Michał Samulski – poznaniak, dziennikarz, pasjonat tenisa. Przeprowadził wywiady z tej klasy tenisistami, co Roger Federer i Pete Sampras. Należy do elitarnego Międzynarodowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Tenisowych (International Tennis Writers’ Association). Na Twitterze obserwuje go prawie 4 tysiące osób.

Rozmawiał z wieloma gwiazdami tenisa. W pamięci utkwiło mu szczególnie spotkanie z Rogerem Federerem, który m.in. podczas wspólnej kolacji w Rotterdamie (zorganizowanej przez holenderskiego przedstawiciela jednego ze sponsorów szwajcarskiego mistrza) z niesamowitą pasją opowiadał o historii tenisa, swojej fascynacji dawnymi legendami tego sportu czy pojedynkami rozgrywanymi przed dwudziestu-trzydziestu laty.
Dziennikarz z Poznania dotychczas obsłużył medialnie blisko 400 zawodów ATP, WTA, turniejów wielkoszlemowych, rozgrywek Pucharu Davisa i Pucharu Federacji. Posiada nagrania ponad 2 tysięcy pojedynków tenisowych z lat 1968-2015.
Dlaczego tenis?
– Wcale nie jestem pewien, iż świadomie postawiłem na tenis. Z perspektywy czasu myślę, że to tenis wybrał mnie – wspomina Michał Samulski.
W 1979 roku, mając cztery lata obserwował w Poznaniu trening Wojciech Fibaka. – Oczywiście niczego takiego nie pamiętam, ale świadczą o tym zdjęcia z rodzinnego albumu, dekadę później podpisane przez samego mistrza – dodaje Samulski.
W rodzinnym domu lekturą obowiązkową był kupowany przez rodziców magazyn „As”. Na zainteresowania małego Michała wpłynął także pokazywany w telewizji finał Wilander – Lendl na kortach Rolanda Garrosa w 1985 roku. To były początki jego tenisowej pasji. Siedem lat później, będąc zaproszonym przez rodzinę do Szwecji miał okazję podziwiać gwiazdy tenisa podczas turnieju Stockholm Open. W ciągu zaledwie dwóch dni w śnieżnobiałej hali Globen chłonął atmosferę nieznanego mu wówczas świata. Pojedynki z udziałem Samprasa, Edberga czy Sticha na korcie centralnym przeplatał z tymi rozgrywanymi na bocznych kortach. A wszystko po to, by móc obejrzeć tenisowych weteranów w postaci Fitzgeralda, Jarryda, Mansdorfa czy Rostagno.
– Polowałem na sesje treningowe Beckera i Couriera. Jak w amoku robiłem zdjęcia, zbierałem autografy i niczym dziecko przed sklepem z zabawkami wpatrywałem się w produkty wystawione na turniejowym stoisku. Popielata koszulka z wypisanymi na tylnej stronie triumfatorami imprezy była nieosiągalnym wówczas marzeniem – wspomina Samulski. I dodaje, że wracając promem do Gdańska, a dalej pociągiem do rodzinnego Poznania, w głowie kreślił scenariusz mający umożliwić mu funkcjonowanie w tym bajkowym świecie.
– Tenis będący dotychczas cukierkiem w szczelnie zawiniętym celofanie, po Stockholm Open w dalszym ciągu był tym samym cukierkiem. Różnica polegała na tym, że poznałem jego smak i już zawsze chciałem się nim rozkoszować – podkreśla poznaniak.
Swoje marzenia zaczął na dobre realizować cztery lata później jako tenisowy korespondent. Pomyślał wówczas, że ta forma działalności pozwoli mu z bliska obserwować tenis na najwyższym poziomie.
W dziennikarskiej elicie
Jeżdżąc na turnieje spotykał dziennikarzy, którzy opisywali dokonania rodzimych zawodników. W tym czasie polskich, tenisowych gwiazd brakowało, ale zupełnie się tym nie przejmował. Obsługując medialnie kolejne turnieje dowiedział się o istnieniu prestiżowego stowarzyszenia ITWA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Dziennikarzy Tenisowych), skupiającego profesjonalistów relacjonujących imprezy z kalendarza ATP, WTA oraz ITF. Głównym celem związku jest szeroko rozumiana poprawa warunków pracy przedstawicieli mediów.
W 2003 roku został przyjęty do tego stowarzyszenia, wówczas jako najmłodszy dziennikarz i jedyny przedstawiciel krajów środkowoeuropejskich. Włączenie do ITWA stało się możliwe po spełnieniu określonych warunków (obsługa medialna minimum trzech turniejów wielkoszlemowych oraz piętnastu innych z kalendarza ATP, WTA i ITF w okresie dwóch lat) i rekomendacji dwóch wcześniej przyjętych członków stowarzyszenia.
– Właśnie mija trzynasty rok mojej przynależności do ITWA. Nie będę ukrywał, iż możliwości obserwowania tenisa, przeprowadzanie wywiadów z zawodnikami, współpraca z organizatorami turniejów, a także samo podróżowanie stały się dużo łatwiejsze – zaznacza Michał Samulski.

