In love with the Coco Gauff

W Paryżu Coco Gauff wywalczyła swój drugi tytuł wielkoszlemowy. Fot. Roland Garros 2025

Dziesięć lat temu amerykański Internet podbił gangsta-rapowy utwór, którego warstwa liryczna opierała się na wielokrotnie powtarzanej frazie „I’m in love  with the CoCo”. Za jej pomocą  autor, O.T. Genasis, dzielił się z odbiorcami swoją miłością do jednej z głęboko niezdrowych i nielegalnych używek. Dzisiaj całe USA może z czystym sumieniem zaśpiewać z nim chórem, chwaląc swoją tenisową mistrzynię, Coco Gauff. I każdemu wyjdzie to na zdrowie!

– Przede wszystkim dziękuję tym wszystkim, którzy we mnie nie wierzyli. Miesiąc temu wygrałam turniej WTA 500 i oni mówili, że na tym się zatrzymam. Dwa tygodnie temu wygrałam WTA 1000 w Cincinnati i usłyszałam, że to mój sufit. No więc cóż, teraz stoję tu przed wami z trofeum za wygranie US Open – mówiła w 2023 roku zaledwie 19-letnia wtedy Gauff po pokonaniu w finale nowojorskiego turnieju Aryny Sabalenki, dodając: – Robiłam co w mojej mocy, żeby znosić te uwagi z godnością. Więc do wszystkich tych, którzy myśleli, że polewają mój ogień wodą: tak naprawdę tylko dolewaliście do niego benzyny. I teraz dopiero płonę jak pochodnia. W  sobotę 7 czerwca 2025 roku Coco dołożyła drugi wygrany turniej Wielkiego Szlema, tym razem zdobywając tytuł na kortach im. Rolanda Garrosa w Paryżu, ponownie pokonując Arynę Sabalenkę.

czytaj też: Cori Coco Gauff triumfuje w grze pojedynczej kobiet Roland Garros 2025

Walka z hejterem-widmo?

Jedną z przyczyn „odpalenia” przez Amerykankę pełnego zestawu swoich tenisowych rakiet było według niej samej całkowite odłączenie się od mediów społecznościowych. I może tam należy szukać tych domniemanych niedowiarków, bo eksperci odżegnują się od jakichkolwiek wypowiedzi podważających nieograniczony potencjał atletycznie zbudowanej Amerykanki.

9 września 2023 roku Coco Gauff wygrała turniej US Open. Fot. www.depositphotos.com
9 września 2023 roku Coco Gauff wygrała turniej US Open. Fot. www.depositphotos.com

– Mam wątpliwości czy ludzie faktycznie coś takiego mówili, czy chodzi o pomrukiwanie pojedynczych niedowiarków w jakiejś piwnicy. Każdy, kto ma pojęcie o tenisie, widział ogromny postęp jaki robiła, a przecież, na Boga, ona ma dopiero 19 lat! – dziwił się dwa lata temu John McEnroe. Wtórował mu Mats Wilander: – Też zwróciłem uwagę na tę część jej wypowiedzi. Nie wyobrażam sobie, żeby w Stanach Zjednoczonych żyli ludzie niewierzący w jej możliwość wygrywania Wielkich Szlemów.

Skąd w ogóle jakiekolwiek obawy dotyczące jej talentu? W końcu ciężko nazwać tenisistkę, która już w nastoletnim wieku wspinała się na szczyt w najważniejszym turnieju przed własną publiką „late bloomerką”, czyli „późno dojrzewającą”. Jeśli już w jakiś sposób argumentować potencjalne niedowierzanie, to jedynym powodem może być niezwykle wczesny start w dorosłym graniu. Coco w US Open debiutowała niecałe pół roku po swoich 14 urodzinach. Niespełna rok później wyeliminowała z dorosłego Wimbledonu, będąc najmłodszą kwalifikantką w historii tego turnieju, starszą z sióstr Williams. Venus nie była w stanie ugrać z piętnastolatką nawet seta. To wszystko w połączeniu z backgroundem (czarnoskóra Amerykanka, z niezamożnej rodziny, nakręcona na sukces od najmłodszych lat) sprawiało, że kibice tenisa byli przekonani, że oto trafiła im się zawodniczka, która nie pozwoli nawet przez chwilę zatęsknić za siostrami Williams, kiedy te są u schyłku swoich fenomenalnych karier. Okazało się jednak, że cztery lata należało poczekać. I pewnie osobą, której one się najbardziej dłużyły, była sama Coco Gauff.

