Aleksander Szewczenko wygrał pewnie z Leo Borgiem 7:5, 6:2 i po raz pierwszy w karierze awansował do drugiej rundy turnieju rangi challenger. Mecz turnieju Poznań Open na korcie centralnym Parku Tenisowego Olimpia z loży honorowej obserwowały dwie legendy tenisa: Bjoern Borg i Wojciech Fibak. Wcześniej z turnieju w singlu odpadł ostatni z Polaków. Rozstawionemu z „dwójką” Botikowi van de Zandschulpowi niestety nie sprostał Daniel Michalski, który przegrał swoje spotkanie pierwszej rundy 2:6, 3:6. Turniej rozgrywany jest w ramach cyklu LOOS PZT polish Tour.
Początek spotkania był bardzo nerwowy, zwłaszcza po stronie Borga. 18-latek popełniał proste błędy oraz nie mógł znaleźć odpowiedzi na dobry serwis rywala. W czwartym gemie nastąpiło jednak przełamanie w jego grze. Dzięki dobremu returnowi Szwed odebrał podanie Szewczence i wyszedł na prowadzenie 3:2. Rosjanin jednak szybko odrobił stratę i od stanu 4:4 wyraźnie zdominował rywala na korcie, wygrywając ostatecznie seta 7:5.
Druga partia spotkania rozegrała się pod dyktando Rosjanina. 20-latek co prawda stracił podanie w trzecim gemie, ale szybko odrobił stratę i narzucił swój rytm gry, zmuszając tym samym Borga do błędów. Dodatkowo Szwed nie mógł opanować złych emocji, co ostatecznie pogrążyło jego szanse na wyrównanie stanu meczu. Rosjanin wygrał ostatecznie 6:2, a cały mecz 2:0.
– To było trudne spotkanie. Na początku popełniłem wiele błędów, których popełnić nie powinienem. Leo też grał dobrze, zwłaszcza w pierwszym secie. Jest to mój pierwszy challenger w karierze. Już teraz jestem zadowolony z wyniku, który osiągnąłem. Teraz mam zamiar przygotować się jak najlepiej do meczu kolejnej rundy i dać z siebie wszystko – w ten sposób swój dotychczasowy występ na kortach w Poznaniu podsumował Szewczenko.
Wcześniej z turnieju w singlu odpadł ostatni z Polaków. Rozstawionemu z „dwójką” Botikowi van de Zandschulpowi niestety nie sprostał Daniel Michalski, który przegrał swoje spotkanie pierwszej rundy 2:6, 3:6.
Dla Daniela Michalskiego losowanie nie okazało się szczęśliwe, gdyż trafił w nim na rozstawionego z „dwójką” Botika van de Zandschulpa, który na niedawno zakończonych zmaganiach na kortach Rolanda Garrosa okazał się pogromcą Huberta Hurkacza i przeżywa swój najlepszy okres w karierze. Przewaga doświadczenia wynikająca z rankingu i dotychczasowych dokonań była widoczna już od pierwszego gema, gdy Holender przełamał 20-letniego warszawianina. Rozpędzony tenisista zajmujący 126. miejsce w rankingu ATP nie zatrzymał się i wypracował dużą przewagę, prowadząc już w meczu 4:0.
Od tego momentu do głosu doszedł jednak Michalski, który zaczął odrabiać straty. Udało mu się doprowadzić do stanu 4:2 dla rywala i niewiele brakowało, aby zbliżył się do przeciwnika jeszcze bardziej, lecz to Van de Zandschulp przechylił na swoją korzyść siódmy, najdłuższy gem w tej odsłonie spotkania i całą partię 6:2. – Gdybym wygrał tego gema, to zbliżyłbym się do mojego rywala na 3:4 i grałoby mu się trudniej. Początek był ciężki, postawił mi bardzo wysoko poprzeczkę i nie byłem w stanie mu się przeciwstawić, ale z czasem szło mi coraz lepiej na korcie – powiedział po meczu Michalski.
W odmiennym stylu rozpoczął drugiego seta reprezentant Polski, który szybko wyszedł na prowadzenie 2:0. To przełamanie nie pozwoliło jednak na uzyskanie większej przewagi, gdyż turniejowa „dwójka” szybko odrobiła straty z nawiązką, doprowadzając do prowadzenia 4:2. 20-latek z Warszawy nie dawał jednak za wygraną i próbował wyrównać stan rywalizacji w drugiej odsłonie spotkania. To mu się jednak nie udało i ostatecznie set zakończył się porażką Michalskiego 3:6.
– Drugi raz otrzymałem w Poznaniu „dziką kartę” i po raz kolejny zagrałem z Holendrem. Losowanie było ciężkie, ale wszystko miałem w swoich rękach. Nie udało mi się wygrać, ale być może w przyszłości, jeśli będę miał okazję wystąpić w tym turnieju, pójdzie mi zdecydowanie lepiej. Oby to było już w przyszłym roku – przyznał 20-letni polski tenisista.
Fot. Paweł Rychter/Poznań Open