Zaczynał jako piłkarz. Będąc bramkarzem ŁKS Łódź grał nawet w ekstraklasie. Ale to tenis, a nie futbol stał się jego wielką miłością. – Od wielu już lat, całe moje życie wiąże się z tenisem. W pewnym momencie pokochałem ten sport i ta fascynacja trwa do dzisiaj. Swoją pasją zaszczepiłem nawet dzieci i wnuczkę – mówi Jan Błaszczyk, bez którego trudno sobie wyobrazić tenis w Radomiu.
Tekst: Tomasz Sikorski
Na początku była jednak piłka nożna. – Zacząłem grać dość późno, bo miałem wówczas 12 lat. Zaczynałem we Włókniarzu Łódź, który grał wówczas w III lidze międzywojewódzkiej. W tamtych czasach obowiązywał inny podział na klasy rozgrywkowe i poziom był tam naprawdę wysoki. Wyższy niż w obecnej II lidze – wspomina Jan Błaszczyk, który w swojej drużynie był bramkarzem numer jeden. – Bardzo udany był dla nas zwłaszcza jeden sezon, w którym staliśmy się prawdziwą rewelacją rozgrywek o Puchar Polski. Pamiętam, że w pierwszej rundzie wyeliminowaliśmy II-ligowy Star Starachowice, a potem Szombierki Bytom z I ligi. W ćwierćfinale trafiliśmy na Stal Mielec, a to był ówczesny wicemistrz Polski, zespół naszpikowany gwiazdami, z Grzegorzem Lato i Henrykiem Kasperczakiem na czele – dodaje.
Grupa tenisowa z Bońkiem i Tomaszewskim
Mecz z wielkim faworytem rozgrywek był bardzo wyrównanym widowiskiem. Ostatecznie wygrali rywale, strzelając gola dopiero na dwie minuty przed końcem dogrywki. – Zebraliśmy wtedy jednak bardzo dobre recenzje. Ja również. I to przyniosło mi awans sportowy, bo zaraz potem trafiłem do ŁKS Łódź. Podstawowym bramkarzem był tam wtedy Jan Tomaszewski, ale akurat w tamtym okresie złapał czerwoną kartkę i musiał pauzować w trzech meczach. Jakby tego było mało, ich drugi bramkarz doznał koszmarnej kontuzji, która praktycznie zakończyła jego karierę. W ten sposób otworzyła się szansa dla mnie i mając 26 lat trafiłem do ekstraklasy. W ŁKS spędziłem dwa lata, zagrałem w kilku meczach, m.in. z Legią Warszawa, w której występował Kazimierz Deyna – mówi.
Wygryźć ze składu takiego zawodnika jak Jan Tomaszewski łatwo jednak nie było. – Miałem 27 lat i chciałem grać. Dlatego skorzystałem z oferty II-ligowego Radomiaka Radom, który słabo rozpoczął rozgrywki i szukał wzmocnień. Miałem tam występować tylko jeden sezon, a w klubie zostałem przez 6 lat, a w Radomiu już na stałe – dodaje. W tym miejscu można zapytać, a gdzie w tym wszystkim tenis? – On pojawił się właśnie w czasach gry w ŁKS, z którym przed meczami jeździliśmy na zgrupowania do Spały. Podobnie zresztą jak Widzew Łódź. W tamtejszym ośrodku były dwa korty i szybko stworzyła się taka mała grupa tenisowa. Byli w niej wspomniany już Janek Tomaszewski, Zbigniew Boniek i Ryszard Kowenicki, których starałem się podpatrzeć, i do których wkrótce dołączyłem. I tak to właśnie się zaczęło – śmieje się Jan Błaszczyk.
Po przenosinach do Radomia tenis nie dał o sobie zapomnieć, bo korty były również na obiektach Radomiaka. – One były jednak strasznie zaniedbane. Piłkarze wchodzili na nie po treningach, w korkach, by w ramach roztrenowania pograć w siatkonogę. Nie muszę chyba mówić, jak po takiej zabawie wyglądała nawierzchnia. Kiedy zakończyłem grać w piłkę nożną postanowiłem te korty przywrócić do życia. I tak mnie to pochłonęło, że wkrótce wraz ze znanym trenerem Januszem Dulincem reaktywowałem też… sekcję tenisową Radomiaka. Futbol w tym momencie już całkowicie zszedł na drugi plan. Liczył się tylko tenis – zapewnia Jan Błaszczyk. – Co w tym sporcie mnie tak zafascynowało? Przede wszystkim to, że grać można w każdym wieku. Pamiętam, jak pojechałem na obóz do Czech i zobaczyłem tam na korcie 80-latków! To zrobiło na mnie ogromne wrażenie – przyznaje.
Trener ze Lwowa okazał się strzałem w dziesiątkę
Samo granie amatorskie dla Jana Błaszczyka to było jednak za mało. – Praktycznie od początku interesował mnie sport wyczynowy. Po wygranym przetargu na korty przy klubie Broń Radom założyłem szkółkę, po to by nasi wychowankowie zaczęli piąć się w tenisowej hierarchii. Każdy ich, nawet najdrobniejszy, sukces przynosił mi mnóstwo radości i satysfakcji, a przy okazji był motywacją do dalszej pracy. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko trenera z prawdziwego zdarzenia. I jego jednak znalazłem. Trochę przypadkowo, bo podczas jednego z turniejów usłyszałem od rodziców młodych graczy z Kraśnika, że mają u siebie świetnego szkoleniowca zza wschodniej granicy. Skontaktowałem się z nim, a on z kolei dał mi namiary na swojego wychowawcę ze Lwowa, doświadczonego i cenionego na Ukrainie Volodymyra Varenytsye – wspomina Jan Błaszczyk.
