Z Kimem Tillikainenem Finem urodzonym w Helsinkach, byłym zawodowym tenisistą, przez siedem lat trenerem Jerzego Janowicza, o początkach kariery gracza ze Skandynawii, który został kapitanem reprezentacji Suomi w Pucharze Davisa oraz o jego miłości do Polski i Polki Anny rozmawia Norbert Kowalski.
Po tylu latach spędzonych w Polsce wciąż czujesz się Finem czy już bardziej Polakiem?
– Oczywiście nadal jestem Finem i tego nic nie zmieni, ale Polska stała się moim domem dawno temu. W związku z karierą tenisową dużo podróżowałem, do Finlandii wracałem sporadycznie zobaczyć się z rodziną, ale tak na dobrą sprawę mieszkałem już gdzieś indziej. Kiedy przyleciałem do Polski po raz pierwszy na turniej poczułem, że mógłbym tu pewnego dnia zamieszkać na stałe.
Od czego zaczęła się Twoja przygoda z tenisem?
- Kiedy miałem sześć lat, w Helsinkach niedaleko mojego domu i szkoły powstał klub tenisowy. Z racji tego, że moi rodzice lubili grać w tenisa, na korty zabierali mnie często ze sobą i od tego się wszystko zaczęło. Od początku gra w tenisa bardzo mi się spodobała, do tego stopnia, że kilka razy w tygodniu, po szkole chodziłem do klubu na treningi. W międzyczasie próbowałem też innych dyscyplin jak np. piłka nożna, ale trener powiedział mi, żebym z tego zrezygnował. Z kolei w tenisie w wieku 10 lat byłem numerem jeden w Finlandii w tej kategorii wiekowej.
W takim razie jak przebiegała Twoja dalsza kariera juniorska?
– Byłem jednym z najlepszych młodych zawodników w Finlandii. Kiedy skończyłam 15 lat, Fińska Federacja Tenisowa zaprosiła mnie i pięciu innych utalentowanych zawodników do prestiżowego programu. Żaden z nas nie został co prawda gwiazdą, ale każdy z nas był sklasyfikowany wśród 300 najlepszych zawodników światowego rankingu ATP.
Jak wyglądał etap Twojego przejścia z wieku juniora do grania wśród seniorów?
– W wieku 17 lat podjąłem decyzję, że kończę z graniem juniorskich turniejów i zaczynam karierę seniorską. Na pierwszym profesjonalnym turnieju zdobyłem 5 punktów ATP. Niedługo później wygrałem turniej w Finlandii, co pozwoliło mi szybko znaleźć się w pierwszej 500 rankingu tenisistów. Za najlepszy okres w swojej karierze uważam jednak rok 1996, kiedy zakwalifikowałem do French Open i turnieju Masters w Hamburgu. Najwyżej w karierze byłem sklasyfikowany na 207 pozycji światowego rankingu.
Co w takim razie potem poszło nie tak, jak chciałeś?
– Nie rozwijałem się tak, jak bym chciał. Wciąż byłem na tym samym poziomie i nie mogłem zrobić kroku do przodu. Do tego doszły nawracające kontuzje. Dlatego w 2002 roku, poszedłem do wojska na pół roku. W Finlandii każdy mężczyzna musi odbyć obowiązkową służbę wojskową zanim ukończy 27 lat. To było ciekawe doświadczenie, pewna szkoła życia, ale przede wszystkim dobra odskocznia od tenisa. Stwierdziłem, że zobaczę jak będę się czuł, kiedy skończę służbę i wtedy podejmę ostateczną decyzję czy jeszcze wracam do gry w tenisa. Po służbie zagrałem nawet w kilku turniejach, a jeden z nich wygrałem, ale wiedziałem, że już nie daje mi to radości i satysfakcji, więc całkowicie zakończyłem karierę.
Jak odnalazłeś się w nowej rzeczywistości, po zakończeniu kariery?
– Szukałem różnych możliwości. Już wtedy mieszkałem w Polsce i wpadłem na pomysł organizowania wyjazdów tenisowych do Polski. Podjąłem współpracę z największą agencją turystyczną w Finlandii, lecz ta po pół roku zbankrutowała i nic z realizacji planów nie wyszło. Krótko potem poleciałem do Miami i ukończyłem kurs trenerski ATP, na którym zdobyłem odpowiednia wiedzę z którą mogę się dzielić z profesjonalnymi zawodnikami jako trener.
