Jan Mertl: Pochłonął mnie tenis i szybkie auta

– Praga stworzyła najlepsze warunki do treningów. Drugim miejscem, w którym warto doskonalić warsztat, jest Prostejov - mówi Jan Mertl. Fot. Steven Pisano/ATP Tour

Jan Mertl, kiedyś bardzo dobry czeski tenisista, obecnie trenuje Marketę Vondrousovą. Publikujemy fragmenty wywiadu red. Tomasza Lorka, przeprowadzonego kilka lat temu, z Janem Mertlem, który przedstawia czeską receptę na sukces w tenisie.

Czesi to nie tylko wyśmienici hokeiści czy fenomenalni kompozytorzy, jak twórca poematu symfonicznego „Ma vlast” – Bedrzich Smetana albo Antonin Dvorak w znakomitej operze „Król i węglarz”. Fenomenalne książki napisali mistrzowie pióra: Bohumil Hrabal, Milan Kundera i Jaroslav Haszek. Wyśmienite filmy nakręcił Milos Forman. Czechosłowackie motocykle Jawa zyskały popularność na żużlowych torach, a smażeny syr z frytkami, tatarską omaćką i piwo należą do klasyki w zakresie kulinariów.

Czechy to również przebogaty gwiazdozbiór tenisowych arcymistrzów, pokroju Ivana Lendla, Jana Kodesa, Tomasa Smida, Pavla Slożila, Tomasa Berdycha czy Radka Stepanka. Kobiety, cudownie władające rakietą, również napisały wspaniały rozdział w historii czeskiego i światowego tenisa. Martina Navratilova, Helena Sukova, Lucie Safarova, Petra Kvitova, Hana Mandlikova, Jana Novotna, Barbora Strycova, Karolina Pliskova, Karolina Muchova, Barbora Krejcikova i Marketa Vondrousova rozsławiały krainę znad Wełtawy. Czy jednak może dziwić fakt, że Czechy stoją tenisem, skoro w Pradze, nieopodal Strahovskiego klasztoru, wśród porywającej architektury, położone są przepiękne korty ziemne? Każdy brzdąc czy dorosły ma mnóstwo możliwości, aby do woli grać drajw woleja, dropszota czy bawić się returnem, a kątem oka zerkać na fotografie artysty Jana Saudka… 

Legendarne tenisistki i znakomici tenisiści w pocie czoła zapracowali na godne miejsce w dziejach. Na szczęście życie pozostawia również przestrzeń dla tych, którzy nie dysponowali gigantycznym talentem, ale poświęcili sporo energii, aby grać w challengerach i śnić o wielkich sukcesach. Takim przesympatycznym człowiekiem jest Honza Mertl, który przed laty przybył do stolicy Dolnego Śląska, aby walczyć o punkty do rankingu. Radował się z powołania do kadry na mecz Pucharu Davisa, a ponadto opowiedział o swojej wspinaczce po marzenia…

Jan Mertl, kiedyś bardzo dobry czeski tenisista, obecnie trenuje Marketę Vondrousovą. Fot. By Diliff - Own work
Jan Mertl, kiedyś bardzo dobry czeski tenisista, obecnie trenuje Marketę Vondrousovą. Fot. By Diliff – Own work

Jak smakuje zwycięstwo nad Andriejem Kapasiem dla osoby urodzonej w pięknym czeskim mieście – Usti nad Labem? Lubisz grać we wrocławskim challengerze?

– Hej… W Usti już od dawna nie mieszkam. To moje rodzinne miasto, ale dawno tam nie zaglądałem. Dość długo mieszkałem w Teplicach nieopodal Usti.

Teplice, byku jeden, wszak to drugie najsłynniejsze czeskie uzdrowisko po Karlovych Varach, nieprawdaż?

– Zgadza się. Teplice słyną z gorących źródeł. Urocze uzdrowisko, ale z przyczyn zawodowych przeniosłem się do Pragi, w której mieszkam już 24 lata..

Twoja baza treningowa to Praga?

– Praga stworzyła najlepsze warunki do treningów. Drugim miejscem, w którym warto doskonalić warsztat, jest Prostejov. Sęk w tym, żeby w miejscu, w którym trenujesz byli jakościowi sparing partnerzy, bo wtedy twoja praca ma głębszy sens.

Honzo, często twój serwis jako żywo przypomina ruch serwisowy „Berdii” (Tomasa Berdycha – przyp. red.). Czy finalista Wimbledonu 2010 to Twój tenisowy idol?

