Mirosław Skrzypczyński, prezes Polskiego Związku Tenisowego, mówi o wspólnym projekcie rodzimej i czeskiej federacji dotyczącym organizacji finału Billie Jean King Cup 2023 roku (Drużynowe Mistrzostwa Świata Kobiet), o turniejach w Kozerkach, które mają stać się sztandarowymi, tenisowymi wydarzeniami Związku i programach, realizowanych wspólnie z Ministerstwem Sportu i Turystyki.
W listopadzie w Glasgow finałowy turniej Billie Jean King Cup. W gronie 12 najlepszych zespołów świata po raz pierwszy zagrają Polki. Kibicować będziemy nie tylko naszym tenisistkom, ale także prezesom polskiej i czeskiej federacji…
– Razem z Ivo Kaderką, szefem Czeskiego Związku Tenisowego i zarazem Tennis Europe, chcę złożyć na ręce władz ITF (International Tennis Federation – Międzynarodowa Federacja Tenisa – przyp. red.) wspólny akces do organizacji przyszłorocznego finałowego turnieju Billie Jean King Cup. Wydarzenie odbywałoby się w czterech lokalizacjach: w Polsce – w Gliwicach i Zielonej Górze, a w Czechach mamy wytypowane na razie jedno miasto – Ostrawę. Mecz o tytuł najlepszej drużyny świata miałby zostać rozegrany w naszym kraju. To przedsięwzięcie będzie kolejnym polsko-czeskim projektem. Przypomnę tylko o turniejach do lat 12, które odbywały się w naszych krajach, meczach parlamentarzystów obu państw, czy o fakcie, że w rozgrywkach LOTTO SuperLIGI i forBET 1.Ligi rywalizuje mnóstwo sportowców zza naszej południowej granicy.
Polski Związek Tenisowy był jednym z inicjatorów budowy Narodowego Centrum Szkoleniowego, które zostało otwarte w lipcu w Kozerkach. Kompleks niedaleko Grodziska Mazowieckiego powstał dzięki finansowemu zaangażowaniu miejscowej Akademii Tenisowej, a dokładniej Fundacji De Arte Athletica i Ministerstwu Sportu i Turystyki w ramach Partnerstwa Publiczno-Prywatnego. Polski tenis na tym zyska?
– Już zyskuje. Jest to obiekt na europejskim poziomie. Dysponuje kortami o różnej nawierzchni. W lipcu zostało oddanych do użytku pięć boisk o nawierzchni twardej, łącznie z kortem centralnym, gdzie umieszczona została trybuna. I co bardzo ważne w Kozerkach odbyły się już dwie duże imprezy. Turniej o randze ITF W100 w ramach LOTOS PZT Polish Tour, który był zarazem Memoriałem Pary Prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich oraz męski Challenger ATP M90 (w niedzielę rozegrany zostanie finał – przyp. red.).
Jak Pan ocenia te wydarzenia?
– Zdecydowanie jest to sukces polskiego tenisa. Na pewno organizacyjny, ale również sportowy. Sportowo co prawda mogło być dla naszych reprezentantów jeszcze nieco lepiej , ale nie ma co narzekać. W finale kobiet zagrała Magda Linette, która przegrała z Czeszką Kateriną Siniakovą. Dla triumfatorki oprócz premii finansowej był biały piękny Land Rover od naszego partnera. Tak na marginesie powiem, że Katerina, która na macierzyste korty Slavii w Pradze podjechała kilka dni później nowiutkim autem, zrobiła nam świetną reklamę. Gdy jej koleżanki dowiedziały się, jak Land Rover trafił w jej ręce, od razu deklarowały, że w przyszłym roku zagrają w Kozerkach (śmiech). I co warte podkreślenia, Czeszka, odbierając samochód, miała opłacony podatek oraz ubezpieczenie a samochód był zarejestrowany. Kozerki już zawsze będą kojarzyły się z dodatkowymi nagrodami w postaci Land Rovera, podobnie jak to ma miejsce w Stuttgarcie z Porsche, a na NMP z Mercedesem.
Czytając komentarze w gazetach czy też w Internecie nie sposób nie było zauważyć sporej liczby negatywnych opinii dotyczących nazwy turnieju kobiet, a przede wszystkim faktu, że kort centralny został nazwany imieniem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie za dużo polityki w sporcie? Jak Pan odpowie oponentom na te zarzuty?
– Ludzie oszaleli na punkcie polityki. Narodowe Mistrzostwa Polski historyczna nazwa używana od 95 lat, a tutaj też hejt, że Narodowe, a jakie niby mają być wietnamskie…? Zupełnie się tym nie przejmujemy. Robimy swoje w taki sposób, aby polski tenis rósł w siłę i aby Związek mógł pomagać zawodnikom, klubom, aby tworzył nowe pożyteczne projekty dla tenisa.