Od lat mieszkasz w Poznaniu ze swoją żoną Anną. Jak się poznaliście?
– Poznaliśmy się w Poznaniu w 1996 roku. Przyleciałem na turniej tenisowy, a Anna pracowała przy jego organizacji. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, byłem zauroczony. Stale szukałem wymówek na kolejne spotkanie i rozmowę. W końcu wybraliśmy się na obiad, potem było kolejne spotkanie i wspólny wyjazd na turniej do Budapesztu. Tak to się wszystko zaczęło i trwa do dzisiaj.
Przez 2,5 roku mieszkałeś z Anną w Anglii. Po tym okresie wróciliście na stałe do Poznania?
– W Anglii mieszkaliśmy od 2006 do 2008 roku i po tym okresie wróciliśmy do Polski. Z kolei pół roku później, zacząłem trenować Jerzego Janowicza.
Od czego zaczęła się Twoja współpraca z Jerzym Janowiczem?
– Napisałem do Polskiego Związku Tenisa, z pytaniem się czy może któryś z zawodników poszukuje szkoleniowca. Odpisali mi, że zainteresowany może być Jerzy Janowicz. Spotkaliśmy się na rozmowę ale i tak początkowo Jurek zdecydował się na szkoleniowców w Czechach. Po pół roku Jurek zadzwonił, że zakończył współpracę z Czechami i chciałby spróbować ze mną.
Jerzy uchodził za jeden z największych talentów w polskim tenisie. Trenowałeś go bardzo długo, aż siedem lat, do 2016 roku. Jak oceniasz ten okres?
– Jako bardzo dobry. Od początku miałem przeczucie, że „Jerzyk” ma szanse osiągnąć spore sukcesy i znaleźć się w czołówce światowego tenisa. Wspomniane sukcesy nie pojawiły się od razu, wymagały zaangażowania obu stron i ciężkiej pracy, jednak dla trenera współpraca z zawodnikiem, takim jak Jerzy jest wielką przyjemnością.
W 2013 roku Jerzy Janowicz doszedł do półfinału Wimbledonu. To był być może najlepszy jego rok w karierze. Byłeś zaskoczony tym, że osiągnął półfinał Wielkiego Szlema?
– Myślę, że już wtedy było wiadomo, że JJ świetnym zawodnikiem. Udowodnił to pół roku wcześniej dochodząc do finału turnieju Masters Paryżu. Prawdę mówiąc finał w stolicy Francji był dla mnie większym zaskoczeniem niż półfinał Wimbledonu. Jerzy wtedy znajdował się już w okolicach 20 miejsca światowego rankingu, w takiej sytuacji trudno mówić o niespodziance
Jednak potem Janowicz już nigdy nie powtórzył takiego wyniku w Wielkim Szlemie. Dlaczego dochodził maksymalnie to trzeciej rundy i czy w pełni wykorzystał swój potencjał?
– W kolejnych latach nadal miał dobre występy jak np. finały w Winston-Salem czy Montpelier, gdzie niestety musiał poddać mecz po trzech gemach z powodu choroby. Jeśli jednak pytasz mnie czy osiągnął wszystko co mógł i wszedł na swój maksymalny poziom, odpowiedź brzmi nie. Zawsze wierzyłem, że Jerzy może wygrać z każdym zawodnikiem i osiągnąć niesamowite sukcesy. Niestety w pewnym momencie na drodze stanęły nawracające kontuzje. Nadal wierzę, że jeszcze może być wśród najlepszych.
Z Jerzym Janowiczem nie współpracujesz już od prawie czterech lat. Czym się aktualnie zajmujesz?
– Stworzyłem program dla zawodników od 15. roku życia, który realizuje w Parku Tenisowym Olimpia. Na razie współpracuję z niewielką grupa zawodników ale zainteresowanie programem jest coraz większe, co mnie cieszy. W przyszłości chciałbym otworzyć swoja akademię tenisa, ale do tego jeszcze daleka droga.
Jak się czujesz w Polsce i Poznaniu po kilkunastu latach, które tutaj spędziłeś?
– Bardzo dobrze, gdyż naprawdę lubię Poznań i Polskę. Nie planuję się stąd wyprowadzać i wspólnie z rodziną chcę spędzić tutaj resztę życia.