– Oczywiście. Zawsze podziwiałem „Berdię” za regularną i systematyczną pracę. Tyle lat, co Tomas Berdych spędził w najlepszej dziesiątce singlistów, to budzi we mnie ogromny szacunek. Utrzymać się w świetnej formie przez szmat czasu – klasa! Klobouk dolu (kapelusze z głów w mowie Hrabala – przyp. red.). Zawsze fascynowała mnie sportowa długowieczność Berdycha.

„Berdia” był znakomity. W szczycie kariery był czwartą rakietą globu.

– Wydaje mi się, że przez wiele lat Czechy nie będą miały tak znakomitego tenisisty jak „Berdia”. Imponował pod każdym względem.

Twoja kariera trochę przypomina mi znakomitą powieść Bohumila Hrabala – „Svatby v dome” (Wesela w domu), gdzie Bohumil opisuje otaczający świat oczami jego małżonki Eliszki… Też poczułeś się po raz pierwszy szczęśliwy mając 33 lata?

– Przed laty doznałem bardzo poważnej kontuzji kolana. Operacja i rehabilitacja wydawały się nie mieć końca… Praktycznie na cały sezon wypadłem z touru. Kiedy wróciłem do gry, próżno było szukać regularności. Presja narastała, a ja wciąż nie czułem się w pełni sił, aby grać swój tenis, bo bałem się, że kolano znów nie wytrzyma. Osiągnąłem co prawda pozycję 163. W rankingu singlowym (Jan Mertl wspiął się na to miejsce 23 lipca 2007 roku – przyp. red.). Kiedy byłem w okolicach 170. Miejsca w rankingu ATP, miałem problem z zamykaniem ciasnych i zaciętych meczów. Przegrywałem „wygrane” mecze. Czegoś brakowało, aby zacięte pojedynki rozstrzygać na swoją korzyść. Pamiętam taki sezon 2014, kiedy na przestrzeni trzech miesięcy rozegrałem raptem 6 meczów. Często kreczowałem, bo nie wytrzymywałem tempa gry. Co gorsza, jak każdy sportowiec mam ambicję, a w tym okresie zaledwie raz awansowałem do ćwierćfinału challengera ATP. W maju 2014 roku odpadłem w II rundzie Roland Garros z Peterem Polanskym, przegrałem w I rundzie challengera w Prostejovie, następnie poniosłem porażkę w I rundzie challengera w Pradze. Skreczowałem z Honzą Hernychem w I rundzie eliminacji do Wimbledonu, a potem poległem z Adamem Pavlaskiem w I rundzie challengera w Libercu. Szło się załamać… Gdzie znaleźć motywację do dalszej pracy? Każdy tenisista rozumie, że problem leży w sferze psychiki. Głowa nie dojeżdża do mety, rodzi się niepewność, której nie potrafisz się wyzbyć.

Był taki okres kiedy zakładałeś rękaw ochronny a la finalista Wimbledonu 2016, niegdyś trzecia rakieta globu – Kanadyjczyk Milos Raonić. Czemu służy ta praktyka? Czyżbyś odczuwał ból w ręce?

– Tak. Mam spore problemy z ręką, która boli mnie głównie podczas wykonywania ruchu serwisowego. Fizjoterapeuta zalecił mi stosowanie rękawa aż do nadgarstka, aby ręka była lepiej ukrwiona. Ten rękaw szczególnie pomaga podczas meczów rozgrywanych w hali.

Czy kiedy byłeś brzdącem, śledziłeś archiwalne nagrania z udziałem złotej kadry Czechosłowacji, która wygrała w 1980 roku Puchar Davisa? Ivan Lendl, Pavel Slożil, Tomas Smid, Jan Kodes – to była ekipa…

– Oczywiście. Obejrzałem na YouTube cały mecz Czechosłowacji z Włochami. W Pucharze Davisa rozkochał mnie były reprezentant Czechosłowacji – Jiri Hrebec (Jirka Hrebec grał w kadrze w latach 1972-78, a urodził się w Teplicach, tam, gdzie przed laty mieszkał Jan Mertl). Skłamałbym mówiąc, że oglądałem wszystkie mecze z udziałem Ivana Lendla i Petra Kordy, ale z rozkoszą przyjrzałem się jak dawniej rywalizowano o Puchar Davisa.

Zwariowałeś ze szczęścia, gdy Czesi pokonali Hiszpanię 3:2 w hali O2 Arena w Pradze w setnym finale Pucharu Davisa?

– Naturalnie. Cieszyłem się również wtedy, gdy Czechy wygrały z Serbią 3:2 w finale Pucharu Davisa w Belgradzie (2013). W 2014 roku już nie było tak kolorowo, bo przegraliśmy w półfinale na kortach Roland Garros z Francją 1:4. Radek Stepanek doznał kontuzji na początku sezonu 2015 i… oszalałem ze szczęścia, bo dostałem po raz pierwszy nominację do gry w reprezentacji!

Jan Mertl grał w reprezentacji Czech w Pucharze Davisa. Fot. Steven Pisano/ATP Tour

Pamiętny mecz w Ostravie w marcu 2015 roku przeciwko Australii… Nie dowierzałeś, gdy w słuchawce odezwał się kapitan Jarda Navratil i oznajmił, że zagrasz przeciwko „kangurom”? Australię prowadził wówczas Wally Masur.

– Rzecz jasna! Znalazłem się w jednej kadrze z Lukasem Rosolem, Jirką Veselym i Adamem Pavlaskiem. Vesely i Pavlasek zagrali świetny mecz z parą: Lleyton Hewitt/Samuel Groth i wygrali z Australijczykami w pięciu setach! A ja w debiucie pokonałem Samuela Grotha 6-3, 6-2.

Lubisz grę podwójną?

– Bardzo lubię debla, ale zbyt rzadko grałem. Z perspektywy czasu żałuję, że tak rzadko grałem w debla. Zbyt trudne okazało się łączenie obowiązków, aby grać singla w challengerach i eliminacje do debla w turniejach ATP. Trochę zbyt późno pojąłem, że debel jest znakomitym treningiem przed meczem singlowym. Dziś dobre pary deblowe żyją na dobrym poziomie, ale warto pamiętać, że debel nie jest prostą grą. Potrzeba czasu, aby zrozumieć wszelkie schematy deblowe. Chcąc uchwycić rytm w deblu, musisz poświęcić sporo czasu na treningi.

Radek Stepanek jest idealnym przykładem na to, że poprzez grę w debla można zawędrować do pierwszej dziesiątki rankingu singlistów. W lipcu 2006 roku „Stepec” był ósmą rakietą w grze pojedynczej.

– Radek de facto zaczął od znakomitej gry w debla. Doprawdy debel w wykonaniu „Stepca” był ucztą dla zmysłów. Serwis i wolej w deblu u Radka to było coś pięknego. Podbudował się grą w deblu i z wiarą przystąpił do meczów singlowych, gdzie często ogrywał rywala przy siatce. Singiel kusił lepszą gażą, finanse na zupełnie innym poziomie, więc nie dziwota, że skupił się na grze pojedynczej. Debel wzniecił wiarę u Radka, że z jego atutami może wiele zwojować w singlu. Bystry chłopak.

Czy Australian Open to twój ulubiony turniej wielkoszlemowy?

– Tak. W Melbourne czułem się najlepiej, ale podobnie jak na innych Szlemach, też zabrakło mi trochę umiejętności, aby przebić się do głównego turnieju. W Australian Open po raz pierwszy zagrałem w eliminacjach. Przegrałem w I rundzie z Dudim Selą w 2007 roku. Rok później pokonałem Gillesa Mullera i Dominika Mefferta, ale w ostatniej rundzie eliminacji powstrzymał mnie Kevin Anderson. W 2013 roku zdołałem pokonać Dusana Lajovicia w II rundzie eliminacji w Melbourne, lecz poległem z Hiszpanem Danielem Munozem de la Navą. Najbardziej żałuję II rundy z Eliasem Ymerem w 2015 roku. Wiatr był porywisty, co utrudniało grę. Szwed był w moim zasięgu, ale gdy wieje wiatr, sporo tracę, gdyż mój tenis opiera się na serwisie. A przy podmuchach wiatru, moje podanie nie sprawiało rywalowi problemów. Odnośnie warunków i troski czy dbałości o tenisistów – pod tym względem nikt tak nie dba o sportowców jak organizatorzy Australian Open. Miałem okazję być na wszystkich czterech Szlemach i stwierdzam dobitnie, że tylko w Melbourne kierowca zawiezie cię tam, gdzie chcesz. Australia to w ogóle przepiękny kontynent…

Masz na myśli szatę roślinną?

