Nenad Zimonjić. W 2008 roku wygrał Wimbledon ze złamaną ręką!

Nenad Zimonjić dwukrotnie wygrywał Wimbledon. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour

Wimbledon ma swoich nieoczywistych bohaterów. Jednym z nich jest Nenad Zimonjić, który dwukrotnie wygrywał Wimbledon. Pierwszy raz w 2008 roku – w parze z Kanadyjczykiem Danielem Nestorem – i wspomnienia z tym związane są niesamowite, bo musiał grać ze złamaną ręką. Serb jest też zdobywcą Pucharu Davisa. I choć ma 48 lat oraz wymienione oba stawy biodrowe, to jeszcze nie zakończył tenisowej kariery. – Komu pomagać, jak nie własnym dzieciom, aby podążały za marzeniami – mówi dziennikarzowi Pawłowi Plucie Nenad Zimonjić, jeden z najlepszych deblistów na świecie.

Zimonjić – numer jeden w rankingu ATP, który rozpoczął karierę od dwóch wygranych challengerów w Sopocie i w Warszawie ćwierć wieku temu, dzisiaj ma na koncie osiem tytułów wielkoszlemowych i triumfy w 54 turniejach ATP. Jest też zdobywcą Pucharu Davisa. I choć ma 48 lat oraz wymienione oba stawy biodrowe, to jeszcze nie zakończył tenisowej kariery.

Nenad, czy pamiętasz jeszcze swój pierwszy tenisowy mecz już jako zawodowy tenisista?

– Jeżeli masz na myśli moje pierwsze zwycięstwo w turnieju głównym, to te pamiętam. To był mecz na Wimbledonie w 1999 roku, kiedy przeszedłem najpierw kwalifikacje, a potem wygrałem w pierwszej rundzie z Dinu Pescariu z Rumunii, po czterech zaciętych setach (7:6 (4), 7:6 (3), 6:7 (6), 6:4 – przyp. red.). To było niesamowite uczucie zagrać po raz pierwszy na Wimbledonie, na kortach głównych, ponieważ kwalifikacje rozgrywane są w innym miejscu, w Roehampton. Byłem bardzo szczęśliwy, że mi się to udało, ponieważ poprzedni raz grałem na trawiastym korcie wyłącznie, gdy byłem juniorem, w 1994 roku. Nie miałem zatem dużego doświadczenia, a poza tym byłem tam sam, bez trenera. Musiałem więc wszystkiego nauczyć się na własną rękę. Był tam mój przyjaciel, Japończyk Yoichi Amitani, który mi towarzyszył. Trenowaliśmy razem w szkole Seguso-Basett Tennis Academy. Potem wygrałem kolejny mecz z Jeffem Tarango z USA [7:6(5), 1:6, 6:3, 7:6(6)], by w końcu przegrać (4:6, 4:6, 2:6) w trzeciej rundzie Wimbledonu z Brazylijczykiem Gugą Kuertenem (wówczas 7. rakieta na świecie). To było blisko ćwierć wieku temu, na moim pierwszym Wimbledonie, w którym wziąłem udział jako profesjonalny gracz.

– Komu pomagać, jak nie własnym dzieciom, aby podążały za marzeniami – mówi Nenad Zimonjić. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour
– Komu pomagać, jak nie własnym dzieciom, aby podążały za marzeniami – mówi Nenad Zimonjić. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour

Nie wypominając wieku, ale masz 48 lat, a nigdy oficjalnie nie zakończyłeś tenisowej kariery. Czy zatem zamierzasz zagrać jeszcze w jakichś turniejach?

– Nigdy oficjalnie nie przeszedłem na sportową emeryturę, ponieważ chciałem zachować sobie możliwość do gry, jeśli nadarzy się taka okazja, aby uczestniczyć w niektórych turniejach ATP. Od czasu mojej operacji, która polegała na wymianie obydwu stawów biodrowych, nie miałem pojęcia, że będzie można nadal grać na wysokim poziomie, czy ponownie osiągnąć wysokie rezultaty, aby móc rywalizować zawodowo. I właśnie dlatego chciałem to zrobić, by pokazać innym sportowcom, że jest to możliwe. A gdybym wiedział to wszystko, poddałbym się tej operacji cztery lub pięć lat wcześniej. Mógłbym grać bez bólu i byłoby to naprawdę niesamowite. Chcę więc, aby moja historia zainspirowała innych sportowców lub inne osoby uprawiające sport rekreacyjnie, aby pokazać im, jak bardzo jest to możliwe.

