Zenon Ziaja kojarzy się z uznaną marką kosmetyków Ziaja. Słusznie, bo jest jej założycielem. Ale tenisiści, słysząc „Ziaja”, myślą – turniej. Pan Zenon bowiem gra w tenisa, co pozwala mu utrzymywać dobrą kondycję, a do tego patronuje serii turniejów Ziaja Cup.
– Nie jestem już najmłodszy, ale dzięki konsekwencji, wspartej przez miłość do tenisa, czuję się dobrze: wciąż daję sobie radę na korcie – mówi Zenon Ziaja. – Gram dwa razy w tygodniu i choć to dużo mniej niż jeszcze niedawno, to uznałem, że to pewien próg, który utrzymam. Dzięki tenisowi wiem, że perspektywa odpoczywania w fotelu jest dla mnie odległa: lubię ruch, szybkość, ale też – co jest związane z tą grą – taktykę, myślenie, szybkie decyzje. To nie jest tak, że stoję, wykonuję krok w bok, uderzam, stoję, krok w drugą stronę, uderzam – przeciwnie: to sztuka bycia elastycznym, dopasowania się do sytuacji i kształtowania jej.

Ten sport dla pana Zenona jest także przedłużeniem jego codziennego stylu życia: jak mówi, stale jest w ruchu, stale obserwuje, analizuje, podejmuje decyzje. Nie lubi zatem bezruchu, braku akcji, zatem wieczorami, zamiast odpocząć w fotelu, woli sięgnąć po rakietę i wyjść na kort.
– To jest odpoczynek, czynny, będący rozładowaniem napięcia i jednocześnie przyjemnością. Lubię grać wieczorem, mogę nawet ocenić, że w ciągu dnia gram nawet o 30 procent gorzej. Wieczorna gra jednak jest dobrze wpisana w mój tryb życia.
Jak podkreśla, tenis trzeba lubić, a on się odwzajemni zapewnieniem satysfakcji i rozwoju.
– Pamiętam, jak wiele lat temu, jeszcze w czasach starego ustroju, grałem ze znajomym na kortach w Sopocie. Mówię do niego: Kaziu, tracimy życie – zamiast robić coś pożytecznego, np. uczyć się angielskiego, to my marnujemy czas. A on do mnie z wielkim zdumieniem: co ty mówisz? To właśnie jest życie! I zrozumiałem, że jest mi dane coś niezwykłego, czego nie doświadcza każdy. Że tenis jest wyróżnieniem, wartym szacunku.
Pan Zenon chętnie wspomina także jeszcze inne wydarzenie. Spotykał się na kortach m.in. z przyjacielem, legendą tenisa (przez skromność prosi, by nie podawać nazwiska) i tam krzyżowali rakiety.
– Pewnego dnia spóźniłem się na grę, może pięć minut. Kolega zdenerwował się, bo nie mieściło mu się to w głowie. „Jak możesz spóźniać się na tenis?” – pytał z oburzeniem. Nie grał po tym zdarzeniu ze mną chyba z miesiąc, zanim mu przeszło. To też dało mi do myślenia, że tenis nie jest zwykłą zabawką dla zabicia czasu. To sztuka ucząca pokory i szacunku do siebie, ale i do innych.

W ślady pana Zenona idą teraz wnuki. Dzieci też grały, ale choć dobrze sobie radziły na korcie, nie mogły poświęcić grze wiele czasu.
– Myślę, że zaszczepiłem pasję do tenisa wielu ludziom, i cieszy mnie, gdy się ze mną spotykają, gdy opowiadają, jak dobrze sobie radzą. Mam nadzieję, że wnukom gra też będzie dawać wiele radości i satysfakcji. Na turniejach Ziaja Cup też z radością obserwuję wiele młodych talentów i trzymam kciuki za pracę ich trenerów. Cieszę się, że mam udział w ich radości.
Zenon Ziaja od lat gra rakietami Hammer Wilson – jak mówi, to ulubione jego modele, najlepiej mu się nimi gra.
– Jest taki „zaprzyjaźniony” sklep w Sopocie, gdzie od trzydziestu już lat kupuję rakiety. Przyjeżdżam, oni wiedzą, co lubię, jakie najlepiej pasują mi do ręki. Podają, ja dwa razy odbijam i czuję, że dobrali perfekcyjnie!
Z tenisem pan Zenon ma do czynienia także w innych, mniej sportowych okolicznościach. Jak mówi, w telewizji wypatruje informacji z rozgrywek tenisowych, kibicuje Polakom, i chętnie podpatruje, jak rozgrywają mecze światowe sławy.
– W życiu też korzystam z doświadczeń rozwijanych na korcie. Upór, konsekwencja, rozsądek, opanowanie, dobre rozpoznanie sytuacji, analiza posunięć przeciwnika i wreszcie moja decyzja. Dalej – rozpoznanie konsekwencji, kolejne decyzje… Jak w tenisie, tak i w biznesie: jest cel – przychodzę na kort, by umieścić piłkę we właściwym miejscu, tak i w pracy, mam cele i je realizuję. I ważna rzecz – tak jak w grze, tak i w życiu trzeba kierować się szacunkiem do partnera. Ponadto tenis daje mi wypoczynek, siły do pracy i dobry humor!
Grzegorz Okoński