Darian King – fenomen z Barbadosu

Darian King wystąpił w singlu na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku. Fot John Lees Edmondson

Wyspiarze mają zgoła odmienną filozofię życia niż mieszkańcy stałego lądu. Potrafią zachwycać się w nieskończoność zachodem słońca, podmuchami wiatru i umieją radować się na widok dojrzewającej pomarańczy. Nie przejmują się podatkami, inflacją, polityką i nadmiarem spalin, jak to mają w zwyczaju blade twarze. Wyspiarze zachowują uśmiech na twarzy nawet w sytuacji, z której pozornie nie ma wyjścia. Należy podziwiać Dariana Kinga, że po wielu latach starań i dalekich podróży wciąż pielęgnował w sobie wolę walki, aby w 2017 roku po raz pierwszy w karierze awansować do turnieju głównego na Wielkim Szlemie. Darian King, urodzony w Bridgetown, przegrywał siedmiokrotnie w eliminacjach do Wielkiego Szlema, ale nie przestawał wierzyć w sukces. Gdy w trzeciej rundzie kwalifikacji US Open 2017 pokonał Słowaka Lukasa Lacko, tym samym zapisał się w historii sportu na wyspie Barbados. Tym większa była radość Kinga, gdyż pierwszego seta przegrał 3:6, aby wygrać w dwóch kolejnych partiach 6:4, 6:3. W nagrodę King zagrał w I rundzie nowojorskiego turnieju z Aleksandrem Zwieriewem. Polscy kibice mogli poznać Kinga osobiście w 2023 roku na kortach w Kozerkach podczas konfrontacji reprezentacji Polski i Barbadosu w Pucharze Davisa…

Reprezentanci Barbadosu i Polski. Darian KIng drugi z lewej. Fot. Michał Jędrzejewski
Reprezentanci Barbadosu i Polski. Darian KIng drugi z lewej. Fot. Michał Jędrzejewski

Darian King był bliski powtórzenia wyniku z 2017 roku dwa lata później w Melbourne Park, lecz wówczas w trzeciej rundzie na jego drodze stanął Serb Wiktor Troicki.

Kiedy w lutym 1990 roku Barbados debiutował w rozgrywkach Pucharu Dwighta Davisa w Paradise Beach Club z Boliwią (zwycięstwo 3:2), Dariana jeszcze nie było na świecie. Dziś King może poszczycić się dodatnim bilansem pojedynków w kadrze swojego kraju. Wygrał 47 meczów, przegrał 28. Miał 18 lat, kiedy zdobył swój pierwszy punkt do rankingu rywalizując na Santo Domingo w turnieju rangi futures.

King wystąpił w singlu na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku. Darian, jak przystało na mieszkańca Barbados, uwielbia muzykę, więc nie mógł przeoczyć szansy, aby podczas turnieju w Memphis w 2017 roku, odwiedzić posiadłość Graceland należącą do Elvisa Presleya… Skwitował to krótko: „King odwiedził Kinga!”.

Darian zawsze mógł liczyć na wsparcie najbliższych. Tata, mama, brat murem stali za nim. Był pierwszym tenisistą z Barbadosu, który zagrał w turnieju głównym ATP World Tour w Waszyngtonie (sezon 2015).

Kiedy z nim rozmawiasz, czujesz, że Darian pomimo ukończonych 31 lat, wciąż jest brzdącem. Zaraża uśmiechem ludzi, którzy stają na jego drodze. W Grodzisku Mazowieckim, tuż po losowaniu par przed meczem w ramach Pucharu Davisa Polska – Barbados, Darian był tenisistą o najbardziej czarującym sposobie bycia. Po kilkunastu minutach konwersacji uświadomiłem sobie, że pod maską wesołka kryje się wrażliwy człowiek, któremu nieobca jest zaduma i refleksja…

Darianie, w maju 2017 roku awansowałeś na 106. miejsce w rankingu ATP. Niemniej jednak, jako młody chłopak, marzyłeś o tym, aby być pomocnikiem i grać w piłkę nożną. Co takiego wydarzyło się, że nie zostałeś Diego Armando Maradoną i postawiłeś na tenis?