Brałem udział w kilku tenisowych wydarzeniach w 2023 roku. Dostałem szansę, aby zagrać ponownie, drugi raz z rzędu, na Wimbledonie na zaproszenie Double’s Legends Event, które wygrałem w 2022 roku z Marion Bartoli (francuska mistrzyni Wimbledonu z 2013 roku), a w tym roku z Rennae Stubbs (Australijka, numer jeden na świecie w grze podwójnej w 2000 roku), więc było to naprawdę miłe doświadczenie.

czytaj też: Oni triumfowali w Turnieju Legend

Mój przyjaciel, trener i jednocześnie obecnie szkoleniowiec mojego syna Leona, Marko Nesić, z którym trenowałem po operacji, uszkodził ścięgno Achillesa i przez kilka miesięcy nie mógł grać, więc ostatnimi czasy musiałem całkowicie zająć się treningami syna. Choć od zeszłego roku, dokładnie od lipca, byłem z nimi praktycznie codziennie, jednakże wcześniej miałem z nimi jedynie kilka treningów. Wspólnie ćwiczyliśmy, ale poza tym przychodziłem i tylko oglądałem ich treningi. To ja nauczyłem Leona (rocznik 2008) grać w tenisa, a potem Marko został jego trenerem, i tak to trwa od blisko 7 lat.

Nenad, a czym będziesz zajmować się po zakończeniu tenisowej kariery?

– Nie jestem pewien, czy jeszcze będę brać udział w niektórych turniejach, ale nigdy nic nie wiadomo. Nawet jeśli nie będę grać, to nie będzie to dla mnie problem. Ale przyczyną, dla której nigdy oficjalnie nie przeszedłem na tenisową emeryturę jest to, że powrót do udziału w zawodowych turniejach po wycofaniu się jest skomplikowany. I to jest główny powód, dla którego nigdy nie zrobiłem tego oficjalnie.

A poza tym, zawsze pozostanę w tenisie. Byłem kapitanem reprezentacji w Pucharze Davisa, najpierw jako grający kapitan, potem już na ławce w ATP Cup, kiedy zwyciężyliśmy w Australii w 2020 roku. Teraz trenuję i zajmuję się doradztwem drużynie oraz pomagam grupom rodziców, trenerów i graczy, gdy mają jakiś problem. Moim zadaniem jest sprawić, by ich przygoda z tenisem była przyjemniejsza i skuteczniejsza, dzięki całemu mojemu doświadczeniu oraz wiedzy, którą posiadam. Prowadzę też konsultacje, kiedy gracze potrzebują mojej pomocy w czymś, czego nie mogą rozwiązać ze swoim zespołem. Niezależnie od tego, czy chodzi o kwestie techniczne, czy o mentalną część gry, ponieważ w tym może przydać się moja specjalistyczna wiedza. Odkąd miałem 17 lat, bardzo interesowałem się psychologią, psychologią sportu – sam kiedyś przechodziłem przez trudne chwile, co pomogło mi zrozumieć i nauczyć się różnych metod przezwyciężenia kryzysów oraz odnoszenia sukcesów. To udało mi się szczególnie z serwisem, który był moją największą bronią, a potem przeżywałem okresy, kiedy popełniałem 15 podwójnych błędów w meczu. Naprawdę nie czerpałem wtedy przyjemności z gry i byłem na korcie pod wpływem wielkiego stresu. Potem znalazłem sposób, aby wrócić do czerpania radości z rywalizacji i serwowania, mojej najpotężniejszej broni. I był to jeden z najlepszych serwisów w historii tenisa.

- Zawsze pozostanę w tenisie - mówi Nenad Zimonjić. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour
– Zawsze pozostanę w tenisie – mówi Nenad Zimonjić. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour

Co do innych planów na przyszłość, to chciałbym trenować kogoś, kto może zostać zwycięzcą Wielkiego Szlema, numerem jeden na świecie. Jako zawodnik osiągnąłem pozycję numer jeden w grze podwójnej (17.11.2008), a potem także jako kapitan z moją drużyną zdobyliśmy Puchar Davisa (2010 r.). Dokonałem tego jako gracz, więc teraz chcę to zrobić też jako trener. Ale najważniejszym celem byłaby pomoc mojemu synowi, razem z Marko, aby stał się najlepszym graczem, jakim może być i osiągnął coś, czego ja nie osiągnąłem w singlu z powodu wielu różnych okoliczności, przez które przechodziłem, m.in. problemów finansowych. To jest najważniejsze, ponieważ rodzina była dla mnie zawsze priorytetem i komu pomagać, jak nie własnym dzieciom, aby podążały za marzeniami? Mam to szczęście, że sam wiele przeszedłem, więc teraz mogę wspomóc swojego syna doświadczeniem i wiedzą.

Twoje sukcesy w grze podwójnej są niesamowite. Który tytuł cenisz najbardziej, najlepiej wspominasz?

– Muszę przyznać, że moim największym sukcesem jest wygranie Wimbledonu. Pierwszy raz w 2008 roku (w parze z Kanadyjczykiem Danielem Nestorem) i wspomnienia z tym związane są niesamowite, bo musiałem grać ze złamaną ręką. To zdarzyło się w półfinale, w trakcie czwartego seta, a następnego dnia musiałem kontynuować grę, po tym, jak przerwano mecz z powodu ciemności. Kontynuowałem ten zwycięski pojedynek, a następnego dnia grałem w finale i zdobyłem tytuł.

A poza tym zdecydowanie wygrana w turnieju Masters w Szanghaju, w tym samym roku. Były to ostatnie mecze sezonu. O zwycięstwie zadecydowały spotkania finałowe turnieju w grupie, gdzie zajęliśmy pierwsze miejsce (z Danielem Nestorem pokonali m.in. polski debel Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski). W finale zagraliśmy przeciwko braciom Bryanom (Bob i Mike), moim największym rywalom, więc muszę przyznać, że to był jeden z największych sukcesów i jedne z najmilszych wspomnień.

Twój najlepszy partner w deblu to…

– Miałem zaszczyt grać z wieloma wspaniałymi partnerami i wygrywać turnieje (w sumie 54) z szesnastoma różnymi tenisistami. Zdecydowanie najbardziej udaną współpracę miałem z Danielem Nestorem. Ale lubiłem grać z innymi zawodnikami i jest wśród nich kilka wielkich nazwisk: z Timem Henmanem wygrałem mój pierwszy turniej Masters Series w Monte Carlo (2004 rok). Potem grałem też m.in. z Fabricem Santoro, Michaelem Llodrą, Leanderem Paesem, Jewgienijem Kafielnikowem. A więc tak wielu, wielu różnych graczy. Coś, co bardzo cenię, to umiejętność wygrywania z wieloma różnymi partnerami na najwyższym poziomie.

Jak wybierasz partnerów do gry podwójnej, jakie są kryteria?

– Wybór partnera jest najważniejszą rzeczą. Musisz najpierw spróbować i wtedy zobaczysz czy to działa, czy nie. Idealnie byłoby znaleźć w twoim partnerze takie cechy, jak to, że jest niezawodny, ciężko pracuje, macie tę samą wizję co do tego, jak grać i jakie cele oraz rezultaty chcecie osiągnąć. Grałem z różnymi partnerami, którzy grali w różnym stylu, ale to także uczyniło mnie lepszym graczem, ponieważ zawsze staram się wdrażać to, czego się od nich nauczę. Zawsze chcę się piąć coraz wyżej i stać się lepszym tenisistą. Grałem także obustronnie, forhendem i bekhendem, po prawej i po lewej stronie kortu. To też coś, co również pomogło mi stać się lepszym graczem.

A jak wspominasz wspólną grę w parze z Marcinem Matkowskim?

Nenad Zimonjić dwukrotnie wygrywał Wimbledon. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour
Nenad Zimonjić grał wspólnie m. in. z Marcinem Matkowskim. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour

– Współpraca z Marcinem przyszła nagle, po turnieju w Dubaju (w 2015 roku). Zaczęliśmy w Indian Wells. Zaprosiłem Marcina do gry i całkiem dobrze nam wyszła ta współpraca. Niestety, nie wygraliśmy żadnego turnieju, ale graliśmy w trzech finałach na dużych imprezach (Madryt, Queen’s Club, Cincinnati) i zaprezentowaliśmy się tam solidnie. Pech chciał, że w jednym z finałów, w Londynie, doznałem kontuzji i miałem poważne problemy z plecami, więc ledwo mogłem chodzić. Z kolei w Madrycie mieliśmy piłkę meczową, a Marcin uderzył świetną piłkę, która minimalnie wyszła na aut. No, może na centymetr. Zwycięstwo było w zasięgu, ale mecz nie poszedł po naszej myśli. Taki jest sport, taki jest tenis. Miło było mi grać z Marcinem. Dotarliśmy też do kończącego sezon ATP Finals w Londynie. Świetnie się bawiliśmy na korcie i poza nim, co z pewnością było dla mnie dobrym doświadczeniem. Marcin jest bardzo potężnym i niebezpiecznym zawodnikiem, z naprawdę dobrym serwisem. Jego atuty to przede wszystkim serwis, ale i również silny forhend, dzięki którym osiąga dobre rezultaty. Grał więc bardzo agresywnie, w stylu podobnym do mojego i dzięki temu byliśmy groźnymi przeciwnikami dla naszych oponentów.

W 2004 roku pokonałeś w singlu Andre Agassiego w Sankt Pölten…

– Zwycięstwo z Agassim było zdecydowanie moim największym sukcesem w singlu. Mam ogromny szacunek dla Andre. Jest on pierwszym graczem, który wygrał wszystkie cztery Wielkie Szlemy na różnych nawierzchniach i zdobył Puchar Davisa. Przed meczem w Sankt Pölten, podczas innych turniejów, mieliśmy okazję wiele razy trenować razem. Więc ja miałem okazję, by poznać jego grę, a on moją. Wiedziałem, jakie to uczucie grać przeciwko niemu. Była to dla mnie wielka szansa, że mogłem z nim ćwiczyć i trenować przed naszym meczem, co bardzo wpłynęło na wynik. Grałem cztery i pół seta bez żadnego błędu i prowadziłem 6:2, 4:1, i nie wiadomo skąd nagle zrobiło się 5:4 przy jego serwisie. Udało mi się jednak wygrać seta i mecz w tie-breaku 7:6(6). Wcześniej przeszedłem przez kwalifikacje w trzech pojedynkach, więc zwycięstwo w drugim secie było dla mnie bardzo ważne, ponieważ nie wiem, co by było, gdybyśmy doszli do trzeciego seta. To było zdecydowanie moje największe zwycięstwo w karierze singlowej.

Kto był Twoim tenisowym idolem?

– Nie miałem tenisowych idoli. Moim idolem był Michael Jordan, a także Bruce Lee, którego bardzo ceniłem za filozofię życiową. Ale z tenisa? Lubiłem styl gry niektórych zawodników. Byli wśród nich Pete Sampras, Boris Becker, Stefan Edberg, Michael Stich. To są tenisiści, których lubiłem oglądać i starałem się zaimplementować w mojej grze elementy, z którymi oni radzili sobie naprawdę dobrze. Było mi miło, że miałam okazję poznać ich później. Miałem też okazję wiele razy ćwiczyć z Pete’em Samprasem, co było niesamowitym i naprawdę wspaniałym doświadczeniem.

Czy mógłbyś powiedzieć kilka zdań o grze Igi Świątek, Huberta Hurkacza i Jana Zielińskiego?

– Polski tenis ma się znakomicie. Iga ma za sobą kolejne, niesamowite sezony, zajmując pierwsze miejsce w światowym rankingu i wygrała wiele turniejów, co nigdy nie jest łatwe po tych wszystkich osiągnięciach z poprzednich lat. Hubi jest również bardzo stabilny w swoich wynikach. Oboje są młodzi. Jan – podobnie. Miał świetny sezon w 2023 roku, grając m.in. w finale Australian Open. To jest przyszłość polskiego tenisa i wygląda ona świetnie. Wszyscy polscy zawodnicy ze światowej czołówki ciężko pracują. Jestem pewien, że mają przed sobą jeszcze wiele udanych sezonów.

Pamiętasz czas wojny w Jugosławii. Czy obawiasz się o przyszłość swoich dzieci w dzisiejszym szalonym świecie?

– Tak, to były naprawdę trudne czasy, kiedy w Jugosławii toczyła się wojna, a zaczęło się to w 1991 roku. Potem jednak znowu nasze miasto – Belgrad – zostało zbombardowane w 1999 roku. To był naprawdę długi okres, bardzo trudny dla mnie, kiedy próbowałem grać w tenisa, próbując podążać za swoimi marzeniami oraz próbując znaleźć sposób na to, aby kontynuować grę, chociaż było to bardzo trudne. Z powodu wojny straciłem międzynarodowych sponsorów, a później także lokalnych, którzy pomagali mi w Belgradzie. Ze względu na sytuację nie mogli tego kontynuować. Musiałem za młodu podróżować sam po turniejach, a w sumie było to 7 lat. A to był czas najważniejszy dla rozwoju mojej kariery. Ale to uczyniło mnie tym, kim jestem dzisiaj, ponieważ miałem okazję grać z wieloma różnymi tenisistami, trenować pod okiem wielu różnych trenerów, od których mogłem się wiele nauczyć.

Osobą, która bardzo mi pomogła w trakcie mojej kariery był Robert Seguso, były numerem jeden na świecie w deblu i złoty medalista olimpijski (Seul 1988) i reprezentant USA w Pucharze Davisa. Roberto był także wśród dwudziestki najlepszych graczy w singlu w Stanach Zjednoczonych. Nadal mamy świetne relacje i dzięki niemu nauczyłem się wielu rzeczy. Nauczyłem się gry na twardych kortach, nauczyłem się, jak być lepszym wszechstronnym graczem, ponieważ wcześniej znałem tylko grę na kortach ziemnych, jedynych jakie mieliśmy wtedy w Serbii.

- Dla mnie wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy możemy stać się lepsi. Łatwiej to osiągnąć mając do tego dobrych nauczycieli - uważa Nenad Zimonjić. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour
– Dla mnie wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy możemy stać się lepsi. Łatwiej to osiągnąć mając do tego dobrych nauczycieli – uważa Nenad Zimonjić. Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour

Oczywiście, dla mnie jako rodzica jest to teraz bardzo stresujące, gdy widzisz, co dzieje się na świecie. Te wszystkie toczące się wojny. Żyjesz i macie nadzieję na pokój, miłość i zrozumienie, ale, niestety, tak się nie dzieje. Próbujesz zrobić wszystko, co w twojej mocy, jako rodzic i jako człowiek, szerząc pozytywną energię oraz dobro, starając się być lepszym człowiekiem. Próbujesz mieć taki sam wpływ na innych ludzi dookoła, wywoływać swoisty efekt fali dobra, aż pewnego dnia cały świat stanie się lepszym miejscem dla wszystkich, pełnym miłości i zrozumienia. Niezależnie od tego, skąd pochodzisz, jaką religię wyznajesz i jaki masz kolor skóry. Dla mnie wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy możemy stać się lepsi. Łatwiej to osiągnąć mając do tego dobrych nauczycieli.

czytaj też: O Wimbledonie i nie tylko, ale bez truskawek

Rozmawiał Paweł Pluta
Fot. Archiwum rodzinne N. Zimonjić oraz ATP Tour

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości