Z Michałem Nowackim, pomysłodawcą cyklu turniejów Kortowo Gentelman’s Cup, wielkim entuzjastą białego sportu, rozmawia Maciej Łosiak
W tenisowym środowisku turnieje deblowe Kortowo Gentelman’s Cup zyskały już tak dużą renomę, że w każdym z nich jest więcej chętnych niż miejsc…
– Początek cyklu sięga 2011 roku, kiedy to wspólnie z Krzysztofem Wierszyłłowskim wymyśliliśmy ideę, rozgrywanego na Kortowie turnieju. Od dwóch lat współpracuje z nami Paweł Szmaland, który przyczynia się do świetnej atmosfery panującej podczas rywalizacji na korcie, ale także poza nim. Już od pierwszego turnieju było zawsze więcej chętnych niż miejsc. Sporo emocji wzbudza zawsze losowanie, ponieważ do 15 najwyżej rozstawionych zawodników, którzy zbierają punkty do rankingu podczas każdej imprezy, są dolosowywani gracze z dalszych lokat. Tworzą się często bardzo ciekawe pary – sportowych emocji, połączonych z dużą dawką dobrego humoru nie brakuje.
Skąd w nazwie wzięło słowo gentelman w nazwie turnieju?
– Założenie było proste. Każdy z uczestników turnieju ma być gentelmanem zarówno na korcie, jak i poza nim. To jest żelazna reguła, której się trzymamy. Mecze rozgrywane są w duchu fair play, a po sportowej rywalizacji możemy usiąść do stołu w przyjacielskiej atmosferze. Wyjątkowe są przede wszystkim świąteczne turnieje przed Bożym Narodzeniem. Są życzenia, prezenty. Tworzymy zgraną, dużą grupę przyjaciół.
Ile osób uczestniczy w Kortowo Gentelman’s Cup?
– W trakcie sezonu przewija się około 60 tenisistów z różnych branż. Wśród uczestników są lekarze, prawnicy, przedsiębiorcy. Zdarzają się także artyści kabaretowi (śmiech). Oczywiście mam na myśli naszego wspaniałego kolegę Zenka Laskowika.
Jak rozpoczęła się Pana przygoda z tenisem?
– Z rakietą nie rozstaję się od 40 lat. Ale pierwszą dyscypliną była piłka nożna. Od 10. roku życia czynnie uprawiałem futbol w KS Luboński. Grałem przez kolejnych 15 lat. Potem, na początku lat 70., kiedy sukcesy zaczął odnosić Wojtek Fibak odkryłem tenis. Generalnie jestem samoukiem, choć od jakiegoś czasu pilnie trenuję pod okiem Pawła Szmalanda. Dzięki niemu zdecydowanie poprawiłem jednoręczny bekhend.
Sukcesy na korcie…
– Było kilka ciekawych startów i wyników. Wygrywałem turnieje VIP podczas imprez organizowanych przez Bogdana Wolczyńskiego w ramach Polskiej Klasy Średniej. Były też triumfy w rozgrywkach Masters Polibuda Cup. Tenis daje mi cały czas mnóstwo satysfakcji nie tylko sportowej. To również czas na spotkanie przyjaciół, wspólne wyjazdy. Pamiętam eskapadę do Londynu na turniej Masters, którą pomógł zorganizować Marek Durski.
Cały czas jest Pan także osobą czynną zawodowo.
– Jestem komandytariuszem spółki BIMS Plus i prezesem Spółdzielni Rzemieślniczej Blacharsko-Instalacyjnej. Wcześniej, przez ostatnie 19 lat byłem prezesem spółki BIMS i Rady Nadzorczej BIMS Plus.
Czy oprócz tenisa uprawia Pan inne dyscypliny sportu?
– Kocham też narty i rower. To olbrzymia frajda zjeżdżać z pięknie wyratrakowanych nartostrad w Alpach czy Dolomitach Tą pasją zaraziłem najbliższych. Jedną rzecz chciałbym podkreślić. Jeżdżąc w różne zakątki Polski, czy też do innych krajów zawsze biorę ze sobą rakietę tenisową.