychodzę bardzo późno do domu, więc w sobotę i niedzielę chcę więcej czasu spędzić z rodziną.

Kto jest Twoim ulubionym graczem ze światowej czołówki?

– Lubię i cenię tenisistów, o których słyszy się tylko w kontekście ich sukcesów sportowych, a nie z powodu ekscesów poza kortem, czy też na korcie. Ci, którzy są na świeczniku powinni być przykładem dla młodych ludzi, a łamanie rakiet, przeklinanie czy warczenie na przeciwnika, na pewno ich dobrze nie ukształtuje.  

Czy zatem Jannik Sinner mógłby być takim przykładem? Łączy was też wspólna pasja do nart.

– Na pewno tak. Bardzo lubię jego grę i postawę na korcie. W przeszłości z przyjemnością oglądałem też mecze Rogera Federera, a jeszcze wcześniej Pete’a Samprasa. To byli gracze, którzy nie robili wokół siebie medialnego szumu, tylko skupiali się na tenisie. W przeciwieństwie do niektórych współczesnych gwiazd, Sampras był bardzo skromny i nie udawał, że zna się na wszystkim. Nie może być tak, że gość, który świetnie gra w tenisa, będzie nagle mentorem życiowym dla połowy świata.

- Sport ma tę wadę, że kiedy przestaje się go uprawiać, to bardzo szybko organizm zapomina, że cokolwiek robił. Głowa to jedno, a mięśnie to co innego. Dlatego żeby być sprawnym, to trzeba być aktywnym ruchowo przez cały czas - uważa Tomasz Magiera. Fot. Archiwum T. Magiera
– Sport ma tę wadę, że kiedy przestaje się go uprawiać, to bardzo szybko organizm zapomina, że cokolwiek robił. Głowa to jedno, a mięśnie to co innego. Dlatego żeby być sprawnym, to trzeba być aktywnym ruchowo przez cały czas – uważa Tomasz Magiera. Fot. Archiwum T. Magiera

Jakie masz cele sportowe na przyszłość?

– Dalej robić, to co robię. Jestem praktykiem i staram się, żeby moje działania miały jakiś sens. Wyznaję zasadę, żeby mniej mówić, a więcej robić i tak też podchodzę do sportu. Wszystkim teoretykom, którzy lubią dużo rozprawiać o tym, co można by było zrobić, polecam wsiąść na rower, wziąć rakietę, czy stanąć na nartach i wtedy się wykazać. Znam takich, którym łatwo przychodzi ocenianie poziomu sportowego u innych, a sami niewiele potrafią. Tenis świetnie weryfikuje takie sytuacje, a przy okazji jest znakomitym sposobem na ruch. 

Rozmawiał Grzegorz Święcicki

czytaj też: Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Tenis jest dla mnie pięknym darem losu

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) poinformowała, że Jannik Sinner, lider światowego rankingu ATP został zawieszony na trzy miesiące. Fot. Australian Open 2024

Jannik Sinner zawieszony przez WADA na trzy miesiące

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) poinformowała, że Jannik Sinner, lider rankingu ATP został zawieszony na trzy miesiące. Włoch nie będzie mógł występować w rozgrywkach do 4 maja. Do aktywności treningowej wrócić może

Ostapenko i Światek Fot WTA

Nie będzie czwartego tytułu Igi Świątek w Doha

Iga Świątek nie zdobędzie w sezonie 2025 czwartego z rzędu tytułu mistrzowskiego w turnieju Qatar TotalEnergies Open w stolicy Kataru Doha. Nie będzie tym samym 23. w karierze Polki tytułu mistrzowskiego w grze pojedynczej