Coco Gauff w 2019 roku podczas wręczenia Nagród People 's Choice w Santa Monica. Fot. www.depositphotos.com 
Coco Gauff w 2019 roku podczas wręczenia Nagród People ‘s Choice w Santa Monica. Fot. www.depositphotos.com
 

Jak film spod Wielkiej Krokwi

W 2012 roku zaledwie ośmioletnia Coco beztrosko tańczyła na trybunach stadionu Artura Ashe’a. Dopiero od dwóch lat w ogóle trenowała tenisa, a dosłownie kilka miesięcy wcześniej, po udziale w turnieju regionalnym „Little Mo” (nazwanym na cześć Maureen Conolly, pierwszej zawodniczki z Wielkim Szlemem w kobiecym tenisie) zdecydowała, że będzie traktowała ten sport na poważnie. To nagranie podbijało Internet, tak jak dziecięca wypowiedź skoczka narciarskiego Kamila Stocha spod Wielkiej Krokwi, kiedy proroczo zapowiedział swój medal olimpijski. Podobieństw Gauff do naszego skoczka narciarskiego z Zębu jest zresztą zdecydowanie więcej. Oboje od małego musieli radzić sobie z dużą presją, oboje musieli wejść w ogromne buty swoich poprzedników i oboje potrzebowali trochę czasu od pierwszych wystrzałów wielkiej sportowej klasy, żeby na stałe zagościć na sportowym topie.

Dla Kamila takim pierwszym momentem pokazania się światu był występ jako przedskoczek na konkursie w Zakopanem, kiedy mając 12 lat pofrunął na 128 metr, wprawiając kibiców w osłupienie. Dopiero jako 24-latek po raz pierwszy stanął na pucharowym podium, wygrywając konkurs w Zakopanem. Gauff przy Stochu to sprinterka. Przedstawiła się światu mając 15 lat, kiedy na Wimbledonie wyeliminowała Venus, Rybarikovą oraz Hercog, odpadając dopiero w czwartej rundzie z późniejszą triumfatorką, Simoną Halep. Wszystkie jej mecze były w swoich dniach najchętniej oglądanymi w stacji ESPN, transmitującej zawody w USA. Potrzebowała czterech kolejnych lat, żeby na stałe wskoczyć na tenisowe szczyty i z ciekawej anegdotki stać się pełnoprawną opowieścią. Taką, która potrzebowała wsparcia wielu ludzi dobrej woli, ale bezapelacyjnie musiała zakończyć się happy endem. W końcu jej bohaterka pochodzi z kraju, którego losy pisane są w Hollywood.

Pierwszy i drugi odcinek

Utalentowana dziewczynka z mniejszości etnicznej i niezamożnej rodziny. Rodzice, kochający sport, wiążący z nim wielkie nadzieje, oboje jednak odbili się od zawodowstwa po obiecującej grze w collegach. Rodzina przeprowadzająca się, żeby umożliwić dziecku spełnienie ich marzeń. Pierwszy regionalny turniej, który wyznacza dla ośmioletniej dziewczynki granicę pomiędzy zabawą a sposobem na życie. Podróż do słynnej akademii we Francji za ostatnie centy wyskrobane z zaskórniaków. Mądry mistrz-trener, który z miejsca dostrzega jej wielki talent, zaprasza na drugi koniec świata do swojej akademii i z pomocą swojej fundacji finansuje dziewczynce start w poważny (na razie juniorski) tenis. Oszałamiające tempo rozwoju. Rzucenie w prawie-dzieciństwie na kolana starej mistrzyni, jednej ze swoich idolek. Chwile zawahania. Determinacja wbrew krytykom, owocująca wiekopomnym triumfem przed własną publicznością. Scenariusz na hollywoodzką superprodukcję o losach Coco Gauff już znamy. Pytanie, czy to będą kolejne odcinki z wielu czy też skok na szczyt okaże się chwilowy. I czy w rolę szkoleniowca Coco wcieli się Javier Bardem czy Mads Mikkelsen.

Coco Gauff w akcji. Fot. www.depositphotos.com
Coco Gauff w akcji. Fot. www.depositphotos.com

W każdym razie monolog do końcowych scen już napisano: – Kiedy dorastałam, niewiele czarnych zawodniczek dominowało w swoich dyscyplinach. Właściwie pamiętam tylko siostry Williams. To dzięki nim dzisiaj mogę dzierżyć to trofeum, bo pozwoliły mi uwierzyć w swoje marzenia. Mam nadzieję, że będę przedłużeniem ich dziedzictwa. I że jakaś mała, czarnoskóra dziewczynka zobaczy mnie na korcie i kiedyś to jej nazwisko zostanie wyryte na tym pucharze – mówiła w 2023 roku Coco Gauff po triumfie na Flushing Meadows.

Napisy końcowe. Kurtyna. O nie. Mamy kolejny odcinek, który Amerykanka zapisała 7 czerwca 2025 roku w Paryżu!

Marcin Bratkowski
Fot. www.depositphotos.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości