W świecie tenisa piszę się prawdopodobnie nowy, przełomowy rozdział. Arabia Saudyjska, za pośrednictwem swojego Publicznego Funduszu Inwestycyjnego (PIF), złożyła propozycję inwestycyjną wobec ATP i WTA na kwotę 1 miliarda dolarów dla każdej z organizacji, zmierzającą do zasadniczej transformacji dyscypliny. Jak mówi agenda inicjatywy, celem jest wzmocnienie globalnej siły tenisa, wsparcie graczy, organizatorów turniejów i przede wszystkim uczynienie tenisa bardziej atrakcyjnym dla kibiców.
Przez lata, władze męskiego i kobiecego touru szukały sposobów na zapewnienie finansowej stabilności dyscyplinie. Dyscyplinie, która choć wydaje się ociekającą dużymi pieniędzmi, jest de facto sportem, który bardzo źle radzi sobie z redystrybucją zainwestowanym w niego pieniędzy. Napięcia i strukturalne wyzwania, takie jak zbyt długi sezon, skomplikowany kalendarz rozgrywek i ograniczone możliwości zarobkowe dla większości graczy, tylko podkreślają potrzebę radykalnych zmian.
I te właśnie proponuje Arabia Saudyjska, która położyła na stole pieniądze (i obiecała jeszcze większe w przyszłości), jakich jeszcze w tenisie nikt nie widział. Planowane finansowanie z kieszeni arabskich Szejków, ma zwiększyć globalny zasięg dyscypliny oraz sprawić, że tenisowy tort będzie większy.
Jakie są plany?
Arabski PIF już teraz stał się strategicznym partnerem ATP będąc partnererem nazewniczym rankingów ATP (od teraz PIF ATP Ranking), a także zostanie ukoronowany podczas finałów Nitto ATP w Turynie we Włoszech, gdzie trofeum będzie nosiło nazwę Arabskiego funduszu.
PIF jest także partnerem wydarzeń ATP Tour w Indian Wells i będzie finansował turnieje w Miami, Madrycie, Pekinie oraz zakontraktowanych na wiele lat finałów Next Gen w Jeddah. PIF wniesie też środki do uruchomionego na początku tego roku programu ATP Baseline.
Plany są jednak szersze, bo jeśli ATP i WTA przyjmą propozycję, znacząca część środków z kasy Szejków miałby zostać przeznaczona na licencję dla nowego turnieju, tysięcznika, który miałby zagościć w Arabii Saudyjskiej. Co ważne dla inwestorów, ten turniej ma być czymś w rodzaju piątego szlema.
Dodatkowo propozycja zakłada stworzenie funduszu, który pozwoli za zwiększenie nagród pieniężnych dla graczy oraz wsparcie dla mniejszych turniejów, oferujących szanse rozwoju dla graczy nienależących do czołówki.
Kontekst
Propozycja inwestycyjna PIF pojawia się w momencie, gdy włodarze turniejów oraz zarządzający krajowymi federacjami, oczekiwali zupełnie innego planu od tzw. wielkiej czwórki (dyrektorów turniejów wielkoszlemowych). To ich decyzje bowiem, miały być motorem zmian i rodzajem tarczy dla dyscypliny, która miała chronić ją przed naporem arabskich pieniędzy. Decyzje jednak nie zapadły mimo toczących się za kulisami szerokich rozmów na temat przyszłej struktury i finansowania dyscypliny. I właśnie ten brak konkretów i zdecydowanych działań wykorzystali Arabowie próbujący przejąć tenisowy kalendarz i relokować prestiż z Melbeourne, Paryża, Londynu i Nowego Jorku na Bliski Wschód.
Czy inwestycje Arabii Saudyjskiej mają tylko sportowy wymiar?
Oczywiście nie i choć nie da się ukryć, że pieniądze z petrodolarów mogą przynieść tenisowi niezbędne zasoby finansowe, należy pamiętać, że intencje Szejków nie są bezinteresowne i pozbawione tła. Królestwo Arabii Saudyjskiej ma w tym swój interes, a ja opowiedziałem już o tym w jednym z materiałów na instagramie Tenis Magazunu:
Bardzo szeroko o Arabii Saudyjskiej i próbie obrony dyscypliny przed ekspansją Księcia Salamana pisałem również w zimowym wydaniu Tenis Magazynu, który wciąż dostępny jest na półkach salonów prasowych Empik oraz w naszym sklepie online. Jak skończy się ten mariaż? Jaka będzie przyszłość i niezależność tenisa. Jak ta nowa dynamika wpłynie na globalny krajobraz tenisowy? Czy zmiany strukturalne, które ma przynieść ta miliardowa inwestycja, odpowiedzą na długoletnie problemy i wyzwania, czy może posłużą tylko sportwashingowi Arabii? Na te pytania odpowie czas… wojna o tenis trwa. Marcin Uszyński Follow @MarcinUszynski