W ostatnim czasie dobrze radziłem sobie w deblu, ale priorytetem jest dla mnie gra pojedyncza – mówi Jasza Szajrych w rozmowie z Tomaszem Sikorskim. Jasza to 18-letni tenisista Grunwaldu Poznań, tegoroczny wicemistrz Polski juniorów w hali oraz na otwartych kortach, którego trenerem jest Hubert Gąsiorek.
Zaczniemy banalnie, od pytania „jak to wszystko się zaczęło”?
– Pierwszy raz na korcie byłem mając sześć lat. Regularne treningi zacząłem jednak dwa lata później. Do sportu zachęcili mnie dziadkowie, ale takim przełomowym momentem był turniej na Golęcinie. To były ogólnopolskie zawody, a ja dotarłem w nich do finału, który omal nie wygrałem. A tamtym okresie nawet jeszcze regularnie nie trenowałem. Wtedy też mnie zauważono i zaproponowano zajęcia w sekcji. Początkowo trenowałem w AZS Poznań, ale już od sześciu lat reprezentuję barwy Grunwaldu. I na pewno nie żałuję, że wybrałem tenis
Ten sezon jest wyjątkowy, bo przez kilka miesięcy nie można było grać, a nawet trenować. Jak Pan spędził ten czas?
– Nie był to łatwy okres, ponieważ w momencie największych obostrzeń nie miałem skończonych 18 lat i w myśl przepisów nie mogłem nawet sam wyjść z domu! Starałem się jednak wykorzystać ten czas najlepiej jak tylko się da. Sporo biegałem, wzmocniłem się fizycznie. No i też sporo się uczyłem, co też przyniosło dobre efekty. Jeszcze do niedawna uczęszczałem do liceum w Poznaniu, ale w tej placówce trudno było łączyć naukę z treningami. Przychodziłem na lekcje zmęczony i nie mogłem się skupić na nauce, nie przyswajałem wiedzy. Problemów było jednak więcej. Dlatego zdecydowałem się pójść śladem wielu innych tenisistów i przenieść się do Sopockiej Akademii Tenisowej. Jeżdżę tam dwa, trzy razy w semestrze, a na co dzień uczę się zdalnie. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do takiej formy edukacji, ale jak się okazało, w moim przypadku przynosi ona dobre efekty. Kiedy mam czas to się uczę, a w przypadku problemów korzystam z pomocy babci, która była nauczycielką, albo też pobieram korepetycje. Oceny mam teraz lepsze i z optymizmem czekam na przyszłoroczną maturę.
Wróćmy jednak do tenisa. Jeszcze przed pandemią odbyły się halowe mistrzostwa Polski juniorów i zdobył Pan tam srebrny medal. Podobnie było też w lipcu na kortach otwartych.
– W tych pierwszych mistrzostwach liczyłem na coś więcej, ponieważ tuż przed tymi zawodami wystąpiłem w dwóch bardzo mocno obsadzonych turniejach międzynarodowych w Szczecinie oraz Warszawie, i w obu okazałem się najlepszy. Byłem więc w wysokiej formie. Na mistrzostwa pojechałem jednak nieco zmęczony, i to zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. I to trochę wyszło.
W tych mistrzostwach zdobył Pan również brąz w deblu. Tych sukcesów i medali w grze podwójnej, zwłaszcza w ubiegłym roku miał Pan sporo…
– To jednak tylko dodatek do singla. To on jest dla mnie priorytetem, choć akurat ubiegły rok nie był dla mnie w tej specjalności taki, jakbym chciał i oczekiwał. W mistrzostwach Polski dwa razy docierałem do ćwierćfinałów, prowadziłem w nich, a mimo to schodziłem z kortu pokonany. W decydujących momentach coś zawsze szło nie tak.
W takim razie porozmawiajmy o Pana mocnych i słabszych stronach. Co jest Pana specjalnością, a nad czym trzeba jeszcze popracować?
– Najmocniejszą stroną jest forhend. Nie narzekam też na szeroko rozumiane przygotowanie fizyczne. A popracować, wbrew temu o czym mogłyby świadczyć moje wyniki w deblu, powinienem chociażby nad wolejem. Rezerwy, i to chyba u wszystkich młodych tenisistów, są także w przygotowaniu mentalnym. Psychika jest czymś nad czym zawsze warto pracować.
Ta psychika może się przydać, po przed Panem przeskok do seniorskiego tenisa. A to chyba nie taka łatwa sprawa?
– Ten „dorosły” tenis nie jest mi obcy, ale też nie mogę powiedzieć, abym dobrze go znał. A różnice rzeczywiście są spore. I nie chodzi wcale o same uderzenia, ale o głowę, szanowanie piłki i wszystko to, co wiąże się z doświadczeniem. W ubiegłym roku w mistrzostwach Polski seniorów w singlu doszedłem do ćwierćfinału. Czyli tak samo, jak w gronie juniorów.
Podgląda Pan najlepszych? Ma Pan jakiś wzór?
– Cenię i podziwiam wielu tenisistów. Staram się też zachowywać na korcie tak jak oni. Podkreślam słowo zachowywać. Jeśli miałbym wskazać tego jednego, to byłby to obecnie Novak Djokovic. Jego styl gry i sposób poruszania się na korcie bardzo mi odpowiada. Może dlatego, że jestem podobnej budowy ciała.
Rozmawiał Tomasz Sikorski