Tenis na wózkach to fascynujący, ale i kosztowny sport – mówią zgodnie Katarzyna i Małgorzata Błoch z Warty Poznań. – Trenujemy go od nieco ponad roku i wciąż odkrywamy siebie na nowo. Obie panie spotkały się niedawno w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Tenisie na Wózkach w Bytomiu. Wygrała Małgorzata, zdobywając złoto, pokonując siostrę w dwóch setach.
Pierwszy mecz tenisa na wózkach rozegrano w Polsce w 1993 roku, rok po tym, gdy dyscyplina ta została włączona do programu Igrzysk Paraolimpijskich. I choć w ostatnim trzydziestoleciu był jedną z najszybciej rozwijających się dyscyplin, w Polsce gra w niego może kilkadziesiąt osób. W większości mężczyźni. W ubiegłorocznych Halowych Mistrzostwach Polski, które odbyły się w listopadzie w Toruniu, były jeszcze one: dwie kobiety – Katarzyna i Małgorzata Błoch, siostry, które do sukcesów tanecznych postanowiły dołożyć przygodę z tenisem.
Z parkietu na kort
Obie panie udowadniają, że niepełnosprawność nie musi wykluczać z aktywności sportowej. Katarzyna Błoch na co dzień porusza się na wózku inwalidzkim, Małgorzata Błoch – także z racji niepełnosprawności, na wózku uprawia sport. Obie zaczynały od tańca.
– Moja przygoda z tańcem na wózku zaczęła się ponad dwadzieścia lat temu – mówi Katarzyna Błoch. – Zaczęło się od formacji tanecznej Twister w klubie Start w Poznaniu, w której na początku były trzy pary. Nieco później, w 2005 roku zaczęłam treningi w parze z partnerem. Do 2019 roku trenowaliśmy pod kierunkiem państwa Waldemara i Joanny Ziomek. Z czasem trafiliśmy do kadry Polski. Jeździliśmy na zgrupowania, z sukcesami reprezentowaliśmy nasz kraj na mistrzostwach Europy i świata.
Lista sukcesów jest pokaźna. Z krajowych, europejskich i światowych zawodów przywiozła w sumie ponad 150 medali. Wraz z partnerem ma na koncie między innymi mistrzostwo Europy, solo – wicemistrzostwo świata.
W 2018 roku, dzięki występowi w programie „Mam talent”, w którym wraz z partnerem dotarła do finału, poznała ją cała Polska.
– A później przyszła pandemia – wspomina. – Kolejne lockdowny, wycofał się też mój partner i musiałam zadać sobie pytanie: „Co dalej robić sportowo?”, bo bez sportu nie wyobrażam sobie życia. W tańcu osiągnęłam właściwie wszystko, co mogłam osiągnąć. Teraz tworzę w Poznaniu damską formację w tańcu na wózkach. Chciałam jednak postawić też na coś innego.
Jak podkreśla, gdy chodzi o wybór dyscypliny sportowej, osoba z niepełnosprawnością ma znacznie bardziej ograniczony wybór.
– Cierpię na wrodzoną łamliwość kości – mówi. – Dlatego nie wchodziły w rachubę sporty zespołowe, w związku ze zbyt dużym ryzykiem kontuzji, boccia (aportowa dyscyplina paraolimpijska wywodząca się od włoskiej gry w bule – przyp. red.) zupełnie nie odpowiada mojemu temperamentowi, pływanie także nie do końca spełniało moje oczekiwania. Gdy znalazłam sekcję tenisa na wózkach w klubie Warta, pomyślałam, że spróbuję. I tak w kwietniu 2022 roku rozpoczęłam treningi.
Małgorzata Błoch także tańczy na wózku: – Zaczęłam treningi, gdy miałam 16 lat, jednak traktowałam to bardziej hobbystycznie. Zależało mi raczej na aktywnym, przyjemnym spędzeniu czasu. Na tenisa również namówiła mnie siostra. Zaczęłam trenować wkrótce po niej.
Ten sam, nie taki sam
Tenis na wózkach, gdy chodzi o reguły gry, niemal nie różni się od tego uprawianego tradycyjnie. Zasadnicza różnica polega na tym, że piłka może odbić się od kortu maksimum dwa razy, a kolejne odbicie może nastąpić także poza polem gry. Poza tym wszystko działa tak samo. No, prawie…
– Przede wszystkim patrzy się na kort z zupełnie innej perspektywy, bo przecież gra się na siedząco – podkreśla Katarzyna Błoch. – Ja, jako osoba bardzo niskiego wzrostu, siatkę mam praktycznie na wysokości oczu. W związku z tym zupełnie inaczej podaje się piłkę, zupełnie inaczej ją odbiera.