– To prawda. Futbol był moją pierwszą miłością. Uwielbiałem grać w piłkę od dzieciństwa. Żyłem i oddychałem futbolem. Można nawet rzec, że mieszkałem na boisku! (śmiech) Kiedy miałem 15 lat, grałem w piłkę nożną i byłem kapitanem juniorskiej kadry Barbadosu. To dość dziwaczne, ale byłem tak energicznym chłopakiem, że budując pozycję w piłce nożnej, zakochałem się w tenisie. Tenis otworzył przede mną spore możliwości gry na całym świecie, a ponadto mój brat Christopher też się zabujał w tenisie, więc…

- Futbol był moją pierwszą miłością. Uwielbiałem grać w piłkę od dzieciństwa - mówi Darian King. Fot. Archiwum D. King
– Futbol był moją pierwszą miłością. Uwielbiałem grać w piłkę od dzieciństwa – mówi Darian King. Fot. Archiwum D. King

Perswazja starszego brata była kusząca i przekonywująca?

– Tak. Wiesz, jak to jest ze starszymi braćmi… Trzeba ich słuchać. Christopher stwierdził, że tenis to dla nas ocean możliwości, a ja go posłuchałem. Przekonał mnie, że tenis jest bardziej sensownym wyborem i zasugerował, że powinniśmy podążać w kierunku tenisowego rozwoju. Zacząłem sumiennie trenować i odnosiłem sukcesy na turniejach rozgrywanych poza granicami Barbadosu. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem poza dom, a zagraniczni spece mówili mi, że drzemie we mnie spory talent do gry w tenisa.

Podróże zaczęły otwierać ci oczy na nowe zagadnienia i łyknąłeś świeżego powietrza?

– Tak. To jak poranne przetarcie oczu. Nasłuchałem się, że dysponuję dużym talentem do gry w tenisa, a pasja do dyscypliny rosła z miesiąca na miesiąc. Równocześnie złagodniały emocje względem futbolu i zainteresowanie piłką nożną stawało się coraz mniejsze. Tenis dał mi szansę podróży po świecie, poznałem wspaniałych ludzi, a ponadto bardzo pomogła mi federacja tenisowa Barbadosu i komitet olimpijski mojego kraju. Jestem im za to wdzięczny. Nie dość, że ludzie z federacji otoczyli mnie profesjonalną opieką, to jeszcze sprawili, że uwierzyłem, że mam talent, aby grać w tenisa na światowym poziomie. W pełni wykorzystałem wszystkie narzędzia, które dano mi do ręki. Nie mogłem narzekać na infrastrukturę kortów, trenerów, masażystów. Według mojej oceny, uważam, że osiągnąłem wiele, bo tenis nie jest wielkim sportem na Barbadosie, a ja starałem się uczynić wszystko, aby przekonać niedowiarków, że na naszej wyspie też można nauczyć się porządnie grać w tenisa. Myślę, że świat tenisa usłyszał o tym, że Barbados też może pochwalić się dobrymi zawodnikami. Cieszę się, że nie zmarnowałem szansy i wycisnąłem maksimum z moich możliwości.

Wyjazd poza ojczyznę i częste podróże sprawiły, że musiałeś wyjątkowo zatroszczyć się o edukację. Rozumiem, że starszy brat Christopher był dla ciebie kucharzem, menedżerem, agentem i nauczycielem. Rezygnacja z beztroskiej młodości musiała być bardzo trudną decyzją.

– Racja. To bardzo trudne wyzwanie. Na szczęście uzyskiwałem dobre rezultaty na korcie, więc rosła również pomoc dla mnie płynąca z federacji. Myślę, że wówczas brakowało nam perspektywicznego spojrzenia. Nie spoglądaliśmy długofalowo na całość tenisowej kariery, lecz gnaliśmy z turnieju na turniej ciesząc się życiem. Młodzi ludzie, którym wiedzie się w sporcie, radują się z faktu, że mogą swobodnie przemieszczać się po świecie i bawić życiem. O, dobrze nam idzie, pędzimy na kolejny turniej! Pragnę podziękować bratu, że jest wizjonerem i dostrzegł we mnie talent do gry w tenisa. Christopher to mądry człowiek, który ma umysł z kosmosu i pewnie dlatego tak rozsądnie pokierował moją karierą. Pomógł mi w nauce w college’u. Męczyłem się podczas turniejów rangi futures. Długo nie mogłem odnieść zwycięstw. Wreszcie nadszedł moment, kiedy się przełamałem i zacząłem seryjnie wygrywać futuresy i kariera poszybowała w górę. Jestem dozgonnie wdzięczny bratu, bo gdyby nie jego starannie zaplanowana wizja mojej kariery, z pewnością nie osiągnąłbym tych sukcesów na korcie, zważywszy, że pochodzę z maleńkiego kraju jak Barbados. Wiem, ilu wyrzeczeń potrzeba i przez jakie piekło przejść, chcąc grać na profesjonalnym poziomie, jeśli masz zamiar wybić się z Barbadosu. Darzę brata ogromnym szacunkiem, że wpadł na tak szalony, a zarazem przemyślany szkic mojej kariery.

Czy na wyspie Barbados są tylko twarde korty, czy są również korty trawiaste?

– Mamy korty o nawierzchni syntetycznej. Sztuczną trawą dysponujemy na zachodnim wybrzeżu wyspy. I wiecznie zrzędzimy i marudzimy: och, aż tak daleko trzeba jechać… To narzekanie typowe dla wyspiarzy. Jesteśmy małą wyspą. W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi to maleństwo. W pół godziny można przejechać na drugi kraniec wyspy. To oczywiste, że chcąc się rozwijać tenisowo, trzeba uwić sobie gniazdko w USA lub w Europie. Tylko, że mając bazę w Stanach czy w Europie, trzeba często podróżować godzinę autem, żeby pograć w tenisa. To są dopiero wyprawy! Na Barbados mamy sporo kortów twardych. To najczęściej spotykana nawierzchnia w mojej ojczyźnie. Tak już jest. Nie posiadamy nazbyt szerokiego wachlarza nawierzchni. Trzeba sobie radzić na tym, co mamy do dyspozycji.

Darianie, podczas US Open 2017 po raz pierwszy awansowałeś do turnieju głównego na Wielkim Szlemie. Pokonałeś Daniela Nguyena w I rundzie eliminacji. W drugiej rundzie byłeś lepszy od Chilijczyka Nicolasa Jarry’ego. Wreszcie w trzeciej pokonałeś Słowaka Lukasa Lacko. W nagrodę za trud awansowałeś do I rundy US Open i trafiłeś na Saszę Zwieriewa. Był czas na świętowanie pierwszego awansu do turnieju głównego w Nowym Jorku?

Podczas US Open 2017 Darian King po raz pierwszy awansował do turnieju głównego na Wielkim Szlemie. Fot. Federacja Tenisowa Barbadosu
Podczas US Open 2017 Darian King po raz pierwszy awansował do turnieju głównego na Wielkim Szlemie. Fot. Federacja Tenisowa Barbadosu

– Tak. Od dawien dawna chciałem zakwalifikować się do turnieju głównego na Wielkim Szlemie. Atmosfera w Nowym Jorku była wyśmienita. To było moje marzenie, aby wejść do turnieju głównego w USA, bo mogłem liczyć na obecność moich przyjaciół. Z Barbados mam najbliżej do Nowego Jorku jeśli chodzi o wielkoszlemowe destynacje. Jeden bezpośredni lot z Bridgetown do USA, więc przyjechało sporo znajomych i kumpli na mój mecz ze Zwieriewem! Poza tym, na US Open w Nowym Jorku są korty twarde, a zatem moja ulubiona nawierzchnia, co nie jest bez znaczenia. Od dawna elegancko pukałem do drzwi turnieju głównego. Byłem w trzeciej rundzie eliminacji w Melbourne, byłem bliski szczęścia na Wimbledonie…

W 2017 roku przegrałeś w trzeciej rundzie eliminacji Wimbledonu z Czechem Lukasem Rosolem, w Australian Open w 2018 roku uległeś w trzeciej rundzie Szwedowi Eliasowi Ymerowi. Rok później w Melbourne Park zatrzymał cię Serb Viktor Troicki. Z kolei w 2019 roku na US Open byłeś bliski awansu, ale w III rundzie przegrałeś z Jewgienijem Donskojem.

– To prawda. Kiedy wreszcie przełamałem lody i uporałem się z Lukasem Lacko, uczucie było niesamowite. Trochę mnie to wszystko przytłoczyło. Ponadto było to dla mnie wyjątkowe, bo mój tata mógł przyjść na mój mecz w Nowym Jorku!

Twój tata Wesley, który jest celnikiem.

– Tak. Wiele uczynił dla mnie i nie ukrywajmy, trochę się nacierpiał, żebym mógł być tam, gdzie jestem… Mam gigantyczny dług wdzięczności dla mojej rodziny i najbliższych za to, co dla mnie zrobili. Dla mnie to wspaniałe uczucie, że jestem znany jako dobry tenisista, nie tylko na Barbados, ale w całych Karaibach.

Wszyscy kochamy nasze mamy. Są wyjątkowe. Twoja mama Myrna uprawiała netball, wychowała czwórkę dzieci: ciebie, Christophera, brata Briana i twoją siostrę Amory. Twoja mama zmarła na raka trzustki w 2010 roku. Na nagrobku widnieje poetycki napis: wschód słońca – data narodzin mamy i zachód słońca – data śmierci. Piękne postrzeganie życia… Kiedy miałeś 17 lat, mama dała ci 17 buziaków na urodziny. Co stało się z twoim życiem, gdy mama odeszła w zaświaty? Jak przetrwałeś po tak bolesnej stracie?

– To był zwariowany i bardzo trudny okres w moim życiu. Mama była wspaniała. Mózg operacyjny całego naszego domu. Kocham moją mamę i mogę na nią czekać aż wszystkie gwiazdy spadną z nieba. Mama dźwigała cały ciężar wychowania i prowadzenia domu. Mam dla niej ogromny szacunek, bo oddała całe serce dla swoich dzieciaków i dla taty. Śmierć mamy była dla mnie potężnym ciosem, ale myślę, że tam gdzie jest, na pewno jest szczęśliwa, bo zawsze powtarzała mi, że mam podążać za swoimi marzeniami. Zaszczepiła we mnie miłość do podążania za własnymi marzeniami. Mówiła: „Ciężko pracuj, nie zważaj na przeciwności losu, walcz o swoje!”. I tak sobie myślę, że grając w tenisa, wypełniam zapisy w testamencie mamy. Pracować ciężko, dawać z siebie wszystko na korcie, po to, aby czynić mamę dumną z osiągnięć syna. Warto ścigać marzenia. Teraz jeszcze lepiej rozumiem słowa mamy… Nasz rodzinny dom bez mamy już nie jest tym samym domem, ale noszę ją głęboko w sercu i wiem, że mama często do nas zagląda, aby sprawdzić, czy wszystko gra. Mam wrażenie, że moja mama udaje się ze mną w każdą podróż, w którą ja wyruszam…

- Moja mama mówiła: „Ciężko pracuj, nie zważaj na przeciwności losu, walcz o swoje!” - wspomina Darian King. Fot. si.robi
– Moja mama mówiła: „Ciężko pracuj, nie zważaj na przeciwności losu, walcz o swoje!” – wspomina Darian King. Fot. si.robi

Masz pewien bagaż doświadczeń jako trener Sloane Stephens, mistrzyni US Open 2017 i finalistki Roland Garros 2018. Hubert Hurkacz w samych superlatywach mówi o tobie jako o człowieku oraz tenisiście. Bywało, że trenowaliście razem z Hubim podczas podróży w ramach ATP tour. Jaki rodzaj uczucia pojawia się w tobie, gdy grasz dla reprezentacji zarówno w singla, jak i w debla?

– Bardzo długo nie grałem w szaleńczym tempie tenisowego włóczykija. Wpływ na moją nieobecność w tourze miała kontuzja, jakiej nabawiłem się w 2019 roku.

Cóż to był za uraz?

