Malek Jaziri: Lubię posłuchać jazzu na festiwalu w Tabarka

- Pracowałem z wieloma trenerami. Najpierw poznawałem zakamarki tenisa w Tunezji, ale szybko zrozumiałem, że warto przenieść się do Hiszpanii, aby poszerzyć wachlarz umiejętności. Europa to doskonałe miejsce, aby rozwijać się tenisowo - mówi Malek Jaziri. Fot. www.depositphotos.com

To jedna z najbardziej wzruszających scen. Tunezyjczyk Malek Jaziri wkracza do biura prasowego w Melbourne Park, wykonuje slalom w labiryncie krzeseł i monitorów zatrzymując się przy znajomych dziennikarzach. W pewnym momencie barczysty mężczyzna z Bizerte wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy i z dumą pokazuje zdjęcie synka. „Spójrz, tak wygląda w śpioszkach mój Malek junior!” – zwraca się do mnie Jaziri – pisze Tomasz Lorek.

Oczywiście, gdyby Malek Jaziri był tenisistą z pierwszej trójki światowego rankingu, jego agent i horda menedżerów nie dopuściłaby do tak wesołego pląsania Tunezyjczyka pomiędzy biurkami. Wówczas Malek, nawet gdyby chciał, stroniłby od pokazywania zdjęć swojego pierworodnego, bo wokół gwiazd należy budować aurę niedostępności – jak głoszą spece od wizerunkowych szach-matów. Na całe szczęście, Jaziri nigdy nie rozpaczał, że nie został światową jedynką, będąc świadomym ograniczeń jakie wynikają z faktu, że urodził się w kraju, w którym herosi tenisa nie rodzą się na co drugiej przecznicy.

7 stycznia 2019 roku Malek osiągnął apogeum kariery awansując na 42. miejsce w rankingu singlowym. To najwyższa pozycja zajmowana przez jakiegokolwiek tenisistę z Tunezji. Wygrał osiem challengerów. Jaziri to pierwszy Tunezyjczyk, który osiągnął półfinał Wielkiego Szlema. Uczynił to w grze podwójnej podczas US Open 2018, kiedy grając w parze z Radu Albotem pokonał dwie mistrzowskie pary: Rojer/Tecau oraz Murray/Soares. Parą, która w półfinale US Open 2018 powstrzymała zwycięski marsz Jaziriego i Albota był polsko-brazylijski debel… Łukasz Kubot i Marcelo Melo!

11 maja 2016 roku na świat przyszedł synek Malek. W marcu 2021 roku małżonka Jaziriego – Jihene powiła kolejne dziecko, córeczkę Mayar. Niestety, taty nie było przy narodzinach drugiego dziecka, bo rozgrywał wówczas mecz z Norbertem Gombosem w Doha na turnieju ATP 250… Był to bardzo trudny moment dla Malka, ale tryb życia zawodowego tenisisty nie zawsze pozwala na pielęgnowanie rodzinnych więzi.

Polityka wdzierała się dwukrotnie w sportowe poczynania Maleka Jaziriego. Fot. www.depositphotos.com
Polityka wdzierała się dwukrotnie w sportowe poczynania Maleka Jaziriego. Fot. www.depositphotos.com

Na przestrzeni kariery Malek nie uniknął kontrowersji. Polityka wdzierała się dwukrotnie w jego sportowe poczynania. Podczas challengera w Taszkiencie w 2013 roku Jaziri oddał walkowerem ćwierćfinał z Amirem Weintraubem, gdyż otrzymał email z federacji, aby nie grać z reprezentantem Izraela. To kwestia politycznego sporu. Tunezja nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Malek zastosował się do zaleceń rodzimej federacji. Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) wykluczyła Tunezję z rozgrywek Pucharu Davisa w sezonie 2014.

Jednakowoż, w 2015 roku Malek znów znalazł się w ogniu politycznych turbulencji. Jaziri skreczował w Montpellier (jak twierdzi na skutek urazu łokcia) po wygranym pierwszym secie meczu z Denisem Istominem, a wieść niesie, że w razie zwycięstwa nad Denisem, w kolejnej rundzie zagrałby z tenisistą z Izraela – Dudi Selą. Wolał uniknąć lektury kolejnych maili czy rzeczywiście ból łokcia był tak duży, że musiał poddać pojedynek? ATP twierdzi, że Malek cierpiał na uraz łokcia i musiał zejść z kortu.

