– Kiedy oglądam grę Igi Świątek, od razu przychodzą mi na myśl Steffi Graff i Justine Henin. Nie chodzi o techniczne uderzenia, ale o siłę emocjonalną i psychiczną. Natomiast Hubert Hurkacz to świetny przykład, który lubię wykorzystywać, prowadząc kursy trenerskie i ucząc młodszych zawodników, jak panować nad emocjami – mówi w wywiadzie z Pawłem Plutą, Robert Davis, trener, dziennikarz, pisarz, który tenisowe nauki pobierał pod okiem światowej sławy trenerów – Chucka Kriese i Dennisa Van der Meera.
Robert, masz tak niesamowite CV, że nie wiem od czego zacząć naszą rozmowę. Trenowałeś m.in. jednego z najlepszych deblistów na świecie – Aisama-Ul-Haq Quresha. Następnie pełniłeś funkcję dyrektora technicznego i trenera reprezentacji w Peru, Panamie, Tajlandii, Birmie, Indonezji i Singapurze. Pracowałeś jako dziennikarz, fotoreporter, w końcu redaktor naczelny. Twoje doświadczenie jako poszukiwacza przygód zaprowadziło cię nawet do miejsc ogarniętych wojną w Afganistanie i w Laosie. Jesteś też autorem kilku książek. Jak do tego doszło?
– Dziękuję za te miłe słowa. Miałem szczęście dorastać w Południowej Karolinie, gdzie urodziło się i żyło dwóch trenerów Chuck Kriese i Dennis Van der Meer. Obaj ci światowej sławy trenerzy pozwolili mi uczyć się od nich, gdy nabierałem doświadczenia. A potem miałem nawet okazję pracować dla Chucka Kriese na różnych stanowiskach. Z tego powodu otrzymałem bardzo cenne wykształcenie w zakresie tenisa, które do dziś tak dobrze mi służy. Jestem im bardzo wdzięczny za niesamowite możliwości, które mi dali. Moją pierwszą profesjonalną pracą był udział w cyklu ATP Tour z Gillesem Bastie (francuski tenisista urodzony w 1971 roku – przyp. red.). Ta szansa pojawiła się dzięki Dennisowi Van der Meerowi, a ja byłem zbyt młody i niedoświadczony na tak niesamowitą szansę. Uczyłem się, popełniałem błędy, a potem uczyłem się jeszcze więcej na swoich błędach. Z biegiem lat gdy się rozwijasz poprzez nabywanie wiedzy i doświadczenia, możesz dostrzec błędy swojej młodości.
Moją następną pracą było stanowisko dyrektora technicznego w Peru. Znowu byłem za młody i nie miałem doświadczenia, ale nadarzyła się okazja i skorzystałem z niej. Ponownie powtórzył się ten sam schemat: uczysz się, popełniasz błędy, a następnie poprzez zdobywaną systematycznie wiedzę wyrastasz ze swoich błędów. To jest to, czym staram się dzielić z trenerami, którzy są nowicjuszami w ATP Tour lub zaczęli pracę w krajowych związkach tenisa. Niezależnie od tego, czy jesteś młody, stary, czy niedoświadczony, musisz przyznać, że jeśli potrafisz zachować pokorę i masz głód wiedzy, możesz zdobyć teorię i doświadczenie z czasem. To sprawia, że stajesz się biegły w swoim fachu. Dzięki tym dwóm posadom na początku mojej kariery otworzyły się dla mnie drzwi i zostałem obdarzony możliwością pracy na całym świecie z różnymi krajowymi federacjami tenisa i profesjonalnymi tenisistami.
Urodziłeś się w Wirginii, podobnie jak słynni tenisiści Arthur Ashe, Dick Stockton czy tenisistka Meghann Shaughnessy. Jak to się stało, że zdecydowałeś się zostać trenerem tenisa? Kto był twoim idolem?
– Tak, urodziłem się w Wirginii, ale wychowałem się i dorastałem w Południowej Karolinie. Jak powiedziałem wcześniej, miałem szczęście, że zarówno Chuck Kriese, jak i Dennis Van der Meer mieszkali w tak małym stanie. Moimi idolami w tenisie, gdy dorastałem, byli Ivan Lendl i Yannick Noah. Ale już w wieku 16 lat wiedziałem, że chcę być trenerem, a nie zawodnikiem. Zawsze podziwiałem Kriese i Van der Meera. Udało mi się więc wcześnie rozpocząć naukę, aby móc dzielić się wiedzą i trenować tę dyscyplinę sportu. Później zaprzyjaźniłem się z Bobem Brettem, Scottem McCainem, Dougiem MacCurdym i Dave’em Miley’em. I to był kolejny szczęśliwy traf, że ci ludzie byli moimi mentorami.