Turnieje w Kozerkach mają się stać najważniejszymi wydarzeniami sportowymi, których organizatorem jest Polski Związek Tenisowy. Znając Pana, na pewno ma Pan już w głowie ułożoną konkretną ścieżkę, jak do tego doprowadzić.
– Staram się działać krok po kroku, ale czasami należy „iść za ciosem”. Tak, kobiecy memoriał w Kozerkach na pewno będzie miał większą pulę nagród. Będziemy – mówię to w imieniu PZT – starć się, by uzyskać rangę WTA i to być może nawet 250. Mamy mocną ambasadorkę, która działa w Radzie Zawodniczek WTA – to Magda Linette, która będzie nas wspierać. Dodatkowo dyrektorką turnieju jest Agnieszka Radwańska, a to nazwisko otwiera wiele drzwi u prominentnych osób we władzach światowego tenisa. Z kolei pula nagród challengera ATP zostanie zwiększona z 90 do 150 tysięcy dolarów.
Narodowe Centrum Szkoleniowe PZT jest rozbudowywane. Nie każdy jednak trafi do Kozerek. Jak wesprzeć inne regiony w Polsce w rozwoju bazy treningowej?
– Działają programy „Tenisowa Polska” i „Sportowa Polska”, które realizowane są z Ministerstwem Sportu i Turystyki. W ramach tych projektów można uzyskać odpowiednio dofinansowanie w wielkości 50 i 30 procent kosztów, jakie trzeba ponieść. Z kolei startując w „Programie inwestycji o szczególnym znaczeniu dla Polski” można uzyskać z budżetu centralnego nawet 80-90 procent dotacji. Jako prezes PZT i cały Zarząd będziemy chcieli wytypować jedno, dwa miejsca w kraju, gdzie takie obiekty mogłyby powstać i mam nadzieję, że powstaną. Plan już jest!
Co bardzo istotne, kładziemy nacisk na budowę kortów o nawierzchni twardej. Nie chodzi tylko o to, że jest to tendencja światowa, ale także istotnym czynnikiem są koszty utrzymania i fakt, że „hard” nie ma negatywnego wpływu na środowisko, jest po prostu ekologiczny co przy obecnych problemach z wodą ma kolosalne znaczenie.
Co dalej z dotychczasowymi programami przygotowywanymi przez PZT?
– Są i będą, ale kończymy z rozdawnictwem pieniędzy. Od listopada wprowadzamy monitoring klubów. Będą przyznawane certyfikaty szkoleniowcom i klubom, w których pracują. Zasada jest prosta, liczyć się będzie przede wszystkim liczba trenujących i startujących w turniejach zawodników ale też nie zapomnimy o jakości. PZT finansuje obecnie w ramach funkcjonującego od pięciu lat Narodowego Programu Upowszechniania Tenisa około stu klubów, z czego przedstawiciele tylko 40 mają „aktywnych” tenisistów w różnych kategoriach wiekowych. Niestety – i mówię to z przykrością – bardzo słabo w tym zestawieniu prezentują się kluby z Warszawy. W stolicy najważniejsze są niestety inicjatywy komercyjne. To trzeba zmienić. Zobowiązuje do tego historia tenisa w stolicy jak i możliwości związane z liczbą zamieszkujących Warszawę. Warty podkreślenie jest fakt, że najlepiej rozwinięte pod względem szkoleniowym i posiadanej infrastruktury są kluby rywalizujące w LOTTO SuperLIDZE, forBET 1. Lidze, a od przyszłego sezonu – na co liczę – także w II lidze.
Jak udało się osiągnąć sukces finansowy, a co za tym idzie również sportowo-organizacyjny w Polskim Związku Tenisowym?
– To przede wszystkim ludzie, z którymi współpracuję. Związek traktuję jak „swoją” firmę, choć słyszałem kiedyś, że to nie jest dobre. (śmiech) Żadna złotówka nie została, ani nie zostanie wyrzucona w błoto. Moim celem jest, by każdy event organizowany przez PZT był sukcesem w każdym aspekcie, także finansowym. Od zawsze moim „konikiem” była matematyka i planowanie, analizuję każdy projekt. Jestem dumny z faktu, że obecnie 40 procent zysku w PZT stanowią eventy co jeszcze nie tak dawno było nie do pomyślenia. Zbudowaliśmy silną pozycję, ale nie osiadamy na laurach. Są nowe pomysły. Idziemy do przodu nie oglądamy się na maruderów i facebookowych „znawców”, bo oni już dawno zostali w tyle. Będziemy rozwijali polski tenis tam, gdzie ludzie chcą pracować, chcą tworzyć nowe projekty i nasza współpraca przynosi wspólną satysfakcję, gdzie przyjeżdżasz i możesz wypić dobrą kawę i spokojnie porozmawiać o przyszłości.
Rozmawiał Maciej Łosiak