Piotr Protasiewicz spędził ponad 30 lat na torze. Legenda polskiego żużla, a dzisiaj dyrektor sportowy Novyhotel Falubaz Zielona Góra. Mało kto wie, że Protasiewicz równie dużo czasu spędził na korcie tenisowym. Wybitny żużlowiec po skończeniu kariery zawodniczej nadal trzyma świetną formę, a pomaga mu w tym między innymi tenis.
Poziom natężenia i nerwów był naprawdę duży. Wszystko rozstrzygnęło się późno, ale ze szczęśliwym zakończeniem – mówi nam świeżo po zakończeniu sezonu żużlowego Piotr Protasiewicz. Ośmiokrotny drużynowy mistrz Polski i indywidualny mistrz świata juniorów dziś jest dyrektorem sportowym Novyhotel Falubaz Zielona Góra. Jego zespół utrzymał się w rozgrywkach w PGE Ekstralidze tuż po awansie, co nie udawało się w ostatnich latach innym zespołom, które weszły do elity z niższej ligi. Opis jego odczuć po sezonie mógłby pasować nawet do relacji z rywalizacji Rogera Federera z Rafaelem Nadalem w legendarnym finale Wimbledonu 2008, kiedy Hiszpan pokonał Szwajcara 6:4, 6:4, 6:7, 6:7, 9:7. Tyle samo emocji dostarczył Falubaz w pierwszym sezonie po powrocie do PGE Ekstraligi. Dopiero po ostatnim meczu rundy zasadniczej zapewnił sobie utrzymanie i jednocześnie awans do fazy play-off.

Piotr Protasiewicz skończył bogatą karierę żużlowca dwa lata temu. Po sezonie 2022 powiedział „dość” – 33 lata po zdaniu egzaminu na licencję żużlową. I od razu wskoczył w nowe żużlowe buty. Pozostał w klubie z Zielonej Góry i zajął gabinet dyrektora sportowego. Teraz 50-latek odpowiada nie tylko za siebie, ale za pion sportowy od drużyny seniorów po juniorów.
– Cały czas się uczę nowej roli. Nie będę udawał, że zjadłem wszystkie rozumy – uśmiecha się, opowiadając o nowym zajęciu. – Każdy mecz zaczynam wcześniej niż zawodnicy i później od nich kończę. Jest mnóstwo obowiązków, ale odnajduję się w tym i czerpię z tego frajdę. To sportowy stres, który mnie pozytywnie pobudza. Tak podtrzymuję sportowy reżim – dodaje.
Co rok realizuje założone plany. Karierę skończył z niedosytem, bo na zapleczu żużlowej elity. Jako dyrektor sportowy najpierw awansował do PGE Ekstraligi, później się w niej utrzymał. Do tego cały czas pozostaje w świetnej formie fizycznej. Zawodnicy żużlowi są w ścisłym reżimie treningowym, coraz częściej przypominają skoczków narciarskich. Piotr Protasiewicz dwa lata po zakończeniu kariery cały czas trzyma wagę. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby weszły na mnie dodatkowe kilogramy – śmieje się w odpowiedzi na pytanie o sylwetkę. – Lubię być w dobrej formie. Zresztą, sport pozwala mojej głowie odpocząć, schodzi wtedy ze mnie stres. Staram się być w ruchu dla zdrowia i podtrzymania dobrej formy – uzupełnia.
Już w trakcie kariery żużlowca okazało się, że Piotr Protasiewicz w wolnym czasie lubi grać w tenisa. Przez doniesienia prasowe przebijały się relacje z charytatywnych spotkań na korcie. Na początku 2020 roku jeszcze jako aktywny żużlowiec wziął udział w meczu gwiazd Polskiej Ligi Tenisa, w którym zmierzył się z Marcinem Piotrowskim, raperem znanym jako „Liber”. Protasiewicz wygrał 4:1, 4:0, a na korcie imponował przede wszystkim dość mocnym forhendem, były też asy serwisowe. Okazało się, że choć gra hobbystycznie, to robi to już od dość długiego czasu. – Pobiegać mogę, poprzebijać też, ale nigdy nie byłem tenisistą i nie będę. Gram też w koszykówkę i piłkę nożną, mam swoje stałe ekipy przyjaciół – relacjonował po zwycięstwie.

