Iga Świątek zagra w piątek o brązowy medal igrzysk olimpijskich na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa w Paryżu. Swoją rywalkę w tym spotkaniu pozna po południu. W czwartek liderka rankingu WTA przegrała nieoczekiwanie w półfinale 2:6, 5:7 z Chinką Quinwen Zheng, rozstawioną z numerem szóstym. Mecz trwał godzinę i 51 minut. Był to już siódmy ich pojedynek, ale po raz pierwszy zwycięsko z tej rywalizacji wyszła zawodniczka z Azji.
W samo południe Świątek i Zheng wyszły jako pierwsze na kort centralny im. Philippe’a Chatriera, największy stadion tenisowy w Lasku Bulońskim. Polka rozegrała na nim cztery z pięciu spotkań w olimpijskiej drabince, a tylko jej środowy ćwierćfinał z Amerykanką Danielle Collins (nr 8.) wyznaczono jej na drugim co do wielkości korcie im. Suzanne Lenglen.
Zheng była to druga rywalka z Chin, na jaką trafiła w Paryżu Iga, po Xiyu Wang pokonanej pewnie w trzeciej rundzie. W sumie tenisistka pochodząca z Raszyna oddała przed czwartkowym meczem przeciwniczkom tylko jednego seta – Collins w ćwierćfinale.
Liczby przemawiające na korzyść najlepszej aktualnie tenisistki świata można by wyliczać dłużej. A chyba najważniejszą to była seria 25 zwycięskich pojedynków na kortach im. Rolanda Garrosa, na których w trzech ostatnich sezonach (2022-24) zdobyła trzy ze swoich pięciu tytułów w Wielkim Szlemie. Również pierwszy triumf w jednym z czterech najważniejszych turniejów w sezonie odnotowała w stolicy Francji, w 2020 roku.

Czwartkowa rywalizacja o miejsce w olimpijskim finale toczyła się przy odsłoniętym dachu i słonecznej pogodzie, przy temperaturze przekraczającej 26 stopni Celsjusza, choć prognozy meteorologów na godziny popołudniowe zapowiadały znowu ponad 30-stopniowy upał.
Już w gemie otwarcia liderka rankingu WTA musiała bronić jednego „break pointa”, ale ostatecznie wyszła na 1:0. Kolejne dwie okazje dała rywalce w trzecim gemie, przy czym trzecia okazała się skuteczna i Zheng pierwszy raz objęła prowadzenie w meczu 2:1.
Chwilę później sama oddała podanie rywalce i to do zera. W kolejnym gemie odskoczyła na 40-0, a po dwóch zmarnowanych „break pointach”, pomogła jej Iga wyrzucając piłkę z forhendu na aut. Właśnie to uderzenie najczęściej zawodziło Polkę w pierwszej części olimpijskiego półfinału. Trudno powiedzieć czy wynikało to ze zdenerwowania, czy też z nadmiernego pośpiechu, ale po drugiej stronie siatki widać było ogromny spokój i niesamowitą wręcz precyzję.
Od stanu 2:2 Zheng zdobyła cztery kolejne gemy, a w każdym z trzech ostatnich traciła tylko po jednym punkcie. Ostatecznie rozstrzygnęła losy pierwszego seta po 39 minutach wynikiem 6:2. W statystykach z tego fragmentu rzucało się w oczy aż 16 niewymuszonych błędów po stronie numeru jeden w rankingu.

Przed drugą partią obie zawodniczki udały się na chwilę do szatni, a po powrocie Iga wyszła na 1:0, odnotowując m.in. trzy wygrywające serwisy. Drugiego gema, po wykorzystanym pierwszym „break poincie”, zwieńczyło pierwsze w całym meczu wykrzyczane „jazda!”. Był to wyraźny optymistyczny sygnał, który wynikał z odmiany sytuacji na korcie, bo wreszcie inicjatywę w wymianach zaczynała przejmować Polka, zaś jej przeciwniczka pozwoliła się zepchnąć do defensywy i zaczęła ją zawodzić precyzja uderzeń.
Ten obrót zdarzeń zaowocował prowadzeniem Polki 4:0. Jednak zaraz po tym straciła podanie, w dodatku odnotowując podwójny błąd serwisowy na koniec, więc zamiast 5:0, zrobiło się nieoczekiwanie 4:1.
Okazało się, że był to początek problemów Świątek, w której grę znowu wkradły się nerwy i pojawiły się kłopoty z celnością, co spowodowało utratę pewności siebie i podjęła kilka błędnych decyzji w ważnych wymianach. To zawahanie faworytki wykorzystała Zheng, która zdołała odrobić straty, a na 4:4 wyrównała dzięki dwóm asom serwisowym w końcówce ósmego gema.
Polka przerwała te serię i wyszła na 5:4, ale przy kolejnym swoim serwisie – przy stanie 5:5 – znalazła się znowu w trudnej sytuacji, gdy na tablicy pojawił się wynik 15-40. Przy pierwszym „break poincie” rywalka wyrzuciła return na aut, ale przy drugim to Polkę zawiódł ponownie forhend i piłka wylądowała w korytarzu deblowym.

Po krótkiej przerwie Zheng serowała na mecz i zrobiła to skutecznie, choć przy 30-40 Iga miała do dyspozycji „break pointa”. Jednak przy nim rywalka zagrała niesamowity dropszot z bekhendu, który spadł tuż za siatką. Chinka zdobyła też dwa kolejne punkty i awansowała do olimpijskiego finału. Przy meczbolu return wylądował na aucie, a Polka poprosiła o sprawdzenie czy serwis był trafiony. Ale sędzia bez najmniejszych wątpliwości potwierdziła ślad na linii i tak zakończyło się trwające godzinę i 51 minut spotkanie.
Był to siódmy pojedynek tych tenisistek, a po raz pierwszy lepsza w tej rywalizacji okazała się Zheng. Wcześniej dwukrotnie ponosiła porażki na ziemnej nawierzchni, podobnie jak przed dwoma laty w 1/8 finału wielkoszlemowego Roland Garros i przed rokiem w tej samej fazie turnieju WTA 500 w Stuttgarcie.
Poza tym czterokrotnie spotykały się na twardych kortach, z czego dwukrotnie w obecnym sezonie: w styczniu podczas rywalizacji drużyn w United Cup w Australii oraz lutym w imprezie WTA 1000 w Dubaju. W każdym z nich Polka oddawała tylko po pięć gemów.
W tenisowej reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie w Paryżu znalazły się w sumie cztery zawodniczki. Drugą rundę w singlu osiągnęła Magda Linette (LOTTO PZT Team/AZS Poznań), która w poprzedni piątek triumfowała w turnieju WTA 250 na kortach ziemnych w Pradze. W finale okazała się lepsza od Magdaleny Fręch (LOTTO PZT Team/KS Górnik Bytom), która w stolicy Francji przegrała pierwszy mecz, podobnie jak debel Linette i Alicja Rosolska (KT Warszawianka).
