Kto to jest? Który z polskich artystów idealnie naśladuje Elvisa Presleya i podobnie jak Andy Murray ma sztuczne biodro? Odpowiedź jest prosta. Michał Milowicz. Człowiek orkiestra. Aktor, scenarzysta, producent filmowy, muzyk, wokalista i… tenisista o niebanalnej fryzurze. Z Michałem Milowiczem rozmawia Radosław Bielecki.
Zaryzykuję stwierdzenie, że jesteś w tej samej sytuacji co kilka lat temu Andy Murray, (Szkot podczas tegorocznego Wimbledonu zakończył karierę – przyp. red.). Ty w ubiegłym roku wróciłeś do gry w tenisa i to po operacji biodra. Dlaczego musiałeś podjąć tak drastyczne kroki chirurgiczne? Masz platynowe biodro?
– Bardzo pragnąłbym mieć powrót na kort w stylu Andy Murray’a tylko mi troszkę tej jego techniki gry brakuje (śmiech), ale staram się jak mogę, aby dbać o swoją formę. Zaiste mam w prawym biodrze implant ze stopów metali szlachetnych i piszczę niemiłosiernie na bramkach lotniskowych, co równa się za każdym razem z kontrolą osobistą na lotnisku. Już taki life. Jak wiemy sport to zdrowie, a że uprawiam go od podstawowej szkoły sportowej, czyli od 10. roku życia, plus ponad 1000 spektakli musicalu Metro, gdzie tańcząc z impetem skakałem w szpagat, to nabawiłem się zwyrodnień i tak zwanych osteofitów. W momencie kiedy ból przeszkadzał mi już w normalnym funkcjonowaniu, spaniu i graniu spektakli postanowiłem nie czekać dłużej i 3 stycznia ubiegłego roku poddałem się kapoplastyce. Mam teraz sprawne sportowo biodro. Wróciłem do gry.
Jak się domyślam tenis zapewne też dołożył swoją cegiełkę do tego urazu. Michał pozwól że wyliczę: spektakle teatralne, występy estradowe, seriale, teatr, programy telewizyjne, filmy, produkcja filmowa i pewnie jeszcze sporo rzeczy o których nie mam pojęcia. Jak ty w tak rozbudowanym grafiku obowiązków znajdujesz czas na tenisa. Masz dłuższą dobę?
– A tak moja ma 27 godzin (śmiech). A tak serio to sam nie wiem, bo często myślę, że powinno mnie być trzech, a przynajmniej jeden wirtualny robiący za mnie coś w tym samym czasie. Staram się tak układać grafik, żeby nawet jeśli wyjeżdżam z teatrem czy występami estradowymi w trasę, żeby rano przed wyjazdem mieć trening. W każdy możliwy dzień kiedy jestem w Warszawie i mój mocno zajęty trener Berni może ze mną grać, to ćwiczę.
Jest to dla ciebie pasja czy po prostu w zdrowym ciele zdrowy duch?
– Tenis jest moją pasją i dostarcza mi doznań od ekstazy nerwowej po euforię, lub odwrotnie (śmiech). Przede wszystkim daje mi satysfakcję kiedy trener mówi : „No i widzisz można!?Wyluzowałeś co trzeba i patrz jak ona, czytaj piłka, leci.” Dla mnie jest to totalny reset od reszty, mniej czy bardziej przyziemnych spraw, włącznie z pracą. Poza tym tenis to wieczna walka i zmaganie się nie tylko z przeciwnikiem, ale i z samym sobą. Dotyczy to kondycji psychofizycznej. Zarówno przygotowanie fizycznie, jak równowaga i skupienie od strony psychicznej odgrywają bardzo ważną rolę. Każdy kto kolokwialnie mówiąc, liznął tenisa, wie o czym mówię.
A kiedy ty pierwszy raz liznąłeś tenisa? Jak to się zaczęło? Przecież jest wiele łatwiejszych sportów do uprawiania. Ktoś zaciągnął cię siłą, czy jak zwykle zbieg okoliczności, a może jako dziecko ostro trenowałeś?
– Jak wcześniej zaznaczyłem byłem w szkole sportowej. Konkretyzując byłem lekkoatletą i sprinterem. Jako junior zdobywałem medale na krótkich dystansach 100 i 110 metrów przez płotki. Moi trenerzy widzieli we mnie potencjał, ale moja artystyczna dusza za bardzo się wychylała z mojego ego. Miałem dłuższe włosy i to nie podobało się trenerom. Któregoś dnia trener Dobczyński ksywa ,,Lolek”, każdy lekkoatleta zna to nazwisko, przyjechał do mnie do domu i rozmawiał z moim Padre. Mój Tata na sugestię, aby syn obciął włosy odpowiedział tu cytat:
„Przepraszam czy syn robi wyniki? Tak! Czy jest solidny na treningach i daje z siebie wszystko ? Tak.! To o co Panu chodzi Trenerze!?”.
Pokochałem ojca jeszcze bardziej wtedy, a trener nie miał argumentów.
Mając 13 lat próbowaliśmy odbijać drewnianymi wówczas rakietami tenisowymi z moim kolegą podwórkowym przez ławki, które imitowały siatkę, a linie kortu namalowaliśmy kredą na podwórku. Bo tak się wtedy spędzało czas, na podwórku! Stwierdziliśmy wtedy z kumplem, że chcemy grać w tenisa i poszliśmy na ,,Spójnię” gdzie nomen omen trenuję od kilku lat. Niestety trener był bezwzględny i stwierdził, że za starzy jesteśmy na przygodę z tenisem. Wtedy sfrustrowany po obejrzeniu ,,Wejścia Smoka” poszedłem w sztuki walki. Potem Musical ‚Metro” i RAP, czyli piłkarskie kilkanaście lat w reprezentacji Polski Artystów, aż odnalazłem znów to o czym myślałem od dzieciaka, czyli tenis. Zawsze mnie fascynował i jako dzieciak oglądałem Wojtka Fibaka razem z tatą, który też był fanem tenisa . Później poznałem Wojtka Fibaka osobiście, co było dla mnie bardzo emocjonującą sytuacją.
Z tego co widzę jesteś konsekwentny, bo włosów nie ściąłeś do tej pory. Mówisz, że grasz w tenisa z trenerem. On nie ma obiekcji co do długości twojego upierzenia? Opowiedz na co zwraca szczególną uwagę podczas treningów, bo widziałem, że nie idziesz na łatwiznę i grasz jednoręcznym bekhendem, co jest już raczej passe. To był twój świadomy wybór czy predyspozycje?
– Jakie passe!? Jednoręczny bekhend jest ikoną i o wiele trudniejszym jakościowo uderzeniem niż oburęczny. Dla mnie maestria uderzeń Federera, którego uważam za księcia kortów jest wyznacznikiem jakości i klasy i tego się będę trzymał. A moje upierzenie to już jednak nie ta długość co kiedyś tak jak chociażby w filmie „Chłopaki nie płaczą”. Obecny trener jest skupiony na tym co robię na korcie, a nie czy mam pięć włosów w tę czy tamtą stronę. Dlatego myślę, że dzięki takiemu podejściu będę zwyciężał sam ze sobą, a potem z Tobą Radku.
Podejmuję rękawicę. Dobrze, że wspomniałeś o filmie. Zadebiutowałaś jako producent filmu „Futro z misia”. To była kontynuacja kultowej komedii „Chłopaki nie płaczą”? Jak się odnalazłeś w nowej roli? Planujesz dalej iść w tym kierunku?