Trenowałeś wielu tenisistów. Co cię zafascynowało w pakistańskim debliście Aisamem Ul Haq Qureshim (8. deblista świta w 2011 roku, finalista US Open 2010)?
– 23-letnia współpraca z Aisamem była kolejnym dobrodziejstwem, które mi się trafiło. On był dość młody, kiedy zaczynaliśmy i zaczął skupiać się na grze podwójnej dopiero w wieku 30 lat. Wcześniej grał w singlu. W 2010 roku, kiedy dotarł do finału US Open w grze podwójnej i mikście zadecydowaliśmy, że skupi się tylko na grze podwójnej.
To, co urzekało mnie w Aisamie, to jego osobowość. To wyjątkowy człowiek, który wyszedł poza kort tenisowy. Chodzi mi o to, że wykorzystał tenis jako punkt wyjścia dla swojej działalności humanitarnej, jak na przykład w fundacji Stop War Start Tennis i wielu innych organizacjach charytatywnych. Udało nam się podróżować do różnych krajów trzeciego świata dzięki Stop War Start Tennis i zobaczyć, jak bardzo jesteśmy uprzywilejowani, że mogliśmy zostać profesjonalnymi tenisistami.
Podczas swojej podróży Aisam nauczył się radzić sobie ze zwątpieniem w samego siebie poprzez auto-motywacje. I co równie ważne, jak radzić sobie z presją wysokich oczekiwań, którą sam narzucił na swoje barki. W miarę jak dorastał i stawał się mężczyzna, nauczył się, że dzięki wierze, rodzinie i wytrwałości marzenia mogą się spełnić. Jego tenisowa podróż była ciągłym rozwojem. Teraz, dzięki swojej książce, Aisam ma nadzieję dać coś innym, tym którzy mogą nauczyć się czegoś pożytecznego z jego doświadczeń.
Jesteś autorem książki „Aisam Qureshi: Lessons Learnt from The Tennis Tour”…
– Ta książka to właśnie opowieść o podróżach Aisama Qureshiego po całym świecie i życiowych lekcjach, które wyciągnął z tenisowego tournee. Podczas swojej drogi Qureshi nauczył się, że źródłem jego siły jest wiara i rodzina. Oprócz rywali, Qureshi musiał radzić sobie z rażącą dyskryminacją i uprzedzeniami ze względu na swoją pakistańską narodowość.
Powiedz nam zatem kilka zdań o działalności fundacji Stop War Start Tennis oraz projekcie Killing Fields To Tennis Courts.
– Stop War Start Tennis to organizacja non-profit zajmująca się promowaniem pokoju poprzez tenis. Aisam Qureshi wierzy, że tenis może pomóc wykorzenić wiele uprzedzeń, które powodują utrzymującą się dyskryminację i może służyć jako pomost do zjednoczenia społeczności i narodów, które zostały rozdarte przez konflikty, aby pogodzić ich różnice oraz uleczyć rany wojenne.
Killing Fields To Tennis Courts to z kolei projekt, który zamienia pozostałe po wojnie pola minowe i nie tylko (tzw. pola śmierci, czyli miejsca kaźni w Kambodży, gdzie masowo zabijano i grzebano ofiary reżimu podczas rządów Czerwonych Khmerów w latach siedemdziesiątych XX wieku – przyp. red.) w korty tenisowe. Ale tenis nie jest jedyną dyscypliną sportu w Kambodży, która pomaga zmienić ludziom życie zniszczone przez wojnę i jej następstwa. Siatkówka niepełnosprawnych rozwinęła się i nadal daje nadzieję tym, którzy ucierpieli z powodu min lądowych. Podczas gdy siłą napędową pozostaje Federacja Tenisowa Kambodży, nasiona tenisa zostały zasiane w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach przez osoby, które zarówno kochają ten sport, jak i dostrzegają wartość jaką może on dodać zarówno dzieciom, jak i dorosłym. W wyniku tego tenis w Kambodży stał się sportem, który daje nadzieję i zapewnia źródło dochodu oraz dostęp do lepszego stylu życia.