Późniejsze wydarzenia potoczyły się już bardzo szybko. – Sporo wówczas ryzykowałem, ale postanowiłem przystać na jego warunki i sprowadziłem go do Radomia. Jak się okazało to był strzał w dziesiątkę. Trener był z nami przez 19 lat i doprowadził naszych zawodników do wielu sukcesów. O tenisie w Radomiu ponownie zaczęło się mówić w pozytywnym tonie. W przeszłości w tym mieście istniał bowiem dwa kluby, które miały sporo osiągnięć. Z czasem nastąpił jednak marazm, a my to zmieniliśmy – mówi. Stało się tak, ponieważ w Radomiu stworzono klubowy program szkolenia. Mniej więcej w tym okresie, a konkretnie w kwietniu 2000 roku, szkółka przekształciła się też w Klub Tenisowy Return, którego prezesem został właśnie Jan Błaszczyk.
W okresie działalności duetu Błaszczyk – Varenytsye reprezentanci klubu zdobyli ponad 150 medali mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach wiekowych, liczne tytuły mistrzów województwa, wiele zwycięstw w turniejach ogólnopolskich i międzynarodowych oraz znakomite, ósme miejsce w 2005 roku w klasyfikacji klubowej. Dwa lata później, zawodniczka Returna, Weronika Domagała wraz z reprezentacją Polski kadetek sięgnęła po drużynowe wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy. To ona była też pierwszą radomską zawodniczką sklasyfikowaną na listach WTA. Wiele sukcesów odnosił również Konrad Fryze, m.in. mistrz Europy kadetów w debla. Cztery lata temu drogi Jana Błaszczyka i Stowarzyszenia RKT Return, powstałego po wcześniejszym połączeniu KT Return i RKT Radom, się jednak rozeszły. Wtedy też powstała Akademia Tenisowa Masters.
W Akademii Tenisowej Masters nie brakuje talentów
– Uznałem, że czas na coś nowego. A Return istnieje nadal. Trenujemy zresztą na tych samych obiektach Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, gdzie mamy do dyspozycji osiem kortów odkrytych i trzy zadaszone. W naszym klubie obecnie trenuje 60 dzieci, z czego 30 uczestniczy w programie NPUT „Rakiety Lotosu” – mówi założyciel AT Masters. Najbardziej znanymi reprezentantami tego klubu są bez wątpienia Weronika Falkowska i Karolina Gołda, które są aktualnymi reprezentantkami kraju i mają na koncie medale mistrzostw kraju. – Możemy się też pochwalić niesamowicie zdolną młodzieżą. W tej grupie jest choćby 8-letni Daniel Kwiecień, który wygrywa już turnieje dla dzieci o dwa lata starszych. Są także 9-letni Filip Bulski oraz 10-letnie Magda Szymczak i Patrycja Pietrzyk. Jestem przekonany, że każdy z nich osiągnie sporo sukcesów. A są jeszcze inni… – zapewnia Jan Błaszczyk.
Te sukcesy już zresztą są, bo nie tak dawno na kortach w Poznaniu, zespół AT Masters wywalczył srebrny medal w Talentiadzie. – Zdobyliśmy go grając bez swojego lidera, czyli wspomnianego Daniela Kwietnia. Z nim pewnie byłoby złoto – zapewnia szef klubu. Za szkolenie młodzieży odpowiadają Katarzyna Chmielewska oraz Jarosław Błaszczyk, prywatnie córka oraz syn Jana Błaszczyka. Wspiera ich trener od przygotowania motorycznego Sebastian Suwała. – Jak widać swoją miłością do tenisa zaraziłem również następne pokolenia, bo w klubie trenuje też moja wnuczka, Wiktoria Chmielewska. Tylko żona oparła się tenisowej pasji – śmieje się Jan Błaszczyk, dla którego tenis jest całym życie. – W klubie i na korcie jestem od rana do wieczora. Muszę przecież to wszystko jakoś ogarnąć – mówi.
Jego słowa potwierdza czołowy tenisista amator z Radomia, Sebastian Fryze. – Pan Janek to prawdziwy człowiek orkiestra. W naszym mieście jest niezastąpiony. Organizuje turnieje, zajmuje się sprawami formalnymi, a do tego niemal zawsze można go spotkać na korcie. Bo nie dość, że jest świetnym organizatorem i osobą bardzo kompetentną, to jeszcze potrafi zaszczepić miłość do tenisa najmłodszym graczom. Od razu widać, że tenis to jego pasja i bez niego nie mógłby chyba żyć – mówi. Co na to sam zainteresowany? – Tenis rzeczywiście wypełnia całe moje życie. Nawet zresztą jakbym chciał się zająć czymś innym, to nie miałbym na to czasu. Jest tylko tenis, tenis, tenis… A piłka nożna? Tak jak powiedziałem, dawno zeszła na drugi plan, choć zawsze oglądam w telewizji mecze Ligi Mistrzów oraz reprezentacji Polski – kończy Jan Błaszczyk.