– To naprawdę trudny sport – mówi Jacek Gąsiorek, trener Warty Poznań. – Powiedziałbym, że nawet trudniejszy niż tradycyjny tenis. Podobnie jak on wymaga kondycji, ale jednocześnie trzeba kierować wózkiem, a w tym rakieta siłą faktu przeszkadza. Trzeba mieć sporo zacięcia, żeby to robić.
Same wózki przeznaczone do gry w tenisa także nieco różnią się od tych używanych na co dzień, czy wykorzystywanych na przykład w grach zespołowych. Oprócz bardzo małego siedziska, są wyposażone w dodatkowe, małe stabilizujące kółka, które pozwalają na skręty i wychylenia tułowia, bez ryzyka upadku.
Taki wózek to koszt rzędu 25 tysięcy złotych.
– Jeden z naszych zawodników, który ma dwa wózki, jednego użycza – mówi Jacek Gąsiorek. – Na tym wózku gra Małgorzata Błoch. Katarzyna gra na wózku codziennym. Co nie jest ani komfortowe, ani bezpieczne.
– Ponieważ jestem bardzo niska, klubowy wózek jest dla mnie za duży – zwraca uwagę Katarzyna. – Jeśli chcę myśleć o tym, żeby coś w tenisie osiągnąć, potrzebowałabym takiego robionego na miarę. Kosztuje około 25 tysięcy złotych. Bez sponsora w ogóle nie mam co o nim marzyć. Ale póki co trenuję na wózku, którym poruszam się na co dzień.
Siostry podkreślają, że tenis to sport wymagający także pod innymi względami. – Z jednej strony wymaga naprawdę dobrej kondycji, z drugiej – skupienia i precyzji – twierdzą zgodnie.
Przez wiosnę, lato i jesień trenowały raz w tygodniu na kortach Warty. Zwieńczeniem pierwszego etapu przygody z tenisem były listopadowe Halowe Mistrzostwa Polski w Tenisie na Wózkach.
– To oczywiste, że po zaledwie kilku miesiącach treningów nie oczekiwałyśmy sukcesu – mówią. – Jednak nie spodziewałyśmy się, że będziemy grać z mężczyznami, którzy mieli nad nami nie tylko przewagę doświadczenia, bo to oczywiste, ale też przewagę fizyczną. Trudno w takiej sytuacji nie mieć poczucia, że byłyśmy bez jakichkolwiek szans na starcie.
Dlaczego tak się stało? Przepisy zabraniają grać przeciw sobie zawodniczkom z jednego klubu. Sęk jednak w tym, że innych tenisistek na zawodach… nie było.
Partnerki pilnie potrzebne
Przyznają jednak, że zawody pozwoliły im lepiej poznać swoje możliwości i potrzeby.
– Gdybyśmy miały marzyć o sytuacji idealnej – przydałaby się możliwość trenowania w hali i partnerki na wózkach do gry – mówią. – Na krytym korcie Warty, gdy temperatury na zewnątrz są niskie, jest zbyt zimno, by trenować. Wynajęcie kortu w hali za własne pieniądze to dla nas zbyt duży koszt. Zanosi się więc na to, że do wiosny będziemy musiały przerwać treningi. I budowanie formy zacznie się znów od początku.
Marzą się im także partnerki do gry. Ale o to ani w Poznaniu, ani nawet w Polsce niełatwo.
– W Polsce jest kilka trenujących kobiet – mówi Jacek Gąsiorek. – Nie są one jednak zainteresowane rywalizacją. Panie, które chcą startować w zawodach, grają więc z mężczyznami, co stawia je w trudnej sytuacji. Jednak podstawową barierą w rozwoju tenisa na wózkach – i męskiego, i żeńskiego – są pieniądze – podkreśla Jacek Gąsiorek. – Klub inwestuje w tę sekcję na miarę swoich możliwości, ale nasze możliwości w stosunku do kosztów, zwłaszcza sprzętu, to zdecydowanie zbyt mało.
Monika Kaczyńska