Trener Vincenzo Santopadre: Tenis jak marzenie!

– Tak, mam też nieokiełznaną pasję do tej gry. Jestem szczęściarzem. To bezcenne wykonywać pracę, która jest pasją - mówi Vincenzo Santopadre.

Vincenzo Santopadre jest świetnym trenerem, którego podopiecznym jest finalista Wimbledonu 2021 Matteo Berrettini. Być może niewielu wie, że Santopadre łączyły więzy małżeństwa z Karoliną, córką Zbigniewa Bońka. – Rozstaliśmy się z Karoliną kilka lat temu, ale wciąż mam dobre relacje z Zibim – mówi Santopadre w rozmowie z korespondentką „Tenis Magazynu” Tizianą Ottaviano. – Zdarzało mi się pograć z Zibim nie tylko w tenisa, miałem też szczęście kopać z nim piłkę. Zibi to naprawdę wyjątkowa osoba. To wspaniałe, że jest dziadkiem moich dzieci – dodaje Vincenzo.

Oprócz tenisa Vincenzo Santopadre jest fanem piłki nożnej, choć – jak mówi – w bardzo sportowy i cichy sposób. – Gdy jestem w Rzymie, często jeżdżę z synem na mecze Romy. Mój ojciec też był piłkarzem i kibicem Romy – wyjaśnia. – Jako dziecko też grałem w piłkę nożną, potem postanowiłem grać w tenisa. Jako dobry Włoch, futbol mam we krwi – śmieje się Santopadre.

Matteo Berrettini na ubiegłorocznym Wimbledonie dotarł do finału. Odbyło się to kosztem Huberta Hurkacza i jest pierwszym Włochem, który zaszedł tak wysoko w tym turnieju. Gdyby w półfinale wygrał Hurkacz, to on odniósłby historyczny sukces. Jak oceniasz tamten pojedynek? Co pozwoliło Berrettiniemu pokonać Polaka?

– Zacznę od końca: Huberta poznałem podczas turnieju U18, odbywającego się w Bytomiu. Matteo grał przeciwko niemu. Postawa Polaka na korcie wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Nie należał wówczas do czołówki w swoim wieku. Zwróciłem jednak Matteo uwagę na postawę tego gracza i jego zachowanie na korcie. Powiedziałem mu, że ten tenisista bardzo mi się podoba i moim zdaniem zostanie dobrym graczem.

Vincenzo Santopadre wraz ze swoim podopiecznym Matteo Berrettinim.
Vincenzo Santopadre wraz ze swoim podopiecznym Matteo Berrettinim.

Miałeś rację.

– To, co mi się u niego podobało, ponownie zobaczyłem w półfinale Wimbledonu. Bo trzeba powiedzieć, że Matteo rzeczywiście rozegrał świetny mecz i do tego udało mu się wygrać, ale Hubert ani przez chwilę nie zawiódł i mocno się starał do samego końca. Chyba niewielu to zauważyło, ale mimo kilku wygranych przez Matteo gemów w drugim secie i na początku trzeciego, Hubert zawsze próbował szarżować, zmieniał kierunek uderzeń, nie odpuszczał. Matteo wygrał, ponieważ rozegrał najlepszy swój mecz, ale z pewnością grał przeciwko facetowi, który dawał z siebie wszystko.

Jaką przyszłość widzisz dla Hurkacza?

– Bardzo lubię tego chłopaka i dobrze mu życzę. To jeden z tych, których cenię najbardziej. Jest bardzo uprzejmy, dobrze wychowany i zawsze ma uśmiech na twarzy. Cenię go jako osobę. To, co zademonstrował, wygrywając Miami w 2021 roku, awansując do półfinału Wimbledonu, pokonując Federera wskazuje, że ma szanse na stałe trafić do pierwszej dziesiątki. Ma odpowiednie cechy. Szczególnie na twardych kortach demonstruje swój najlepszy, szybki tenis. Teraz na takich będzie się grać. Moim zdaniem może wykorzystać tę sytuację.

Porozmawiajmy o tobie. Co możesz powiedzieć o Santopadre jako zawodniku i Santopadre jako trenerze?