Napisałeś lub piszesz też inne książki („Travels with a Tennis Racquet” and „Doubles Inc: Inside the World of Professional Men’s Doubles, the Rise and Fall of the Super Teams and the Creation of the Greatest Team in the History of Tennis”). Czy możesz nam o nich opowiedzieć?
– Moja najnowsza książka „Elements of coaching professional tennis”, to dogłębne studium męskiego tenisa, które zawiera teorie, analizę najróżniejszych przypadków, profile, wywiady i podsumowania. Celem jest zajrzenie do świata trenowania zawodowych tenisistów, a także zachęcenie czytelnika do zgłębienia tego tematu. Inne książki, o których wspomniałeś, „Travels with a Tennis Racquet” and „Doubles Inc: Inside the World of Professional Men’s Doubles, the Rise and Fall of the Super Teams and the Creation of the Greatest Team in the History of Tennis”, zostaną wkrótce wydane.
Czytałem o tobie: „Na poziomie zawodowym Davis zabierze cię do szatni ATP World Tour, za kulisy Wielkich Szlemów”. Zabierz nas tam proszę i opowiedz o turniejach od kuchni…
– Od prawie 20 lat pracuję jako autor tekstów dla ATP Tour. Jako trener mam dostęp do zawodników i trenerów, szatni i loży dla zawodników, które dają wgląd w męski tenis, a niewielu ma to okazję zobaczyć. Zdarzyło się wiele interesujących sytuacji, ale najbardziej zadało mi w pamięć to, jak najlepsi trenerzy mądrze wykorzystują swój czas. Na przykład Jan de Witt jest trenerem (pracował m.in. z Gillesem Simonem, Gaelem Monfilsem, Viktorem Troickim – przyp. red.), którego bardzo szanuję. On zawsze analizuje mecze, analizuje filmy i statystyki, a także zadaje pytania fizjoterapeutom czy lekarzom ATP Tour. Jest dobrym przykładem dla nowych trenerów.
Patrząc od kuchni wyraźniej widać zmianę sposobu, w jaki trenerzy i zawodnicy wchodzą w interakcje w dzisiejszych czasach. Wcześniej było więcej rozmów i gier karcianych czy szachów. Dziś widzimy zawodników i trenerów z tabletami i komórkami. Jest też więcej kamer wdzierających się w prywatne przestrzenie. Tak więc wszyscy wydają się być nieco bardziej ostrożni lub wręcz przeciwnie, robią show przed kamerami. Tęsknię za czasami, kiedy w tenisowej szatni było więcej rozmów i dyskusji. A nawet gorących sporów.
Roger Rasheed – trener i mentor elitarnych sportowców, trenerów i korporacji – napisał: Moim zadaniem jako trenera jest przekształcenie talentu młodych ludzi do tenisa w talent do wygrywania. Ale tak naprawdę nie chodzi tylko o tenis. Chodzi o elitarne zachowanie. Jaki jest więc twoim zdaniem trener idealny i czy w ogóle istnieje?
– Zawsze byłem pod wrażeniem Rogera Rasheeda. Roger pragnie pomóc nie tylko tenisiście jako zawodnikowi, ale i człowiekowi. Jest bardzo pracowity i zaangażowany w budowanie charakteru oraz chęci rywalizacji. Jest również doskonałym komentatorem tenisa i odnoszącym sukcesy mówcą na imprezach firmowych.
Idealny trener? Ocena jakiegokolwiek trenera jest w najlepszym razie subiektywna. W przeciwieństwie do innych sportów, w tenisie nie ma zapisu skumulowanych zwycięstw i porażek trenera, aby zmierzyć jego sukcesy. Jednym ze sposobów opisania wartości trenera może być to, ile „punktów jakościowych” posiada. Patrick Winston, profesor w Instytucie Technologii w Massachusetts definiuje jakość wśród profesjonalistów w ten sposób. Jakość = Wiedza + Doświadczenie + Talent (przy czym najmniejsza z tych trzech składowych to talent).
I dodam jeszcze jedno: uczysz się trenowania – trenując. Liczy się doświadczenie!
A co twoim zdaniem jest kluczem do trenowania tenisisty?