– Piłkę tenisową zacząłem odbijać, kiedy zacząłem ścigać się w Polonii Bydgoszcz – to były lata 90. – opowiada nam o swoich tenisowych początkach dyrektor sportowy Falubazu. – Na obiektach żużlowej Polonii były też obiekty klubu tenisowego i jako żużlowcy mogliśmy z nich korzystać. Wiosną, latem i wczesną jesienią codziennie po każdych zajęciach szliśmy z bratem na kort. To była mączka. I pogrywaliśmy. Sprawiało nam to dużo frajdy – wspomina. Później w tenisowym repertuarze żużlowca pojawiła się ściana, pierwszy trener i kolejni sparingpartnerzy, od których uczył się tenisowego warsztatu. I choć w założeniu to była zabawa, nikt nie chciał przegrać. Jak na sportowców z krwi i kości przystało.
Z Polonią Bydgoszcz Piotr Protasiewicz zdobył aż cztery drużynowe tytuły mistrza Polski. Tamten zespół był fenomenem, w jej składzie, poza „Pepe”, byli też m.in. bracia Tomasz i Jacek Gollobowie oraz Henrik Gustafsson. Szczególnie jego relacja z Tomaszem Gollobem zapisała się w historii żużla – w drużynowych mistrzostwach Polski zbierali punkty dla tego samego klubu i jednocześnie rywalizowali w indywidualnych mistrzostwach Polski i zawodach o Złoty Kask. To była burzliwa i piekielnie emocjonująca rywalizacja, którą dziś wspominają nie szczędząc sobie komplementów. Obaj w końcu na stałe zapisali się jako jedni z najlepszych i najbardziej utytułowanych zawodników. A jednocześnie dostarczyli kibicom ogromnych wrażeń.
Protasiewicz przyznaje, że w natłoku obowiązków trudniej znaleźć czas na tenis. Ale pasja pozostała. – Bywało, że grałem dużo częściej. Jeden z moich kolegów ma korty, tam nas odwiedzał trener i czerpaliśmy z jego lekcji – wspomina i deklaruje: – Zimą postaram się znaleźć sparingpartnera, co najmniej raz w tygodniu zagrać na korcie i wpisać to w swój harmonogram. Przez lata z bratem graliśmy zimą w squasha, być może teraz będzie to tenis ziemny. Lubię rywalizować i korzystam z każdej okazji do tego. Zawsze to nowe wyzwanie i pole do nauki, kiedy mierzysz się z kimś lepszym. Wtedy nic nie jest tak proste, jak w telewizji. Tenis wymaga dużo pracy, ale sprawia mi satysfakcję, mimo że jestem dość przeciętnym graczem – skromnie wyznaje.
Trudno zestawić ze sobą tenis i motosport, by szukać podobieństw. Faktem jednak jest, że w obu dyscyplinach przełamane zostało tabu przygotowania mentalnego. Coraz śmielej mówią o tym zarówno tenisiści, jak i żużlowcy. – Przez ostatnich 12 lat kariery sam korzystałem z pomocy psychologa, co wydłużyło moją karierę o kilka lat. Być może gdybym zaczął pracę nad strefą mentalną jeszcze wcześniej, byłbym lepszym żużlowcem. Na pewno dziś nie jest to już temat tabu, żużlowcy mają tego świadomość i korzystają ze wsparcia. W końcu ten sport to niesamowite ryzyko. Pod tym kątem niewiele dyscyplin może się do niego zbliżyć. To ważne w kontekście podkreślania wagi strefy mentalnej i radzenia sobie z obciążeniami – uważa nasz rozmówca.
Piotr Protasiewicz zwraca uwagę na jeszcze jedno podobieństwo między dyscyplinami i mówi o przygotowaniu fizycznym sportowców. – Żużlowiec musi być gibki, w miarę szybki, wytrzymały i nie może zbyt wiele ważyć. I jak spojrzymy na tenisistów, to też widzimy, że to są szczupli, zwinni i szybcy zawodnicy. To podobne cechy, z wyjątkiem obręczy barkowej, która u tenisistów jest umięśniona przy dominującej ręce. Uważam nawet, że wielu żużlowców mogłoby być dobrymi tenisistami – puszcza oko Protasiewicz.
Maciej Siemiątkowski