Sfera domysłów jest bogata, ale co godne podkreślenia Malek Jaziri na korcie był wspaniałym, ofensywnie nastawionym tenisistą. Jego pięciosetowy mecz I rundy Australian Open 2016 z Hiszpanem Tommym Robredo trwał 4 godziny i 47 minut. Przeważnie po tak bolesnej porażce tenisiści nie raczą przychodzić na wywiad, ale Jaziri to klasa. Rozmawia z mediami nawet wtedy, gdy opada z sił po wyczerpującym i przegranym meczu.

Dziś Jaziri jest kapitanem Tunezji w Pucharze Davisa, a karierę tenisisty zakończył w lutym 2023 roku meczem z Alejandro Dawidowiczem Fokiną podczas turnieju w Dubaju. Spędził na korcie 20 lat. Zarobił ponad 4 miliony dolarów brutto. Teraz może do woli radować się chwilami spędzanymi w towarzystwie swoich dwóch pociech.

Malek, darzę cię ogromnym szacunkiem, bo rzadko widuje się taką bazookę z forhendu w męskim tenisie. Gdzie nauczyłeś się tak agresywnej gry z forhendu?

– W Tunisie (śmiech Malka). Nauczyłem się go w domu. Mój agresywny forhend ma tunezyjskie korzenie.

Walid Jallali był jednym z najsłynniejszych tenisistów rodem z Tunezji. Czy kogoś zacnego z przeszłości przeoczyłem?

– Nie przeoczyłeś. Walid Jallali grał zanim ja zdążyłem zakochać się w tenisie.

Jallali to twój mentor, idol czy bohater?

– Przed laty Walid trenował mnie. Jego najwyższy singlowy ranking oscylował w okolicach miejsc: 400-500 (w sierpniu 2004 roku Jallali był 546. rakietą świata – przyp. red.). Walid Jallali był pierwszym tenisistą, który odcisnął piętno na tunezyjskiej scenie. Sprawił, że o tenisie zaczęto częściej mówić w Tunezji. Przez kilka miesięcy Jallali trenował mnie. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi.

Czy Jallali był twoim pierwszym tenisowym trenerem?

– Nie, nie. Pracowałem z wieloma trenerami. Najpierw poznawałem zakamarki tenisa w Tunezji, ale szybko zrozumiałem, że warto przenieść się do Hiszpanii, aby poszerzyć wachlarz umiejętności. Europa to doskonałe miejsce, aby rozwijać się tenisowo.

Jak wygląda tunezyjska scena tenisowa? Posiadacie tylko korty ziemne?

– Mamy przeważnie korty ziemne, ale po trosze dysponujemy wszystkim. W Tunezji są też twarde korty. Nie posiadamy jedynie kortów trawiastych. Nie mamy hal, bo klimat sprawia, że nie potrzebujemy zadaszonych kortów. Tunezja ma przecież challenger na poziomie 125. Mamy wiele uroczych, kameralnych klubów tenisowych z kortami do gry na ziemi czy na twardej nawierzchni.

A miasto Bizerte, z którego pochodzisz jest dość duże jak na Tunezję?

– Tak. Bizerte to duża aglomeracja. Bodajże trzecie czy czwarte miasto Tunezji pod względem populacji. Jednak w szczycie swojej kariery nie trenowałem w Bizerte, tylko w stolicy Tunezji – Tunisie.

Podczas Australian Open 2015 doradzał ci mistrz Wimbledonu 2001 – Chorwat Goran Ivanisević. Czy wynikało to z faktu, że Marin Cilić odniósł kontuzję i nie mógł grać w Melbourne czy już wcześniej łączyły cię koleżeńskie stosunki z Goranem?

– Goran bardzo mi pomógł w kwestii taktyki, trochę doradził w zakresie techniki gry. Marin długo leczył kontuzję, więc Goran miał mniej obowiązków. Ivanisević posiada ogromne doświadczenie zawodnicze, więc jego wskazówki były dla mnie bardzo cenne. Goran uporządkował mój system przygotowań do meczu. Zwrócił uwagę czego nie warto robić przed meczem, a na czym mam się skoncentrować. Goran to sam pozytyw jeśli chodzi o sprzedaż cennych rad dla mnie.

Podszedłeś sam do Gorana i zagadnąłeś go w kwestii porad trenerskich?

– Nie, graliśmy razem z Marinem i Goranem podczas International Premier Tennis League w grudniu 2014 roku (liga założona przez legendarnego hinduskiego deblistę Mahesha Bhupathiego – przyp. red.). Zostaliśmy dobrymi kolegami, stąd ten kontakt. Grałem w drużynie UAE Royals wraz z Novakiem Djokoviciem, Goranem Ivaniseviciem, Janko Tipsareviciem, Nenadem Zimonjiciem. Ze strony kobiet, w naszym zespole grały Caroline Wozniacki i Martina Hingis.

Zazwyczaj podczas towarzyskich imprez zawierane są przyjaźnie. Malek, czy w drugim życiu wolałbyś być rakietą, taśmą, siatką, naciągiem, kortem czy tenisową piłeczką?

– Pytasz mnie czym chciałbym być po reinkarnacji? Hm, skoro mam wybrać z tenisowych akcesoriów, to zawsze postawię na rakietę. Tak… Myślę, że po śmierci chciałbym być rakietą. Wiesz dlaczego? Bo rakieta to moja broń!

Pamiętasz Michała Przysiężnego? Grałeś z Michałem w eliminacjach do Australian Open w swoim debiucie w Melbourne w 2010 roku. Co sądzisz o polskim tenisie?

– Pamiętam, że przegrałem wtedy z Michałem w dwóch setach: 3-6, 4-6. Męski tenis w Polsce ma się dobrze. Zawsze podziwiałem Jerzego Janowicza. Łukasz Kubot to prawdziwa legenda tenisa. Nie wiem kto jeszcze przyjdzie mi na myśl. A, wiesz co? Pamiętam taki mecz w Pucharze Davisa. Wtedy Polska grała na niższym poziomie niż teraz w drużynówce.

Kojarzysz Bartka Dąbrowskiego?

– Tak, oczywiście. Bartek grał w reprezentacji Polski kiedy przyjechałem z kadrą Tunezji na korty… Jak się nazywał ten klub z Gdyni? Arka Gdynia! Bartek Dąbrowski i Mariusz Fyrstenberg grali wtedy w singlu, a Bartek i Łukasz Kubot w deblu. I grał wtedy Walid Jallali, który pokonał „Frytę” w singlu!

Zdumiewająca pamięć!

– 2002 rok, maj. Ja przegrałem w deblu grając z Haythemem Abidem. Dąbrowski i Kubot pokonali nas w dwóch setach. A od tamtego czasu polski tenis rośnie w siłę, zarówno męski jak i kobiecy.

Czy gdybyś po raz drugi rozpoczął grę w tenisa, to wyruszyłbyś wcześniej z Tunezji do Europy, aby być lepszym graczem?

(Malek ziewnął sobie przeciągle) Tak, trzeba w dość młodym wieku opuścić Tunezję chcąc być profesjonalistą. W wielu aspektach Tunezja odstaje tenisowo od reszty świata. Niewielu zawodników, mało znakomitych trenerów itd. Ja dość długo trenowałem w ojczyźnie, ale kiedy zaznałem przyjemności pracy w Hiszpanii, odżyłem. Europa otworzyła mi oczy. W Barcelonie trenowałem z hiszpańskim tenisistą i był to powiew świeżości…

Pamiętasz nazwisko tego Hiszpana?

– Tak. To Marc Canovas. Był 520 w singlowym rankingu w 2000 roku. Praworęczny tenisista.

Skąd czerpałeś motywację wyjeżdżając z Tunezji do Barcelony?

– Tenis zawsze sprawiał mi przyjemność. Lubię korty. Nawet gdybym nie miał zdrowia i umiejętności, aby grać zawodowo w tenisa, to i tak całe życie spędzałbym na kortach. To pasja, najprawdziwsza miłość do tenisa. Spełniłem swoje marzenia. Profesjonalna gra w tenisa to było moje odwieczne marzenie. Udało się. Nie marudzę. To dla mnie wymarzone zajęcie.

Dziadek czy tata rozkochali Cię w tenisie?

– Nie, nic z tych rzeczy. Mój starszy o 5 lat brat Emir grał w tenisa. On jest sprawcą całego zamieszania. Dzięki bratu i jego grze, ja od małego oglądałem Roland Garros w telewizji. Jesteśmy krajem, który kulturowo związany jest z Francją, więc French Open w telewizji jest czymś naturalnym.

– Profesjonalna gra w tenisa to było moje odwieczne marzenie. Udało się. Nie marudzę. To dla mnie wymarzone zajęcie – mówi Malek Jaziri. Fot. www.depositphotos.com

I o dziwo, a może trochę z przekory Twoim tenisowym idolem od zawsze był Amerykanin Pete Sampras.

