Tomasz Linette, który był pierwszym trenerem Magdy, mówi o wielkim sukcesie córki w Melbourne, jej mentalnej przemianie, sztabie szkoleniowym, w którym jest dwóch Brytyjczyków, tenisowej bazie na Florydzie i miłości do… psów.
Kontaveit, Aleksandrowa, a teraz Garcia. Magda, tenisistka AZS Poznań, idzie jak burza podczas tegorocznego Australian Open i jest w ćwierćfinale turnieju w Melbourne. Skąd nagle taka eksplozja formy?
– Mnie ten wynik nie zaskakuje. Od kilku miesięcy gra bardzo dobrze, a od lat wygrywa ważne mecze, także z tenisistkami ze światowej czołówki. Magdzie brakowało jednej rzeczy – umiejętności domykania pojedynków. Widać postęp w przygotowaniu motorycznym, taktycznym, ale nie zawsze potrafiła postawić kropkę nad „i”, czyli wykorzystać drobnych, ale niezwykle istotnych detali w sferze psychicznej. Moim zdaniem takie mentalne przekroczenie tenisowego Rubikonu nastąpiło w meczu z Jekateriną Aleksandrową. Magda wygrała ten mecz w dwóch setach, choć w drugiej partii, właśnie pod kątem psychologicznym, było bardzo trudno. Jak mi powiedziała po spotkaniu z Rosjanką, przez trzy, cztery decydujące gemy targały nią wielkie emocje, które jednak potrafiła ujarzmić i zakończyć ten pojedynek zwycięstwem.

W sztabie szkoleniowym Magdy jest dwóch Brytyjczyków. Jak Pan ocenia ich współpracę z córką?
– Bardzo pozytywnie, bo są dobre rezultaty tej pracy. Z Markiem Gellardem Magda – z krótka przerwą – współpracuje od kilku lat. Do zespołu trenerskiego dołączył również Iain Hughes, który szkolił m.in. Elenę Svitolinę. To znakomity taktyk, a zarazem dobry duch całego teamu. Jest zrozumienie, jest przyjaźń, a to także wpływa na codzienną pracę i w końcowym efekcie na wyniki.
W boksie Magdy podczas Australian Open można dostrzec sporo kibiców. Brakuje jednak Pana?
– Nawet gdybym w poniedziałek zdecydował się na podróż do Australii, to dotarłbym po ćwierćfinałowym występie Magdy (śmiech), bo taka eskapada trwa prawie dwa dni. Cieszę się, że córkę oprócz trenerów wspierają znajomi i australijska Polonia. Podczas meczu z Caroline Garcią mocno dopingowali ją Agnieszka Radwańska, która przyjechała wziąć udział w turnieju legend, oraz Łukasz Kubot. To miłe. Tak na marginesie powiem z własnego doświadczenia, że turniej Wielkiego Szlema w Australii uważam za najlepszy.
Jak Pan ocenia szanse Magdy w starciu z Karoliną Pliskovą, z którą córka ma ujemny bilans?
– Magda nie ma nic do stracenia. Występuje z pozycji „underdoga”, ciąży więc na niej mniejsza presja. Pytanie o dyspozycję dnia Czeszki. To doświadczona i znakomita tenisistka. Liczę na dobre widowisko.
Kiedy zobaczymy popularną „Linetkę” w Polsce?
– Już od pewnego czasu Magda do kolejnych ważnych startów przygotowuje się na Florydzie, gdzie w pobliżu Miami mieszka Mark Gellard. Zresztą około 70 procent uczestników touru, rywalizujących zarówno w turniejach WTA jak i ATP, ma swoje bazy właśnie na Florydzie. Łatwiej tam znaleźć sparingpartnerów, jest mnóstwo ośrodków tenisowych. Na pewno zmieni się także nieco kalendarz startów. Magda już awansowała do TOP 30 rankingu WTA, a to oznacza, że w imprezach rangi 1000 w Miami i Indian Wells nie będzie musiała rywalizować w eliminacjach. Myślę, że na kilka dni do Polski i rodzinnego Poznania przyjedzie na początku kwietnia.
Miłość Magdy do psów pozostaje niezmienna?
– Córce bardzo brakuje czworonożnego przyjaciela, a ze względu na wykonywany zawód, nie jest w stanie mieć psa. Gdy tylko przyjeżdża do domu, nadrabia stracony czas w kontaktach z psami, bo w rodzinie jest kilka zwierzaków. Jej przyjaciółka ma też czworonoga, którego Magda uwielbia.

Rozmawiał Maciej Łosiak