– Trening tenisisty składa się z wielu składników. Ale przede wszystkim jest to nauka rodzica. Zbadaliśmy najbardziej utytułowanych tenisistów i tenisistki pod względem charakteru, utrzymywania pozycji w rankingu oraz nawyków. Przytłaczająca większość pochodzi z statecznych i wykształconych rodziców. Tacy rodzice mogą nie rozumieć wyczynowego tenisa, ale rozumieją znaczenie charakteru, sportowej rywalizacji, nastawienia i dobrych nawyków. Niestety, mamy tendencję do oglądania lub słuchania tylko negatywnych historii. Nie ma znaczenia jak dobry jest trener, albo ile umiejętności ma gracz. Jeśli rodzic nie widzi znaczenia charakteru, odpowiedzialności, postawy i szacunku, szanse na ostateczny sukces drastycznie się zmniejszają.
Czy w twojej pracy trenerskiej zdarzało się, że tenisiści traktowali cię jak bliską osobę i zwierzali ci się ze swoich osobistych problemów?
– To chyba moje ulubione pytanie. Miałem to szczęście, że większość moich zawodników pozostała ze mną przez całą swoją karierę. A jeśli nawet nie podróżowałem z nimi osobiście, to pozostawałem jako reżyser. Mocno wierzę w relacje na linii trener – zawodnik. Najważniejszy jest człowiek, a dopiero na drugim miejscu gracz. Tenisiści są bardzo dobrzy w rozpoznawaniu, kiedy trener jest zainteresowany tylko sławą lub wynagrodzeniem. Te bliskie relacje mogą trwać przez jakiś czas, ale zwykle nie trwają dłużej niż do momentu, gdy gracz przechodzi na tenisową emeryturę. Jest tak wiele problemów, przez które przechodzą tenisiści, a które mogą negatywnie wpłynąć na ich grę. Tak więc trener musi mieć również pewien poziom troski o zawodnika oraz jego rodzinę.
A co jako trener mógłbyś powiedzieć o grze Igi Świątek, Huberta Hurkacza i Jana Zielińskiego?
– Kiedy oglądam grę Igi Świątek, od razu przychodzą mi na myśl Steffi Graff i Justine Henin. Nie chodzi o techniczne uderzenia, ale o siłę emocjonalną i psychiczną. Iga jest doskonałym przykładem na to, jak zawodniczka, która potrafi kontrolować swoje emocje, zachować pozytywne nastawienie i pokorę, może stać się tenisistką numer 1. na świecie. Oczywiście ma dar do gry w tenisa, ale tak samo jak wielu graczy, którzy nigdy nie wykorzystują swojego potencjału.
Hubert Hurkacz to kolejny świetny przykład, który lubię wykorzystywać, prowadząc kursy trenerskie i ucząc młodszych zawodników, jak panować nad emocjami. Po pierwsze Hubert zawsze zachowuje spokój. Po drugie, podobnie jak Borg, Wilander, Edberg i Lendl, Hubert ma świetną twarz pokerzysty. Obserwując go nie możesz stwierdzić, czy wygrywa, czy przegrywa. Po trzecie, charakter – Hubert jest bardzo lojalny. Po czwarte, pokora – po Rafie Nadalu Hubert jest najskromniejszym zawodnikiem z pierwszej dwudziestki rankingu ATP.
Jan Zieliński to kolejny bardzo dobry deblista. Polska miała trzech znakomitych deblistów w osobach Łukasza Kubota, Marcina Matkowskiego i Mariusza Fyrstenberga. Awans Jana Zielińskiego w rankingu i jego triumfy nie są więc żadną niespodzianką.
Jak popularny jest tenis w krajach azjatyckich, z którymi współpracujesz?
– Tajlandia ma dużą populację grających w tenisa. Po części ze względu na sławę Paradorna Srichaphana (tajski tenisista, 9. w rankingu ATP w singlu w 2003 roku – przyp. red.). Ale także dzięki wielu dużym firmom sponsorskim. W Azji południowo-wschodniej Tajlandia ma największy „przemysł” tenisowy. Inne kraje, takie jak Indonezja, Malezja czy Wietnam, mają bardzo dużą populację tenisistów rozwijających się i dorosłych, ale brakuje ogniwa między Junior i Futures. Singapur właśnie zbudował niesamowity nowy obiekt, który jest najlepszy w Azji po Chinach. Spodziewamy się więc w przyszłości wielkich rzeczy ze strony Singapuru.