– Tak, kocham tenis Pete’a Samprasa. Jak słusznie zauważyłeś, Pete nie jest Francuzem. (śmiech)

Skąd to zauroczenie „Pistol” Petem Samprasem?

– Nie mam pojęcia. Może dlatego, że gdy ja dorastałem, wówczas Pete Sampras grał swój najlepszy tenis. Lubiłem też oglądać innych tenisistów w akcji, ale grę Pete’a po prostu pokochałem. Cóż to był za styl… Serve & volley, agresywny, ofensywny tenis! Coś pięknego. Ciąg na siatkę, slajs. Poezja. Ja też zawsze starałem się grać ofensywny tenis.

To był zawsze twój ulubiony tenis. Atak, dojście do sieci.

– Tak, ale dziś niewielu graczy sięga po serve & volley. Piłki są coraz cięższe, technologia pozwala tenisistom grać skutecznie z głębi kortu. Wielu graczy poprawiło return, więc atak na siatkę jest niebezpieczny. Nawierzchnie kortów też już nie są takie szybkie jak niegdyś.

Rafa Nadal wyraził kiedyś opinię, że boczne korty w Melbourne Park są szybsze niż kort centralny.

– To prawda. Miałem przyjemność trenowania z Rafą Nadalem i z Novakiem Djokoviciem w Melbourne. Odbijaliśmy na bocznych kortach i odczucia były odmienne na bocznych kortach niż na Rod Laver Arena. Boczne korty są szybsze, bez dwóch zdań.

Miałeś skalę porównawczą, bo w III rundzie AO 2015 grałeś z Nickiem Kyrgiosem na korcie centralnym.

– Tak, przegrałem w trzech setach z Nickiem, ale mam tylko dobre wspomnienia z tamtego pojedynku. W drugim secie był ciasny tie-break. Lubię szukać pozytywów. To było bardzo cenne doświadczenie. Nie zrzędzę, nie marudzę, gdyż słońce mieszka w mojej duszy.

Malek, gdybyś miał polecieć rakietą w kosmos, to kogo zabrałbyś ze sobą do wszechświata?

– Moją familię.

Wyglądasz na szczęśliwego człowieka.

– Tak, bo żona i dziecko to sens życia. Tata to odpowiedzialne, ale bardzo przyjemne zajęcie.

Przepadałeś za klimatem challengerów?

– To moja praca, bardzo przyjemne zajęcie. Spoglądam na to z innej perspektywy. Większość osób chodzi do pracy do biura. A ja mogłem przez tyle lat włóczyć się po świecie. Pracowałem podróżując. Lubiłem rywalizować na korcie, treningi, smak potu to jest to…

Twoja kariera to dowód na to, że rodząc się w Afryce też można wiele osiągnąć w tenisie. W przeszłości mieliście znakomitych graczy: Bob Hewitt, Wayne Ferreira…

– Tak, choć z pewnością, nie jest łatwo wyruszać na podbój świata z Afryki. Zbyt mało turniejów, mało pieniędzy na rozwój.

Iloma językami władasz?

– Mówię po tunezyjsku, arabsku, francusku, hiszpańsku, włosku, angielsku. Sądzę, że potrafię komunikować się w sześciu językach.

A gdybyś obudził się rano i usłyszał propozycję wykonania podwójnego salta na motocyklu, to zgodziłbyś się wykręcić trik o nazwie double backflip?

– Nie. Na korcie jestem usposobiony ofensywnie, ale w życiu nie lubię zanadto ryzykować. Znałem chłopaka z Tunezji, który miał samochód rajdowy i zginął, więc mam uraz do motoryzacji.

Uczestniczył w rajdzie i zginął w wypadku?

– Nie był to mój wielki przyjaciel, bardziej kolega, ale zakończył żywot, bo przeszarżował w rajdzie samochodowym. To wzdryga mnie przed sprzętem mechanicznym i nadmierną prędkością. Czuję wstręt i niechęć do rywalizacji motocyklowej czy samochodowej, bo szkoda mi młodego chłopaka, który zginął w wypadku.

Co było najbardziej ekstremalną przygodą w twoim życiu? Skydiving czy wspinaczka wysokogórska?

– Skok na spadochronie.

Coś pięknego. W Afryce?

– Tak. W Tunezji. Moja ojczyzna może poszczycić się przepięknym wybrzeżem, cudowną linią brzegową i wspaniałymi plażami. Skoczyłem ze spadochronu nad jedną z tunezyjskich plaż. Znakomicie bawiłem się podczas skoku. Wspaniałe uczucie.