Honory od szejka
Silnie obsadzony turniej w Dubaju to od wielu lat jedna z ulubionych imprez Polaka, wzorcowo zarządzana przez Colma McLoughlina z Dubai Duty Free. Początkowo obsługiwał go dosyć standardowo przygotowując regularne korespondencje z rywalizacji tenisistów. Z czasem zaangażowanie poznańskiego dziennikarza w ten turniej rosło .
– Systematycznie dochodziły kolejne elementy, takie jak marketing czy public relations. Wykonywana praca została pozytywnie odebrana, czego dowodem jest uhonorowanie mnie przez szejka Dubaju – H.H. Ahmeda Bin Saeeda Al Maktouma za wkład włożony w rozwój Dubai Tennis Championships – mówi Samulski.
W 1975 roku znakomity amerykański tenisista Arthur Ashe w swojej książce „Portrait in Motion” napisał, iż po przegranym meczu będąc zasypywany pytaniami przez dziennikarzy czuje, jakby uczestniczył w procesie samego siebie doskonale wiedząc, że wyrok tak naprawdę już zapadł. Mając w pamięci te słowa, nie chciałbym kiedykolwiek być z nimi utożsamiany.
Walt przewodnikiem
Poznaniak przeprowadził wywiady z wieloma gwiazdami światowego tenisa: Rogerem Federerem, Petem Samprasem, Borisem Beckerem czy Martiną Hingis. Jak sam mówi najwięcej zawdzięcza jednak mającemu polskie korzenie Waltowi Landersowi, którego poznał na turnieju w Ostrawie w 1996 roku.
– Walt był fizykoterapeutą, którego „portfolio” obejmowało tej klasy sportowców co Ingrid Kristiansen, Greg Lemond, John McEnroe, Pete Sampras, Andre Agassi czy Marat Safin – wspomina dziennikarz z Poznania. – Jego ówczesne, niestandardowe metody treningowe oparte na tzw. drillach szeroko opisywano w specjalistycznych magazynach i prezentowano w materiałach ATP. Dla mnie Walt był przede wszystkim przewodnikiem po świecie, który wcześniej znałem jedynie z pobieżnych korespondencji prasowych i relacji telewizyjnych.
Ich dziesięcioletnią znajomość zakończyła przedwczesna śmierć Walta Landersa. Podczas US Open w 2006 roku został zabrany do szpitala, gdzie stwierdzono u niego raka mózgu. Został wówczas przetransportowany do Las Vegas, a organizacją tego transportu zajęli się jego bliscy przyjaciele – Steffi Graf i Andre Agassi. Po niespełna miesiącu zmarł w wyniku komplikacji pooperacyjnych.
– Do dzisiaj pozostaje dla mnie jedną z najważniejszych postaci tenisowego świata, tego widzianego od środka – podkreśla Samulski.
Spotkanie z maoryską królową
Dzięki wielu kontaktom i przynależności do ITWA poznaniak podróżuje po całym świecie. Jednym z najbardziej egzotycznych miejsc gdzie był to Auckland na Nowej Zelandii.
– Turniej tam rozgrywany jest stosunkowo nieduży. Odbywa się w tygodniu poprzedzającym Australian Open. Każdorazowo lecąc na antypody na pierwszy w sezonie wielkoszlemowy turniej, staram się dobierać również mniejsze imprezy organizowane w nieznanych mi wcześniej miejscach zaznacza Samulski. – W 2006 roku poleciałem właśnie do Auckland, gdzie zetknąłem się z jednym z najbardziej zaangażowanych turniejowych dyrektorów. Graham Pearce nie tylko oferował przybyłym liczne atrakcje w postaci np. rejsu sportowym katamaranem Team New Zealand (łódź uczestnicząca w regatach o Puchar Ameryki – przyp. red.), ale gdy wymagała tego sytuacja – był pierwszym, który chwycił za szczotkę oraz szmatę i rozpoczął osuszanie kortu. Z tamtego pobytu na Nowej Zelandii pamiętam również wyjątkowe spotkanie akredytowanych dziennikarzy z maoryską królową Dame Te Atairagikaahu, która rządziła rdzennym ludem Nowej Zelandii przez czterdzieści lat.
Michał Samulski: Andre Agassi poproszony przez dziennikarzy
o podanie nazwisk pięciu najtrudniejszych przeciwników odpowiedział – Sampras, Sampras, Sampras, Sampras, Sampras.

Sampras kontra Agassi
Dziennikarz ze stolicy Wielkopolski miał okazję zobaczyć wiele wyjątkowych spotkań. Jednym z nich był m.in. pamiętny pięciosetowy finał Wimbledonu z 2008 roku między Nadalem i Federerem. To był niesamowity spektakl, któremu zresztą amerykański dziennikarz Jon Wertheim poświęcił całą książkę („Strokes of Genius”) opisując każdą akcję tego pojedynku.
– Wysoce cenię sobie możliwość oglądania finału Masters z 1996 roku między Samprasem i Beckerem w Hanowerze. Zdecydowanie najbardziej zapadł mi w pamięci ćwierćfinałowy pojedynek US Open w 2001 roku – podkreśla Michał Samulski.
Grający w nim Amerykanie Sampras i Agassi nie pozwolili sobie na przełamanie własnego serwisu, przez co każdy z czterech setów kończył się pasjonującym tie-breakiem. Przed tym ostatnim publiczność zgromadzona na trybunach Arthur Ashe Stadium zgotowała obu tenisistom owację na stojąco. Dla tych kilkudziesięciu sekund warto było pracować przez tyle lat, wspominał po latach Agassi, który w tamtym pojedynku musiał uznać wyższość swojego największego rywala.
– Rok później ponownie triumfował Sampras w ostatnim pojedynku w karierze, ale to właśnie ten rozegrany w 2001 roku ćwierćfinał uchodzi za jeden z najważniejszych meczów w historii tenisa – zaznacza Michał Samulski.