– ,,Futro z Misia” jest komedią gangsterską z kompletnie odrębną historią niż ,,Chłopaki nie Płaczą”, chociaż przemyciłem tam kilka smaczków w tym klimacie. Zebrałem natomiast szeroki garnitur starej, ale wiecznie młodej gwardii aktorów z dawnych naszych filmów. To było ogromne wyzwanie, ponieważ byłem zarówno współscenarzystą, producentem, współreżyserem, aktorem oraz autorem i kompozytorem tytułowej piosenki. Olbrzymia odpowiedzialność i praca 24 godziny na dobę. ,,Futro z Misia na Netfixie przez 21 tygodni było w pierwszej dziesiątce filmów najchętniej oglądanych i to był dla mnie wyznacznik sukcesu. Wiem, że ciężka praca nie poszła na marne. Myślę teraz o kolejnych produkcjach bogatszy o wiele doświadczeń producenckich oraz po tej drugiej strony kamery . Obecnie, po przerwie wakacyjnej, zaczynam próby do kolejnego spektaklu oraz zdjęcia do dwóch seriali. Prowadzę również rozmowy odnośnie nowej produkcji filmowej.
Muzyka też ci w duszy gra. Od lat jesteś brawurowym odtwórcą piosenek Elvis Presleya. Czy możemy się spodziewać solnej płyty z autorskimi numerami czy na to brakuje ci czasu?
– Mam już solową, autorską płytę pt: ,,Teraz wiesz”, wydałem już lata temu. Cały czas koncertuję z moim programem ,,Trzy oblicza Milowicza” na zamkniętych imprezach firmowych, eventach, galach etc. Jest tam Elvis, dawne lubiane polskie przeboje i moja własna twórczość . Dla każdego coś miłego, a wszystko w tanecznych rytmach. Założyliśmy też kilka lat temu z kumplami, zawodowymi muzykami, zespół rockowo-popowo-rockendrolowy o wszystko mówiącej nazwie ,,Chłopaki nie Płacą” z którym też sporo koncertowaliśmy i nagraliśmy materiał na płytę.
Chłopaki nie płacą. Dobra nazwa. Złoże się, że na korcie to nie działa. Dzięki Michał za rozmowę. Pozostaje mi życzyć spełnienia wszystkich zawodowych i nie tylko zawodowych marzeń.
Rozmawiał Radosław Bielecki
czytaj też: Radek Bielecki: Miłość od pierwszego trafienia
IMIĘ I NAZWISKO: Michał Milowicz
DATA i MIEJSCE URODZENIA: 16.09.1970 r. w Warszawie
Gram w tenisa od (rok): 2008
Ulubiony tenisista: dawniej Andre Agassi, Roger Federer
Ulubiona tenisistka: IGA – Iga Świątek
Ulubiony turniej ATP WTA: US Open, Roland Garros
Ulubiona nawierzchnia: mączka
Największy sukces tenisowy: 5 miejsce w turnieju artystów
Ulubiony drink: negroni
Sprzęt tenisowy MICHAŁA MILOWICZA
Rakieta: Volkl V-Feel V1 Pro 305 gr.
Naciąg: Solinco Outlast red 1,25 mm.
Siła naciągania: 24 kg
Buty: Nike Zoom Vapor Pro 2 roz. 44
Koszulka: Nike Court Dri-Fit Slam Tennis
Spodenki: Head Power Shorts roz. L
Skarpety: Head
Ulubione piłki: Tecnifibre X-One
RAKIETA
Volkl V-Feel V1 Pro 305 gr.
To dość lekka rama z nieco mniejszym rozmiarem główki i najnowocześniejszymi technologiami, które zwiększają wydajność gry. Rakieta dedykowana jest dla zaawansowanych graczy i dobrych amatorów, którzy szukają stabilnej rakiety o najwyższym poziomie czucia i komfortu.
W rakiecie zastosowano technologie VCELL, materiał celulozowy został dodany w strategiczne miejsca rakiety i zapewnia najwyższy poziom czucia i reakcji.
Waga: 305 gr.
Rozmiar główki: 638 cm2 / 99 in.
Ramą: 23/20/23mm
Sztywność: 70 RA
Układ strun: 16/19
Balans: 320 mm.
NACIĄG
Solinco Outlast naciągi poliestrowy. Zapewnia miękkość w dotyku niż wiele innych naciągów poliestrowych i charakteryzują się bardzo dobrymi, wszechstronnymi właściwościami gry, zapewniając jednocześnie maksymalną trwałość. Pomimo gładkiej powierzchni Outlast generuje wystarczającą rotację i doskonałą kontrolę nad piłką.