Chcę poruszyć temat Dejana Petrovicia. Dejan urodził się w Adelajdzie, ma serbskie korzenie. Był 157. rakietą na świecie w 2000 roku. Dejan przez moment trenował Novaka Djokovicia, grał w kadrze Serbii w deblu z Nenadem Zimonjiciem. Dobrze wspominasz współpracę z Dejanem czy Cię zawiódł?

– Petrović to dobry trener. Wyznawałem zasadę, że praca dwóch trenerów musi się zazębiać. Gdy Dejan przebywał w Stanach Zjednoczonych, wówczas Tarik Benhabiles (były francuski tenisista urodzony w Algierii – przyp. red.) leciał ze mną samolotem do Australii. Z Dejanem łączyła nas chemia. Nie dochodziło do sporów między nami, pomimo że serbskie korzenie sprawiły, że to żywiołowo reagujący człowiek.

Jak wspominasz wspólne treningi z Rafą Nadalem i Nole Djokoviciem?

– Bardzo dobrze. Z Rafą trenowałem w Doha i w Melbourne, a z Novakiem w Dubaju. Mili faceci.

Nigdy nie ciągnęło Cię do częstszych występów w deblu? W 2018 roku stworzyłeś parę z Australijczykiem Nickiem Kyrgiosem podczas turnieju w Moskwie i dotarliście do półfinału. Podczas US Open 2018 awansowałeś do półfinału grając z Radu Albotem. Bitwę o finał przegraliście po zaciętym, trzysetowym meczu z Łukaszem Kubotem i Marcelo Melo. Nie żałujesz, że rzadko grywałeś w debla?

– Nie. Przez całą karierę rzadko grywałem w debla. Nie zrozum mnie źle, ja naprawdę lubię grę podwójną, ale szybko odkryłem, że muszę skoncentrować się na singlu jeżeli coś chcę robić w życiu porządnie. Dlatego cała para w gwizdek powędrowała w kierunku gry pojedynczej.

Przed laty mój serdeczny kolega, Australijczyk Mark Woodforde sformułował taką analogię: debel jest niczym jazz, a singiel to muzyka pop. Zgadzasz się z opinią słynnego australijskiego deblisty?

– Wiesz jaki przydomek noszę?

Nie mam pojęcia.

– W tenisowym światku mówią na mnie: Jazz! To naturalnie skrót od nazwiska Jaziri, ale przyznaję, że lubię oba gatunki. Lubię posłuchać jazzu, ale nie stronię też od popu.

Byłeś na festiwalu jazzowym w Tunezji?

– Wiesz co? W Tunezji co roku odbywa się gigantyczny festiwal jazzowy pod szyldem Tabarka Jazz Festival. W pięknym portowym mieście Tabarka… Lipiec, piękna pogoda i jazz. Do Tabarki przyjeżdżali tacy artyści jak Miles Davis, Dizzy Gillespie i Diana Krall. Północna część Tunezji, a przyjeżdżają wielcy artyści z USA, aby grać jazz.

Sam grasz na instrumencie? Na trąbce jak wspomniany Dizzy Gillespie?

– Gdy byłem młodym chłopcem, grywałem na pianinie. Lubię grać na pianinie, ale nie mam daru do tego, aby być muzycznym wirtuozem. Na korcie byłem lepszy niż przy pianinie. Szkoda, ubolewam, ale nie można być dobrym we wszystkim, prawda?

Święte słowa, Malek.

– Lubię rozmawiać z Polakami. Od zawsze miałem z Polakami dobry „przelot”! – zaśmiewa się 40-latek z Bizerte.

Wiecie co? Ciągnie wilka do lasu… Malek Jaziri oficjalnie zakończył karierę singlową w Dubaju w lutym 2023 roku. Niemniej jednak, Malek zapragnął pożegnać się z rodzimą publicznością i w maju 2023 roku zagrał w singlu oraz w deblu podczas challengera w Tunisie. I szalenie trudno było mu odłożyć rakietę po piłce meczowej w deblu, gdy partnerował mu jego rodak, leworęczny Aziz Dougaz. Łezka się w oku Malka zakręciła na tunezyjskiej mączce… A we wrześniu 2023 roku Malek Jaziri wsiądzie do samolotu z kadrowiczami i poprowadzi Tunezję w roli kapitana w wyjazdowym meczu Pucharu Davisa z Gruzją.

Tomasz Lorek
Fot. www.depositphotos.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości