Iga Świątek rozpoczyna we wtorek walkę o zwycięstwo w WTA Finals 2022. Oto co Iga, dwukrotna mistrzyni wielkoszlemowego Rolanda Garrosa 2020 i 2022, triumfatorka US Open 2022 w grze pojedynczej powiedziała w maju w ekskluzywnej rozmowie z „Tenis Magazynem”. Liderka światowego rankingu tenisistek WTA mówiła o tym, jak ważny jest zespół i jak tworzy się „team spirit”. Wyjaśniała, dlaczego wspiera Ukraińców w walce z agresorem, zdradza nam, że książki i wypoczynek nad wodą to dla niej najlepszy sposób na relaks oraz że… chciałaby nauczyć się grać na gitarze bądź ukulele.
W swoich wypowiedziach często bardzo mocno podkreślasz rolę zespołu: trenera Tomasza Wiktorowskiego, trenera przygotowania fizycznego Macieja Ryszczuka, psycholog Darii Abramowicz, sparingpartnera Tomasza Moczka, oczywiście Twojego Tatę, Tomasza Świątka, ale także ludzi odpowiedzialnych za marketing i media społecznościowe. Oni tworzą „team spirit”, „ducha zespołu”, który jest niezwykle dla Ciebie – tak mi się wydaje – ważny.
– Zespół sportowy jest rdzeniem, on jest dla mnie jak druga rodzina, bo spędzamy razem więcej czasu niż z naszymi bliskimi. Wraz z dużymi sukcesami pojawia się jednak potrzeba, aby rozbudować zespół o osoby odpowiadające za moje sprawy biznesowe czy wizerunkowe, które na co dzień współpracują z moimi sponsorami, organizują sesje zdjęciowe, odpowiadają za kontakt z mediami. Jest dla mnie ważne, żeby otaczać się wąskim gronem zaufanych, dobrych specjalistów, z których każdy ma swój obszar działania i wszyscy się uzupełniamy. Bardzo cenię sobie stabilność, więc nie ukrywam, że buduję zespół z myślą o długofalowej drodze.
Jakie zwycięstwo smakowało dotychczas najlepiej?
– W tym roku dwa (rozmowa została przeprowadzona przed turniejem wimbledońskim 2022 – przyp. red.). Tytuł w Rzymie, w turnieju, który był dla mnie ogromnie trudny, czego nie było widać w telewizji. Po kilku wygranych imprezach z rzędu przystępowałam do zawodów w Rzymie z dużą presją nie tylko faworytki ze względu na obecną formę, ale też obrończyni tytułu. To spowodowało wiele napięcia, do tego nawarstwiające się zmęczenie i z oboma tymi czynnikami musiałam sobie poradzić. Zrobiłam to i z tego byłam dumna. Powiem tak – zwycięstwa okupione większym wysiłkiem smakują podwójnie. Drugi triumf to oczywiście tytuł w Paryżu. Z jednej strony wiedziałam, że nikomu nie jestem nic winna i nie muszę niczego udowadniać, ale jednak to osiągnęłam. Dzięki wygranej na kortach Rolanda Garrosa dałam samej sobie dowód na to, że moja pewność siebie i wiara we własne możliwości opiera się na solidnych podstawach. Po prostu ciężko pracuję, robię swoje z moim zespołem od wielu miesięcy i… dobrze gram w tenisa. (śmiech)
Czytanie książek to jedno z Twoich pozasportowych, ważnych zainteresowań. Dziś, mając zaledwie 21 lat, sama „piszesz” niesamowitą historię. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś? Jaka literatura Ciebie najbardziej interesuje?
– Nie mam ulubionego gatunku. Czytam powieści, sporo klasyki, biografie czy książki popularnonaukowe. Ostatnio czytałam np. „Morderstwo w Orient Expressie” Agathy Christie czy „21 lekcji na XXI wiek”, której autorem jest Yuval Noah Harari. Książki to dla mnie najlepszy sposób na relaks, zaraz obok spędzania czasu nad wodą, a najlepsze jest połączenie tych dwóch. Kiedy nie mam w codziennym życiu czasu na czytanie książek, to dla mnie pierwszy znak, że straciłam równowagę i muszę zadbać o odpowiedni balans w życiu i w pracy.
Jesteś idolką dla milionów młodych ludzi, którzy uważnie słuchają Twoich wypowiedzi. To ważne w kontekście tego, co mówisz i jak wspierasz Ukrainę i Ukraińców. Ale jednak wojna w Ukrainie na tyle nam, niestety, spowszedniała, że chyba jesteś osamotniona w tenisowym środowisku w swoim poparciu dla tego walczącego kraju?
– Staram się nie oceniać innych sportowców, bo to bardzo indywidualne decyzje. Nie każdy jest gotowy na takie działania. Wolę skupić się na tym, co ja mogę zrobić, na co ja mam wpływ. Ale tak, nie ukrywam, że zaskakuje mnie, dlaczego przestano nosić wstążeczki z ukraińską flagą, skoro przecież wojna wciąż trwa. I wsparcie jest wciąż, może nawet bardziej potrzebne.
W wieku 20 lat zostałaś „numerem 1” na świecie. Czy w głowie czasami nie krążą myśli: „To za wcześnie, nie jestem gotowa”? Choć patrząc na Ciebie z fotela kibica odnosi się wrażenie, że w tej roli czujesz się znakomicie.
– Pisząc się na karierę tenisistki, wiedziałam, co może mnie czekać. Wiedziałam, że to nie jest pewne, ale że sukces może przyjść w młodym wieku. Kariera w sporcie jest krótka i to normalne, że sukces może się pojawić w wieku dwudziestu kilku lat, czasami nawet jeszcze w wieku nastoletnim, bo i takie historie widzieliśmy w tenisie. Myślę, że praca w sporcie zawodowym daje niepowtarzalną szansę przyspieszonego kursu dojrzewania. Jeśli sportowiec jest otwarty na rozwój, to dojrzewa szybciej, uczy się. Jestem młoda, ledwie skończyłam 21 lat, ale czuję też, że mam zasoby na bycie tu, gdzie jestem. Jestem gotowa na sukces. Ale to nie stało się z dnia na dzień. Okupiłam to ciężką pracą swoją i całego zespołu.
Gdyby nie tenis, czy byłaby jakaś inna dyscyplina sportu, która mogłaby stać się Twoją pasją, dać motywację i satysfakcję?
– Trudno powiedzieć. Myślę, że mogłoby to być coś ze sportów wodnych. Zdradzę, że ostatnio miałam szansę pouczyć się windsurfingu i było to duże wyzwanie. W tym sporcie pracują zupełnie inne mięśnie, bardzo różni się od tenisa. Nie wiem, czy miałabym predyspozycje, ale wszystkie sporty związane z wodą są dla mnie kuszące, bo ja najlepiej odpoczywam w naturze, w pobliżu wody. Ale paradoks jest taki, że ja przecież przed tenisem przez chwilę pływałam i zupełnie nie było to dla mnie. Wtedy bałam się wody. Można powiedzieć, że dzięki temu, że pływanie to nie było to, zaczęłam grać w tenisa.
Gdzie się znajduje „oaza” Igi Świątek, miejsce, gdzie odcinasz się od całego zamieszania, gdzie zaczyna się strefa całkowitego relaksu i spokoju, gdzie można zapomnieć o wszystkim i się zresetować?
– Nad wodą. Na SUP-ie. Z książką. Wszędzie, gdzie znajdę wodę, ciszę i spokój – będę w stanie poczuć, że to moje miejsce zatrzymania się. W Australii była to plaża, a w Paryżu Lasek Buloński.
Jesteś w centrum uwagi. Czy czujesz presję, że wszyscy oczekują konkretnych postaw, że wszystko, co zrobisz, jest oceniane, że coś wypada zrobić lub nie? Czy udaje się zachować „normalność” i być sobą?
– Dużo się wokół mnie zmieniło, ale nie moje wartości, przekonania czy to, jaką jestem osobą. Moja rodzina, przyjaciele czy zespół, całe moje otoczenie to osoby, dzięki którym mogę czuć się sobą i stąpać twardo po ziemi. Jestem świadoma, że jest co do mnie wiele oczekiwań, że jestem na świeczniku. Znów – trochę się tego spodziewałam i pracujemy nad funkcjonowaniem w tych okolicznościach, m.in. z moją psycholog. Inną sprawą jest to, że ja tych oczekiwań nie chcę i nie muszę spełniać, i nie boję się mówić o tym otwarcie. Bardzo cieszy mnie to, że ludzie mi kibicują i są ze mnie dumni, zawsze jednak pamiętam, że robię to też dla siebie, że to moja praca, która daje mi dużo spełnienia, ale jak w każdej pracy – ważna jest równowaga. Informacja zwrotna od ludzi jest ważna i rozwija nas, więc pamiętam o tym, a oczekiwania to coś zupełnie innego. Lepiej pracować na swoich celach i standardach, a nie na oczekiwaniach innych.
Twoja mina uwieńczona na zdjęciu po wygranym finale w Paryżu, kiedy zobaczyłaś na trybunach Roberta Lewandowskiego, zrobiła furorę. Jak dużą frajdę sprawiły Tobie gratulacje od „Lewego”?
– Byłam przede wszystkim mocno zaskoczona, bo naprawdę nie wiedziałam, że Robert będzie oglądał mój mecz. To jedna z takich rzeczy, która mogłaby mnie wybić z moich rutyn podczas finału, więc zespół znając mnie, zadbał, żebym o tym nie wiedziała. Była to więc tym bardziej super miła niespodzianka. Szanuję Roberta za bycie najlepszym polskim sportowcem i za to, że osiągnął to swoją ciężką pracą. Liczę też, że jego, jako piłkarza, zainteresowanie tenisem pomoże tej dyscyplinie. W końcu nie oszukujmy się – piłka nożna jest bardziej popularna niż tenis i takie wzajemne wspieranie się sportowców różnych dyscyplin może sprawiać, że ludzie będą poznawali nowe sporty.
Muzyka to jedna z Twoich pasji. Gdybyś była muzykiem, to w jakiej kapeli chciałbyś grać i na jakim instrumencie. A może wolałabyś zostać wokalistką?
– Oj, nikt nie chciałby, żebym była wokalistką, zapewniam. Fajnie byłoby nauczyć się grać na gitarze, może na ukulele. Teraz nie mam czasu, ale może kiedyś nauczę się grać na jakimś instrumencie, bardzo bym chciała. W jakiej kapeli, tu nie mam konkretnego pomysłu.
Maciej Łosiak
Tomasz Dobiecki
Fot. www.depositphotos.com
Fot. Archiwum prywatne I. Świątek