– Tak. Przyroda jest cudowna w Australii. Ludzie uśmiechnięci, przyjaźnie nastawieni, skorzy do pomocy. Kiedy gospodarz troszczy się o detale, nie ma nic bardziej przyjemnego dla przybysza. Aż chce się tam wracać…

Australia jest też szczęśliwym terenem dla Czechów, bo w 2011 roku Jirka Vesely wygrał w Melbourne juniorskiego Szlema. Petr Korda wygrał singla w 1998 roku, a Radek Stepanek debla z Leanderem Paesem w 2012 roku…

– Racja. Jirka Vesely z reguły świetnie gra w tej części świata. Wygrał juniorski AO 2011, a 4 lata później wygrał zawodowy turniej kategorii ATP 250 w Auckland. Ja też mam dobre wspomnienia z Australii, pomimo iż przegrałem ciasny mecz z Kevinem Andersonem. Prowadziłem 6:3, 5:3, a przegrałem II seta w tie-breaku 5:7, a trzecią partię 4:6… Pomimo potknięć, przechowuję w pamięci tylko pozytywne fluidy z Australii. Zawsze w Melbourne grało mi się lepiej niż w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.

Czy to prawda, że we wczesnej młodości pragnąłeś zostać kolarzem?

– To prawda. Gdybym nie został tenisistą, poświęciłbym się cyklistyce. Mój tata Ludek Mertl był bardzo dobrym kolarzem. Po dziś dzień bardzo dobrze jeżdżę na rowerze. Myślę, że gdyby tata zdradził mi więcej tajemnic i nieco rozjaśnił w głowie kilka aspektów, byłbym wziętym cyklistą. Skręciłem w tenisową alejkę, gdyż moja siostra Katerina trenowała tenis.

Tata Ludek profesjonalnie uprawiał kolarstwo?

– W czasach reżimu komunistycznego nie było mowy o statusie profesjonalnego kolarza, ale muszę z dumą przyznać, że tata odnosił sukcesy na rowerze… Tata był na tyle dobry, że dostał nominację na udział w Wyścigu Pokoju. Jednak tata miał już wtedy swoje lata, był zaawansowany wiekowo, więc przestawił się z hobby na tenis i zaczął trenować moją siostrę i mnie.

Zapewne w głębi duszy tata miał nadzieję, że jako rodzeństwo zagracie kiedyś w Hopman Cup w Perth?

– Niestety, sami nie mogliśmy się z siostrą nominować do gry w Perth. Katerina miała 18 lat, kiedy powiedziała, że ma dość tenisa. Siostra dobrze spisywała się w czeskich rozgrywkach, ale nie rokowała na sukcesy na międzynarodowej arenie. Marzyć nam wolno… To byłoby coś cudownego zagrać z moją siostrą w Hopman Cup. Rozrywka, radość z gry, australijskie słońce. Nie twierdzę, że Hopman Cup był pokazówką, ale to turniej o lżejszym ciężarze gatunkowym. I możliwość gry z dziewczyną jest czymś wyjątkowym…

Czy ciarki przeszywają cię, gdy słyszysz czeski hymn „Kde domov muj”? Czeszki aż 11 razy wygrały Fed Cup (obecnie Billie Jean King Cup – przyp. red.), a chłopcy trzykrotnie sięgnęli po Puchar Davisa.

– Pewnie. Gdy dostałem nominację do gry w Pucharze Davisa, miałem ukończone 33 lata. I wciąż reagowałem jak brzdąc, bo gra w kadrze to spełnienie marzeń. To była niewysłowiona radość, bo poczułem, że te wszystkie lata treningów są czymś niesamowitym. Wygrałem tylko jeden mecz w reprezentacji Czech, ale po latach nikt nie powie, że zagrałem w kadrze tylko dlatego, że Berdia i Stepec byli kontuzjowani. Jarda dał mi szansę i było to coś wspaniałego słuchać hymnu „Kde domov muj” w wypełnionej hali w Ostravie. Mój wieloletni trud miał sens… Cieszyłem się jak dziecko.

Czechy od lat stoją tenisem. Jan Kodes wygrał Wimbledon w 1973 roku i zapoczątkował złotą erę w męskim tenisie. Co sprawia, że w Czechach wciąż rodzą się wspaniałe tenisowe talenty zarówno wśród pań, jak i u panów?