– Dla Santopadre jako zawodnika muszę wysilić pamięć (śmiech). Minęło wiele lat. Byłem nietypowym zawodnikiem. Nie można mnie było nazwać nowoczesnym. Zacząłem od drewnianych rakiet, a tacy tenisiści chyba bardziej cenili precyzję i wyczucie niż siłę i agresję, które teraz dominują. Byłem graczem taktycznym. Jak to się mówi, lubiłem tasować karty przeciwnika, grać nietypowo, stosować skróty. Jako klasyczny zawodnik leworęczny sprawiałem rywalom trudności, urozmaicając grę, zmieniając tempo. Dziś tenisiści preferują przede wszystkim rytm gry. Miałem szczęście do wspaniałych trenerów, świetnych technicznie. Wykorzystałem ich nauki. Z nich i własnych doświadczeń spróbowałem stworzyć własną układankę. Wszyscy moi trenerzy byli Włochami, ale na bardzo wysokim poziomie.

Co cię skłoniło, by zostać trenerem? Zainspirowali cię twoi szkoleniowcy?

– Tak, mam też nieokiełznaną pasję do tej gry. Jestem szczęściarzem. To bezcenne wykonywać pracę, która jest pasją. Poza tym lubię przebywać z młodymi ludźmi, lubię dzieci, lubię uczyć. Wszystkie te elementy w naturalny sposób wlały się w Vincenzo, który najpierw został nauczycielem, a potem trenerem.

Z Berrettinim współpracujesz od 11 lat. To z pewnością najlepszy zawodnik, jakiego prowadziłeś. Jak mógłbyś opisać wasze relacje?

– To bardzo dobra współpraca. Wspólnie przeżywaliśmy różne etapy naszego życia, razem dorastaliśmy. On jako dziecko, potem młodzieniec, aż stał się mężczyzną. Ja jako mężczyzna, ale coraz starszy. Dużo czasu spędziliśmy razem. Ważne, że nasza relacja opiera się przede wszystkim na szacunku, jaki mamy wobec siebie. To równie ważne, jak praca. Nasza relacja narodziła się dzięki niej. Obaj przywiązujemy dużą wagę do ludzi i wiemy, że gdyby nie było wzajemnego szacunku, nasza praca nie miałaby sensu.

Vincenzo Santopadre na turnieju w Nowym Jorku.
Vincenzo Santopadre na turnieju w Nowym Jorku.

Jakie były decydujące momenty w twojej karierze?

– Najważniejsi byli rodzice. To im zawdzięczam najwięcej. Potem poznałem ludzi, którzy reprezentują historię włoskiego tenisa: Adriano Panatta i Corrado Barazzutti. Miałem szczęście, że natknąłem się na nich. Miałem też bardzo pomocnych nauczycieli: Coppo, Magnelli i Spezzi.

Którego gracza oglądasz z największym zainteresowaniem? Oczywiście poza Matteo Berrettinim…

– Bez wątpienia Federera.

Czy przewidujesz w przyszłości monopol któregoś z wybitnych graczy, czy też rotację tenisistów wygrywających wielkie szlemy?

– Trudno będzie o taki monopol. Poziom czołowych graczy jest bardzo wyrównany. Niewiele potrzeba, aby wygrać duży turniej.

Pytanie, które może zainteresować młodych tenisistów: kiedy najlepiej zacząć przygodę z tenisem?

– Najpierw musi pojawić się pasja. Kiedy widzisz chłopaka bawiącego się, grającego z entuzjazmem, możesz zacząć brać go na kort. Moim zdaniem wielu zbyt wcześnie zaczyna grać w tenisa, czując się już profesjonalistami. To powinno być marzenie, którego nikt nie może tłumić. Mając 12, 13, 14 lat nie mogą zapominać, że to jest gra. Zawsze bardzo poważna, ale gra. W tym tkwi sekret. Kiedy zbyt wcześnie chcesz się wyspecjalizować, możesz się poparzyć. Radzę tym, co stawiają pierwsze kroki w tenisie, by traktowali go jako marzenie.

Tenis nie jest tanim sportem. Nie jest opłacalny dla kogoś, kto nie mieści się w pierwszej setce. Tenisista na dorobku potrzebuje więc zamożnej rodziny.

– Rzeczywiście, to drogi sport. Nie obejdzie się bez zamożnej rodziny lub sponsora. Problem polega też na tym, że nie ma gwarancji zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Tenis zapewnia doświadczenie, rozwój osobisty. To mogą być jedyne korzyści z tej inwestycji. Trzeba zachowywać ostrożność, by dążenie do zwrotu wyłożonych pieniędzy nie było formą nacisku, odbierającą pasję, radość z gry. Wiele karier zostało zrujnowanych przez nadmierne oczekiwania. n

Rozmawiała Tiziana Ottaviano

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości