Magdzie Linette rzadko udaje się spędzić dłuższy czas w rodzinnym Poznaniu. Po turnieju Fed Cup w Zielonej Górze, w którym Polki zajęły trzecie miejsce, a Magda była liderką biało-czerwonych zawodniczka AZS na kilka dni przyjechała do domu i podsumowała ubiegły sezon oraz początek 2019 roku.
Sportowo ten rok rozpoczął się dla Linette od porażki w Australian Open w I rundzie z Naomi Osaką, późniejszą triumfatorką imprezy w Melbourne. Potem dotarła do półfinału turnieju WTA w Hua Hin w Tajlandii. Przed sympatyczną tenisistką kolejne wyzwania, ale kilka elementów, które nie sprawdziły się w ubiegłym sezonie chce zmienić.
Druga część 2018 roku była dla Magdy Linette wyjątkowa wyczerpująca. Przez pół roku nie odwiedziła rodzinnego domu w Poznaniu. Wzięła udział aż w 30 turniejach!
Niedosyt
Wyniki uzyskiwane na początku 2018 roku były więcej niż obiecujące. Magda po raz pierwszy w karierze dotarła do trzeciej rundy wielkoszlemowego Australian Open. Przegrała z Czeszką Denisą Alertową, ale po drodze pokonała niezwykle groźną Darię Kasatkinę (obecnie Rosjanka jest w czołowej dziesiątce WTA). Pierwsze występy na twardych kortach w USA też napawały optymizmem. Później przyszedł kryzys. Generalnie w trakcie sezonu poznanianka osiągnęła jeszcze półfinał zawodów w Nanchangu oraz ćwierćfinały imprez w Taj-pej i Bogocie. Dotarła także do finału turnieju rangi challenger WTA w Bol.
– Był niedosyt. Nie było takich rezultatów, jakie chciałam osiągnąć. Myślę, że zaważyły na tym dwa czynniki. Pierwszy: psychologiczny. Gdy się gra pod presją wyniku, bo praktycznie każdy start wiązał się z obroną wcześniej zdobytych punktów, to powoduje, że brakuje luzu, swobody w grze. To zostaje w głowie. I drugi – uważam, że bardziej istotny – to przemęczenie – tłumaczy reprezentująca AZS Poznań, Magda Linette i zaraz dodaje, że był taki okres w ciągu sezonu, że przez 14 tygodni żyła na walizkach.
– Hotel, mecze, odnowa biologiczna, treningi, lotnisko. I tak na okrągło. To musiało mieć wpływa na mój organizm – zaznacza 26-latka i zapowiada zmiany w kalendarzu na przyszły rok.
Przede wszystkim ograniczy liczbę turniejów do 23-24. Nastąpiła także dość istotna zmiana w sztabie szkoleniowym. Trenerem pozostaje Izo Zunic, a osobą odpowiedzialną za przygotowanie fizyczne Matko Jelic. którzy są Chorwatami. Do tego grona dołączy jednak jeszcze jeden szkoleniowiec odpowiedzialny za tenis – Anglik Mark Gellard. Zunic i Gellard podzielą się obowiązkami, bo przez pół roku Polce towarzyszyć będzie jeden z nich, a przez kolejne sześć miesięcy drugi.
– Podobnie jak w 2018 roku, także w 2019 przez 15 tygodni będzie ze mną jeździł fizjoterapeuta. Organizm nie regeneruje się już tak szybko jak kilka lat temu, dlatego tak ważna jest odnowa biologiczna – dodaje Magda.
Były przebłyski
Magda jest tenisistką nie tylko inteligentną, pracowitą, umiejącą wyciągać wnioski, ale także szukającą pozytywów w swojej grze.
– Cieszę się z dwóch ważnych dla mnie zwycięstw z topowymi zawodniczkami. Pierwszym było pokonanie Darii Kasatkiny, a drugim wygrana podczas turnieju w Waszyngtonie z Naomi Osaką, Japonką, która później triumfowała w US Open w Nowym Jorku – dodaje poznanianka.
Wielkim przeżyciem był dla niej również przegrany pojedynek z Sereną Williams w pierwszej rundzie US Open. Dla Magdy był to drugi występ na na korcie Artura Asha (rok wcześniej uległa Karolinie Pliskowej).
– Grałam przy 23-tysięcznej publiczności, która – no może oprócz 10 osób – była po stronie Amerykanki. To dało się odczuć. Kiedy wiesz, że taki tłum kibicuje rywalce to nie gra się łatwo. Te doświadczenia będą jednak na pewno procentować w przyszłości – podkreśla Linette.
Studia i pieniądze
Energiczna poznanianka każdą wolną chwilę stara się wykorzystać.
– Studiuję kierunek biznes i administracja w trybie eksternistycznym na Indiana University East. Egzaminy odbywają się przez skype – mówi Magda Linette, która jest obecnie na trzecim roku.
Polka podkreśla jednak, że mimo 75-procentowego stypendium na naukę w amerykańskiej uczelni może sobie pozwolić dopiero od niedawna.
– Osiągnęłam stabilność finansową na pewnym poziomie i to pozwala mi na opłacenie części studiów – dodaje „Linetka” i przypomina, że z zarobionych na korcie pieniędzy (w ubiegłym roku było to ponad 400 tysięcy dolarów) musi opłacić sztab szkoleniowy.
Zwariowane życie
– Kiedy skończyłam 12 lat zaczęłam jeździć na turnieju, moje życie stało się zwariowane. To jest wielka przygoda, pasja, ale zarazem ciężka praca i monotonia. To jest życie na walizkach, ale nie zamieniłabym tego za nic w świecie – mówi z uśmiechem tenisistka.
Rodzina Linette od zawsze związana była ze sportem: ojciec Tomasz do dziś jest trenerem tenisa, starsza siostra Dagmara uprawiała gimnastykę artystyczną. Magda wybrała tenis.
– Magda przychodziła ze mną na nieistniejące już niestety korty Posnanii na Winogradach i godzinami mogła odbijać piłeczkę od ścianki. Kiedy miała sześć lat zostałem jej pierwszym trenerem, ale jestem zdecydowanym zwolennikiem oddzielenia funkcji ojca i szkoleniowca – podkreślał w rozmowie dla magazynu „Wielkopolski Tenis, Squash i Badminton” Tomasz Linette.
Magda uhonorowana
Pod koniec ubiegłego roku Magdzie Linette – z dużym, bo opóźnieniem – wręczony został puchar za zajęcie trzeciego miejsca w 60., jubileuszowym Plebiscycie na Najlepszego Sportowca Wielkopolski, który organizowany jest przez redakcję „Głosu Wielkopolskiego”. W eleganckich salach hotelu IBB Andersia w Poznaniu, gdzie w czasie karnawału od lat odbywa się Wielki Bal Sportowca, jego dyrektor, Marcin Woźniak wręczył popularnej „Linetce” nagrodę. Z kolei tenisistka AZS Poznań zrewanżowała się szefowi Andersii przekazaniem rakiety tenisowej.