Andrea Anastasi poza siatkarskimi trofeami ma też rakiety tenisowe i wózek na piłki. Włoski trener po latach spędzonych w Polsce śledzi nie tylko polskich siatkarzy, ale też Huberta Hurkacza.
Tenis oddechem
Kiedy Andrea Anastasi zaczął rozmowę z „Tenis Magazynem”, był w swoim domu we Włoszech i odpoczywał w przerwie między treningami Piacenzy. Przed sobą miał dwie rakiety tenisowe, którym poświęcił większość czasu podczas wywiadu. Dla uznanego trenera siatkówki i byłego selekcjonera reprezentacji Polski tenis jest ważną częścią życia.
– Kiedy przez cały czas pracujesz w sporcie zespołowym, poświęcasz mu się jako zawodnik i trener, to potrzebujesz dyscypliny, w której jesteś sam – opowiada. – Za to kocham tenis, gram w niego od siódmego roku życia. W tym sporcie wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Od tego, jak przygotuję się fizycznie i mentalnie, będzie zależał przebieg meczu. To też świetna forma spędzania wolnego czasu z przyjaciółmi! – dodaje.
Siatkarskie sukcesy w kraju nad Wisłą
Polacy Anastasiego znają co najmniej od 2011 roku, kiedy został selekcjonerem reprezentacji. Zapisał się w jej historii wygrywając rok później Ligę Światową. To był wyjątkowy triumf. Polska odniosła go po raz pierwszy, a włoski trener po raz trzeci, ale po długiej, dwunastoletniej przerwie. W tym samym roku Roger Federer, jeden z ulubionych tenisistów Anastasiego, wygrał swój siódmy, przedostatni Wimbledon w karierze. Podawał to jako argument, kiedy dziennikarze pytali go, czy długa walka po wygraną w Lidze Światowej nie osłabi Polaków przed walką o medal Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
– Skoro Roger przed igrzyskami wygrał Wimbledon, to przez to będzie się z niego mniej cieszył? – pytał dziennikarzy.
W 2013 roku skończył pracę z kadrą, z którą zdobył cztery medale. Złoto i brąz Ligi Światowej, brąz w mistrzostwach Europy i srebro w Pucharze Świata. Do pełni szczęścia zabrakło sukcesu w igrzyskach. W Londynie Polaków w ćwierćfinale zatrzymali Rosjanie.
Później Anastasi kontynuował trenerską karierę w polskich klubach. Najpierw prowadził Trefla Gdańsk, a do 2022 roku był trenerem drużyny z Warszawy, z którą dwa razy zdobył Puchar Polski. W naszym kraju został na ponad dekadę. Dał się zapamiętać na tyle dobrze, że kiedy Polski Związek Piłki Siatkowej poszukiwał dwa lata temu następcy Vitala Heynena, był jednym z kandydatów.
Włoch gra w tenisa i w… padla
– Gdańsk i Warszawa to przepiękne miasta. Życie tam było wspaniałe. Zawsze wskazuję je, kiedy zawodnicy pytają mnie, jakie są najlepsze miejsca do grania w siatkówkę i życia. Zresztą w Warszawie pracę godziłem też z grą w tenisa. Miałem tam trenera, z którym trenowałem na kortach na Mokotowie – mówi.
Po chwili uzupełnia: – Dziś trudniej mi godzić pracę z tenisem. Koledzy ze sztabu częściej wybierają padla, który pomaga mi pozostać w dobrej formie.
Anastasi okazuje się być nie tylko entuzjastą tenisa ale również coraz popularniejszego w Polsce padla. I – o dziwo – bardzo wcześnie zaczął w niego grać. Pierwsze szlify zbierał w Hiszpanii już w 2007 roku. – Rakieta tenisowa cierpliwie na mnie czeka, ale nie zawsze mam dla niej czas. Choć we Włoszech najczęściej oglądam 24-godzinny kanał Super Tennis! – uśmiecha się.
W trakcie rozmowy uciekał wzrokiem na telewizor i zerkał na transmisję spotkania Pucharu Davisa. Tak zaczyna opowiadać o ulubionych zawodnikach. Przez lata w jego czołówce byli Andre Agassi, Pete Sampras, a potem Roger Federer. Wśród dzisiejszych tenisistów też ma swoich faworytów. Wszystkich łączy efektowna gra i wiele widowiskowych meczów na koncie. Taki właśnie musi być tenis według naszego rozmówcy.
– Uwielbiam oglądać Jannika Sinnera i Carlosa Alcaraza. Hiszpan często gra przy siatce, w trakcie meczu zmienia taktykę, jest przy tym dynamiczny i spektakularny. Cenię też Huberta Hurkacza; jest wysoki, sprawny i osiągnął niesamowity poziom – rozpływa się 63-latek.
Serve-and-volley
Uznany szkoleniowiec próbuje do tego nawiązywać na korcie. Wprost przyznaje, że nie jest królem długich wymian. Ulubiona taktyka? – Serve-and-volley – odpowiada w mgnieniu oka.
Tak zaczyna opowiadać o swoim stylu gry. – Kluczowe jest to, czy jestem w okresie regularnych gier czy nie. Na pewno muszę poprawić bekhend, przez lata grałem jednoręczny, ale zmieniłem na dwuręczny. W tym roku nie pomagała też pogoda, bo wysokie temperatury mi nie służą. Z kolei teraz mamy napięty siatkarski kalendarz – wyjaśnia. – Jednak cały czas tenis pozostaje wyborną odskocznią od rzeczywistości – zaznacza.

W maju 2020 roku, kiedy poluzowano najostrzejsze obostrzenia związane z pandemią COVID-19, Anastasi od razu pochwalił się zdjęciem z kortu. Wrócił po długiej przerwie na mecz ze swoim przyjacielem i jednym z najlepszych partnerów do gry, włoskim trenerem Emanuelem Zaninim. Te starcie odbiło się szerokim echem w Polsce, bo po nim Anastasi zapozował do selfie w koszulce z biało-czerwoną flagą. Zdjęcie stało się hitem internetu, być może dlatego właśnie że przypomniał o sobie kibicom z Polski.
– Z Zaninim spotykamy się na korcie od wielu lat. Kiedy złapie dobrą formę, jest naprawdę dobry. Imponuje mi jego pasja do gry i spore doświadczenie. Aż nie mogę doczekać się naszego kolejnego starcia! – niecierpliwi się.
czytaj też: Nowe życie Rogera Federera
Maciej Siemiątkowski