Jan Marcinkowski: Trenowałem z Nadalem

Jan Marcinkowski to dziś jeden z najlepszych trenerów tenisa w Wielkopolsce.
W przeszłości wygrał kilkadziesiąt turniejów w Polsce i za granicą, ale jego karierę zahamowały przeciwności losu

 

– Mój ojciec był lekkoatletą, sprinterem. W kadrze narodowej trenował z Ireną Szewińską. Kiedy zaczął rekreacyjnie grać w tenisa, zaraził mnie miłością do tego sportu – zaczyna swoją opowieść Jan Marcinkowski. Rozmawiamy z nim w poznańskim parku sportowym fairPlayce. To tu trenuje dziś zawodowców i amatorów.

Początki jego kariery są związane z Olimpią Poznań. Po kilku latach, kiedy zobaczył, że szanse na rozwój w tym miejscu się kończą, Marcinkowski przeniósł się do Warty Poznań, by po latach znów wrócić do Olimpii i z nią związać się na lata. W barwach tego policyjnego klubu grał w pierwszej lidze, wielokrotnie wygrywając turnieje.

– Ogólnopolskie zawody zacząłem grać w wieku 16 lat. To był czas największych postępów, powoli wypływałem na krajowym rynku – wspomina Jan Marcinkowski. W 1994 roku zdobył tytuł halowego Mistrza Polski juniorów. Kolejne lata to kolejne miejsca na podium i stały progres.
– Udało mi się dostać do kadry, miałem kontakt z zawodnikami z czołówki, a sam byłem jednym z nich. Potem jednak, karierę spowolniły studia – mówi Marcinkowski. Naukę rozpoczął na AWF, ponieważ w tamtych czasach wybór był ograniczony: studia, albo wojsko.
– Jeśli poszedłbym do wojska, to nie byłoby szans na grę przez dwa lata. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Ale szczerze mówiąc studia też nie pozwoliły mi rozegrać Mistrzostw Polski – tłumaczy tenisista.
Z braku środków, które pozwoliłyby wziąć dział w turniejach punktowanych w rankingu ATP Marcinkowski skierował się na zawody w ramach ligi niemieckiej. Przez kilkanaście lat wygrał ponad 50 tego typu zmagań. Stawką w nich były pieniądze.
– Udawało mi się z tego utrzymać, ale po skończeniu studiów zacząłem pracować jako trener. Pojawiła się rodzina, pierwszy syn, czasami było sobie trzeba wytłumaczyć, że szanse na bycie tylko zawodnikiem w tamtych czasach i warunkach nie będzie możliwe – wyjaśnia Jan Marcinkowski. Jak sam mówi miał potencjał na większe sukcesy. Z czołowymi polskimi zawodnikami jego bilans był korzystny. Na kilku turniejach mógł się zmierzyć z tenisistami z pierwszej i drugiej setki rankingu ATP i także nie ustępował im kroku. Jednak zapytany o najlepszy czas w swojej karierze bez wahania wymienia czasy juniorskie i wczesne seniorskie.
Mimo wszystko trenowanie zawodowców i amatorów, praca z zawodnikami jest tym co kocha. – Tenis i sport to moja pasja. Bardzo lubię pracę trenera. W fairPlayce zajmuję się amatorami. Mam też kilku młodych, ambitnych zawodników. Widzę tych chłopaków i to jest dla mnie bardzo budujące – zapewnia Marcinkowski. Dodaje, że dla niego na treningu najważniejsze jest zaangażowanie i pokora.

 

– Muszę czuć, że zawodnik wie, w jakim celu przyszedł na trening. Wymagam, żeby wszyscy ćwiczyli jak zawodowcy, na 200 procent możliwości. Irytuje mnie niechęć i brak skupienia – wymienia trener.
Tego też stara się uczyć swoich synów. Starszy z nich trenuje badmintona, a młodszy poszedł w ślady ojca i obecnie już odnosi pierwsze sukcesy w tenisie. Ogromnym przeżyciem było dla nich spotkanie z Rafaelem Nadalem, żywą legendą sportu. Pierwsze odbyło się w 2013 roku na Majorce, a drugie rok temu.
– Pojechałem z rodziną na umówiony trening z Rafą. To było kilka dni po jego triumfie w US Open. To co mnie zaskoczyło, to że 9-krotny zwycięzca na ziemnych kortach Roland-Garros, przez zdecydowaną większość czasu trenuje w hali, na twardej nawierzchni – wspomina Jan Marcinkowski. Zaznacza, że trening Nadala jest niemal katorżniczy. Temperatura w hali wynosi 50 stopni, a wilgotność powietrza jest przytłaczająca. Trening trwał 90 minut, ale polski tenisista nie odstawał od hiszpańskiego giganta. Jego umiejętności na tyle spodobały się Nadalowi, że później zaproszono go na kolejne ćwiczenia.
– To było niesamowite przeżycie, ale Rafa jest na tyle normalnym i skromnym sportowcem, że w ogóle nie było czuć dystansu. Jednak trenując z nim musiałem się wspiąć na wyżyny swoich umiejętności – twierdzi Jan Marcinkowski, który często jest sparingpartnerem Magdy Linette, czy Katarzyny Piter.
Co jest najważniejsze w zawodowym tenisie? Według Marcinkowskiego są to umiejętności techniczne, strategia, a przede wszystkim umiejętność znalezienia słabych cech przeciwnika i narzucenie swojego stylu gry.
– Mocna głowa i technika. Kiedyś w jednym z turniejowych meczów przegrywałem 5:0, 6:0 i w pierwszym gemie trzeciego seta 40:0, a… udało mi się wygrać. Tenis to gra do ostatniej piłki, więc często powtarzam tę historię moim zawodnikom – radzi poznański tenisista.
Ważna jest także wszechstronność i to ona odgrywa dziś dużą rolę w karierze Marcinkowskiego. Stawia coraz śmielsze kroki w racketlonie, czyli zawodach mieszanych we wszystkich sportach rakietkowych: ping-pongu, badmintonie, squashu i tenisie. W październiku 2015 roku wygrał Mistrzostwo Polski w kategorii open.
– Ten sport rozwija się w Polsce coraz bardziej. Dla tenisisty sukcesem jest dotarcie do ostatniego etapu, bo dopiero tam rozgrywa się partię tenisa. Po prostu trzeba mieć świetnie opanowane dwie dyscypliny, a resztę… bardzo dobrą – śmieje się Jan Marcinkowski. W najbliższym czasie nadal zamierza startować w tego typu zawodach, trenować zawodników i organizować turnieje dla fairPlayce. Również do tego ma talent, ponieważ ostatnio udało mu się namówić do objęcia patronatem nad turniejem dla młodzieży Agnieszkę Radwańską.

Tekst: Mikołaj Woźniak

Udostępnij:

Facebook
Twitter

Podobne wiadomości