– Nie wiem… W dobie komunizmu mieliśmy dobrą tenisową szkołę, a tenis dawał możliwości wyjazdu za granicę. Z pokolenia na pokolenie przekazywana była ciężka, wytężona praca i pokusa zobaczenia tego, jak wygląda życie na Zachodzie. Kobiecy tenis w Czechach jest bardzo mocny. Wystarczy zerknąć na to, ile mamy dziewczyn w pierwszej setce rankingu WTA. U chłopaków jest lekka bryndza. Był taki moment, że tylko Jirka Vesely rokował nadzieje. Po Berdychu i Stepanku nastała cisza, ale teraz znów mamy talenty: Lehećka, Machać, Mensik. Z rozmów z Janem Kodesem czy Jirim Hrebcem wynika, że ich kręciła możliwość zwiedzania świata. Byli głodni zawodowstwa, chcieli żyć z tenisa i bawić się, włócząc po świecie. To zrozumiałe w dobie reżimu… Dziś wiem, że na Zachodzie nie traktuje się sportu jako śmiertelnie poważnej kwestii. Starszą generację gnała ciekawość innej rzeczywistości. A w krajach komunistycznych podsycana była chęć udowodnienia, że Zachód taki bogaty, a nie może górować nad naszymi tenisistkami i tenisistami. To było główne źródło motywacji do ciężkiej, codziennej pracy.

Jak odbierasz Ivana Lendla, który zdobył aż 8 tytułów na Wielkim Szlemie?

– Dla mnie Ivan to najwybitniejszy tenisista w historii Czech. To czego dokonał Lendl w erze wielkich gwiazd to coś niesamowitego. Bardzo wszechstronny gracz, niezwykle pracowity. Mało kto miał taki talent do wytężonej pracy jak Ivan. On wciąż chciał się doskonalić.

czytaj też: Hubert Hurkacz wybrał: Ivan Lendl i Nicolas Massu

Sir Andy Murray, dwukrotny mistrz Wimbledonu i dwukrotny mistrz olimpijski wyznał kiedyś, że bez wstawiennictwa Lendla jego tenis nie wygląda już tak okazale.

– Ivan to wielki strateg i mistrz przygotowania taktyki. Nigdy poza zwyczajowym „cześć” nie miałem okazji zamienić słowa z Ivanem. Nie dyskutowałem z nim o umiejętnościach analitycznych, ale z tego co słyszałem od kolegów po fachu, to Lendl urasta do miana guru wśród strategów. Mądry człowiek. Widać po grze Murraya, że Ivan miał przemyślane wszystkie niuanse i detale, a ponadto przygotował Andy’ego, gdyby nie zadziałał plan A czy plan B. Sądzę, że zarówno jako gracz i jako trener, Lendl był jednostką wybitną.

Honzo, na zakończenie tej rozmowy wątek motoryzacyjny. Libor Podmol to Czech, który został mistrzem świata we freestyle motocrossie w 2010 roku. Czechy to również wylęgarnia żużlowych talentów: Jiri Stancl, Petr Ondrasik, Vaclav Verner, Antonin Kasper, Bohumil Brhel, Tomas Topinka. Lubisz sporty motocyklowe?

– Rozumiem, że pytasz o to, jak się relaksuję… Mam przyjemność z jazdy autem. Uwielbiam przekraczać dozwoloną prędkość. Kręci mnie adrenalina na szosie… Motocross czy żużel – w tym się zupełnie nie orientuję. Śledzę nowinki technologiczne. Lubię pogrzebać przy aucie. Jak każdy chłopak, przepadam za jazdą dobrym, szybkim samochodem. Zabawa za kółkiem – to jest to co mnie kręci…

I tenże fan Ivana Lendla i automobilizmu zasiadł w boksie Markety Vondrousovej podczas Wimbledonu 2023 i poprowadził Czeszkę po tytuł najlepszej tenisistki przy Somerset Road. Klasa. Co prawda Jan Mertl opierał się, kiedy Marketa zażyczyła sobie, aby wykonał tatuaż po tytule mistrzyni Wimbledonu, ale w końcu uległ. Umówmy się: co to za kierowca wyścigowy, którego ciała nie zdobią tatuaże?!

Tomasz Lorek

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości

Magda Linette przegrała w Dubaju z Ukrainką Dajaną Jastremską. Fot. Media społecznościowe M. Linette

WTA 1000 w Dubaju. Porażka Magdy Linette

Rozpoczął się drugi w sezonie 2025 turniej tenisowy rangi WTA 1000 – Dubai Duty Free Tennis Championships 2025. Z trzech Polek (Iga Świątek, Magdalena Fręch, Magda Linette),

Amanda Anisimova triumfuje w Doha

Amerykańska tenisistka rosyjskiego pochodzenia Amanda Anisimova (41. WTA), została w grze pojedynczej  triumfatorką  tenisowego turnieju Qatar TotalEnergies Open w stolicy Kataru Doha, pierwszej w sezonie 2025  imprezy rangi