Powiedz nam też, jak rozgrywany jest Puchar Davisa w grupach strefowych w krajach trzeciego świata. Te rozgrywki też masz okazję oglądać…
– Format Pucharu Davisa w grupach strefowych jest wyjątkowy. Jeden tydzień z 8-10 krajami rozgrywającymi zawody w systemie round-robin. Większość z tych krajów jest słabo rozwinięta. A bardzo niewielu graczy ma rankingi ATP. Mimo to konkurencja jest zacięta, a duma narodowa sięga zenitu. Jest to bardzo emocjonujące. Możemy cieszyć się meczem tenisowym, nawet jeśli nie jest on rozgrywany na poziomie Grupy Światowej Pucharu Davisa. Zapewniam, że i w tych niższych grupach strefowych toczy się pasjonująca rywalizacja.
Twoje doświadczenie jako poszukiwacza przygód zaprowadziło cię do stref wojennych Afganistanu i Laosu…
– Tak, zawsze byłem głodny przygód. Może to ma związek z moim dzieciństwem. Zawsze korzystałem z okazji, by odsunąć się od branży tenisowej jako przemysłu, kiedy tylko mogłem. Przez wiele lat pracowałem jako trener ATP Tour oraz jako pisarz podróżniczy czy fotoreporter. Te dwie ścieżki kariery pozwoliły mi zobaczyć i doświadczyć części świata, które niewielu obcokrajowców ma okazję obserwować.
Jako pisarz i dziennikarz współtworzysz publikacje DEUCE Magazine ATP, TENNIS MAGAZINE USA, TENNIS.COM, TENNIS MAGAZINE AUSTRALIA and INTERNATIONAL TENNIS FEDERATION. Regularnie publikujesz w Bangkok Post, Phnom Penh Post, Jakarta Post, Asian Geographic, PASSPORT, Southeast Asia Yachting Magazine i ASIA NEWS NETWORK. A jak oceniasz polski TENIS MAGAZYN?
– Jestem bardzo wdzięczny, że polski „TENIS MAGAZYN” pozostał przy tradycji publikowania wartościowych artykułów, wywiadów i pomocnych felietonów. Mamy dziś problem z tym, że młodzi ludzie nie czytają wystarczająco dużo magazynów i czasopism. Magazyny tenisowe zawsze służyły jako źródło wiedzy i inspiracji dla wielu trenerów, zawodników oraz rodziców. Również jakość zdjęć i ilustracji łączy w sobie przyszłe oraz przeszłe tradycje, co jest dla mnie bardzo ważne dla udanej publikacji branżowej.
Rozmawiał Paweł Pluta
Zdjęcia: Archiwum prywatne R. Davis
ROBERT DAVIS urodził się 21 sierpnia w 1969 roku w Wirginii (USA). Obecnie mieszka w Kambodży.
Posiada 30-letnie doświadczenie jako profesjonalny trener tenisa. Jako coach pracował z: Aisam-Ul-Haq Qureshi, Danai Udomchoke, Radu Albot, Jean-Julian Rojer, Sanchai Ratiwatana i Sonchat Ratiwatana. Pełnił funkcję dyrektora technicznego i trenera narodowego w Peru, Panamie, Tajlandii, Indonezji i Birmie.
Obecnie pełni funkcję prezesa krajowego Global Professional Tennis Coaching Tennis Association (GPTCA) na Kambodżę, Indonezję, Malezję, Laos, Wietnam, Birmę i Singapur. Jest także dyrektorem technicznym Departamentu Operacji Strategicznych Tenisa w Singapurze.
Oprócz roli trenera tenisa jest także redaktorem naczelnym ELITE Tennis Journal. Jego doświadczenie jako dziennikarza fotoreportera i poszukiwacza przygód zaprowadziło go do stref wojennych w Afganistanie i w Laosie. Regularnie publikował w Bangkok Post, Phnom Penh Post, Jakarta Post, Asian Geographic, PASSPORT, Southeast Asia Yachting Magazine i ASIA NEWS NETWORK. Robert Davis jest też autorem kilku książek, o których wspomina w wywiadzie dla „TENIS MAGAZYNU”.