– Lewy nadgarstek nie wytrzymał tempa i zastrajkował. Musiałem przejść skomplikowaną operację lewego nadgarstka. Usiłowałem wrócić do touru, ale zdrowie nie domagało. To był bardzo trudny okres, gdyż nie mogłem usiedzieć na miejscu. Nosiło mnie w domu, aby wrócić do gry. Z tej bezczynności i niemocy wyrwała mnie moja przyjaciółka, o której już wspomniałeś. Sloane Stephens powiedziała, że będzie jej miło, jeśli dołączę do jej teamu. Powiedziała mi, że nie mogę tak siedzieć w domu, muszę wyjść do ludzi, a ja byłem w prawdziwym dołku mentalnym. Uwierzyła we mnie, zacząłem z nią podróżować, wrócił uśmiech na twarz. Miałem podwójne szczęście, gdyż w jej zespole pracował wówczas Francisco Roig (były trener Rafy Nadala – przyp. red.), od którego zaczerpnąłem mnóstwo wiedzy. Dowiedziałem się, jak trenować i prowadzić tenisistkę światowego formatu. Jak nadmieniłem wcześniej, tenis nie jest wielkim sportem na Barbados. Oczywiście mój talent i ciężka praca zaprowadziły mnie dość wysoko, niemniej jednak zabrakło wokół mnie osoby, która wychwyciłaby moje błędy i dopieściła technikę gry.

Jednym słowem chciałbyś grać perfekcyjny bekhend slajs…

– Tak. Zabrakło mi błysku, który mają czołowi gracze świata. Nie grałem w tenisa będąc w teamie Sloane, ale samo podglądanie treningów, które prowadził Francisco Roig, doświadczenie, jakie zdobył podczas pracy z Rafą Nadalem, było dla mnie jak otwieranie nowego okna i poszerzanie horyzontów. Sam fakt, że mogłem siedzieć obok Roiga, to zaszczyt. Dla mnie Francisco jest legendą, bo przez lata budował Rafę i uczynił wiele dobrego dla rozwoju tenisistów. Ta wiedza, którą podpatrzyłem u boku Roiga przydała mi się również podczas przygotowań do meczu Pucharu Davisa z Polską. Owszem, wiem, że umiem grać na wysokim reprezentacyjnym poziomie, ale po dłuższym rozbracie z tenisem nie jest tak prosto wrócić do dawnej dyspozycji. Gra dla Barbadosu, dla mojej ojczyzny jest ogromnym zaszczytem. Występuję w reprezentacji od 2009 roku i nigdy się nie oszczędzam grając w Pucharze Davisa. Mogłem być zmęczony po rozegranych meczach w ATP Tour, ale dla kadry zawsze znalazłem czas. A Hubiego spotykałem często na przeróżnych turniejach. To przemiły, kulturalny człowiek. Rzadko spotyka się tak skromną osobę, która należy do ścisłej czołówki światowej. Hubi ma świetne poczucie humoru. Z Polaków znam też nieźle Janka Zielińskiego. Spotkałem go w Rzymie, kiedy wraz z Hugo Nysem wygrali turniej z cyklu Masters Series. Polacy jawią mi się jako uczciwi, sympatyczni i lojalni ludzie. Szczodrzy, zawsze pomogą. Klasa. Jestem pod wrażeniem Polaków. Cenię ich poziom sportowy. Jan Zieliński udowodnił swoją klasę awansując do finału Australian Open w deblu. Hubi – znakomity na trawie, był w półfinale Wimbledonu 2021, wygrał turniej Masters w Miami. Wiem, że ludzie, którzy nie rozumieją na czym polega tenis, zarzucają Hubertowi, że to nic takiego, ale on osiągnął bardzo wiele w świecie tenisa i myślę, że kolekcja jego tytułów ulegnie jeszcze powiększeniu. Hubi to stara szkoła hołdująca ciężkiej pracy. Kiedyś odpali na poziomie Wielkiego Szlema i jestem przekonany, że wygra jeden z wielkoszlemowych turniejów. Bardzo mu kibicuję i życzę wielu sukcesów.

Reprezentacje Barbadosu i Polski. Fot. Michał Jędrzejewski
Reprezentacje Barbadosu i Polski. Fot. Michał Jędrzejewski

Darian King to dobra duszyczka. Spogląda na tenisistów przez pryzmat ich serca. Ceni zwyczajną ludzką życzliwość i bardzo wspiera Huberta Hurkacza w dążeniu do spełnienia marzeń. Tenisiści z wyspy Barbados dali się poznać w Grodzisku Mazowieckim i Kozerkach jako osoby przyjazne światu. To stokroć ważniejsze niż końcowy wynik konfrontacji w Pucharze Davisa…

Rozmawiał Tomasz Lorek  

czytaj też: Puchar Davisa. Debel rozstrzygnął losy meczu w Kozerkach

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości